Jak zwykle, ci, na których głosowałem, przegrali

0
0
/

Ci, na których głosuje, zawsze przegrywają. Przez lata były to kolejne partie Korwina. Tym razem przegrała Konfederacja, na którą oddałem głos. Raz eksperymentalnie zagłosowałem, na którego kandydata krytykowałem i on też przegrał (był to Patryk Jaki). Ewidentnie przynoszę pecha – piraci takiego przynoszącego pecha załoganta nazywali Jonaszem. Na szczęście nie mam kompleksu wyższości, nie jestem mitomanem, i uznaje to za przypadkową korelację, a nie zależność. Przyczyną porażek ''sił'' politycznych, które popieram, jest to, że nie są one popularne, a nie moje decyzje wyborcze.

Porażka Konfederacji traumą dla mnie nie jest. Przyzwyczaiłem się do takich porażek (kilkadziesiąt już ich za mną). Dwukrotnie startowałem w wyborach i też przegrywałem. Przede wszystkim nie jestem zaskoczony porażką Konfederacji – skończyło się tak, jak przewidywałem. Uważam, że sens ma głosowanie na tych kandydatów, którzy podzielają moje poglądy.

Po pierwsze Konfederacja przegrała ze strukturą demograficzną. Nasz naród się starzeje, nie ma prostej zastępowalności pokoleń, dalej mamy kryzys demograficzny (program 500+ nic w tej materii nie zmienił, bo nigdzie to się nie udało, był za to sukcesem w kwestii likwidacji ubóstwa wśród młodych rodzin). O wyborach decydują ludzie starsi bardziej z racji wieku zainteresowani tu i teraz, niż przyszłością, elektorat, któremu radykalizm jest obcy (co zapewnia sukces PiS i Koalicji Europejskiej).

Elektorat decydujący o wyborach swój obraz świata buduje za pośrednictwem telewizji. TVP zapewniło sukces PiS, a TVN Koalicji Europejskiej. Do telewizji nie byli dopuszczeni przedstawiciele Konfederacji, więc nie mieli możliwości zaprezentować swoich podglądów wyborcom. Można oczywiście słusznie narzekać, że taka forma cenzury jest sprzeczna z demokracją. Jednak trudno się dziwić, że PiS zadbał o swój interes polityczny, że jest realistyczny, a nie idealistyczny — życie jest brutalne i jak się chce odnieść sukces, to trzeba grać brudno, bezwzględnie niszcząc wszelką konkurencję.

Wynik wyborczy wykazał, że nie internet a właśnie telewizja decyduje o wygranej (prasy papierowej już nikt nie bierze na poważnie). Obecność w internecie to jednak za mało. Tym bardziej, gdy portale internetowe też mają swoją politykę wynikającą z sympatii właścicieli – nie można się dziwić, ktoś, kto zainwestował pieniądze, może wykorzystywać swój portal zgodnie z ze sympatiami (a okazało się, że część właścicieli patriotycznych portali internetowych żywi niechęć do Konfederacji – nie ma w tym nić nagannego, każdy ma prawo do swoich sympatii i antypatii politycznych).

Wyborcy Konfederacji nie mogą mieć przy tym pretensji do wyborców PiS, że nie uwierzyli w przekaz Konfederacji. Ludzie mają do wyboru wiele różnych przekazów, które są sprzeczne. Muszą dokonać jakiegoś wyboru i wybierają zazwyczaj ten przekaz, który jest silniejszy (silniejszy przekaz wydaje się prawdziwszy). Najsilniejsza jest narracja PiS – racja leży w oczach ludzi po stronie silniejszych.

Realia dla polskich narodowców, prawicowców, konserwatystów, przeciwników aborcji czy Unii Europejskiej, katolików przywiązanych do przedsoborowego nauczania Kościoła, są takie, że niewielu Polaków podziela nasze poglądy. Nie mamy wsparcia ze strony instytucji kościelnych, publicznych pieniędzy, mediów. Rzeczywistość skazuje nas marginalizacje i wykluczenie. Brutalnie mówiąc, wielokrotnie pokazano nam, że we współczesnej Polsce nie ma dla nas miejsca. Możemy pozostać wierni swoim poglądom i przegrywać kolejne wybory albo wyrzec się swojej tożsamości i głosować na partie niepodzielające naszej wizji świata.

Moim zdaniem warto byłoby spróbować, choć nie dam głowy, że przyniosłoby to lepszy skutek, nowej, odmiennej od dotychczasowej, formy działalności. Do tej pory nasze ''siły'' polityczne opierały się na różnych charyzmatycznych liderach głuszących pogardę dla demokracji, frazesach udających program, braku struktury terenowej, pospolitym ruszeniu ludzi od sasa do lasa.

Czas spróbować nowy model działalności, za którym konsekwentnie opowiadam się od lat (odnoszę wrażenie, że tylko ja). Po pierwsze musimy przeprowadzić dyskusje programową, jasno określić co uznajemy za wyzwania dla naszego narodu i jak chcemy wyzwaniom i problemom sprostać (tego od lat nasze środowiska nie robiły, bo pokutowało wśród liderów przeświadczenie z czasów LPR, że program to zły dogmatyzm i nie wolno się takim dogmatom politycznym zniewalać). Moim zdaniem program jest niezwykle ważny, dzięki niemu wiemy, co chcemy zrobić, jakie mamy cele, to uznajemy za dobre i co złe – dzięki tej wiedzy jednostki mogą razem podjąć wspólne działania. Problemem Konfederacji był brak takiego programu, dzięki czemu w pospolitym rudzeniu mogli się znaleźć przeciwnicy aborcji i homo rewolucji, oraz osobnicy, którzy w zeszłym roku szli pod pedalskimi flagami w awangardzie homo rewolucji.

Po drugie wokół jednoznacznego programu trzeba przeprowadzić szeroką akcję rekrutacyjną i zbudować strukturę terenową. Działalność polityczna wymaga wielu zaangażowanych osób, które będą przekonywać kolejne osoby. Takiej szerokiej rekrutacji nie chcą liderzy bojący się, że wśród rekrutowanych mogą pojawić się konkurenci.

Po trzecie struktura i tożsamość partii prawicowej musi być demokratyczna. Nie da się zmienić Polski, jeżeli nie przekona się do tego Polaków – to jedna z najważniejszych nauk Romana Dmowskiego czy Romana Rybarskiego. Tożsamość narodowej demokracji była zawsze demokratyczna. Niestety na polskiej prawicy dominują liderzy wrodzy demokracji, monarchiści z ducha, którzy chcą zmieniać Polskę, nie mając poparcie Polaków – nie można więc się dziwić, że ta monarchistyczna pogarda dla Polaków (sprzeczna wbrew twierdzeniom monarchistów z tradycyjnym nauczaniem Kościoła) owocuje klęskami.

Oczywiście może triada Bodakowskiego (program, organizacja w terenie, demokratyczny charakter) nie zapewni sukcesu. Ludzie może naprawdę pragną wysokich podatków, szkodliwych przepisów, terroru Unii Europejskiej, homo rewolucji, może naprawdę katolicyzm i wolność są im obce. Na szczęście dla nas żyjemy w perspektywie życia wiecznego, czynimy dobrze by zostać zbawionymi. Wiec walczyć trzeba ze złem niezależnie od tego, czy daje, czy nie daje nam to profitów tu na ziemi. Nasza nagroda jest w niebie. Można oczywiście odczuwać dyskomfort, że tu i teraz jest się przegranym, ważniejsze jest jednak poczucie, że w dobrych zawodach się wystąpiło, bieg się ukończyło, wiary ustrzegło.

Wynik 4,55% dla Konfederacji pokazuje, że tylu mamy prawicowych radykałów, których można było zmobilizować skromnymi środkami wbrew cenzurze. To nie jest mało. Cieszyć może katastrofalny wynik (z racji na obecność w mediach, ideowość, pracowitość) Lewicy Razem 1,23%. Podobnie można odczytywać satysfakcje z klęski (obecnego w mediach) Kukiza (a szczególnie Marka Jurak), który zdobył 3,71 (dzięki temu Kaczyński wie, że Kukiza i Jurka może posłać na śmietnik historii). Warto podkreślić, że komitety kierowane do środowisk lewicowych (Koalicja Europejska, Wiosna, Lewica Razem) zdobyły 45.12%, a komitety kierowane do polskich patriotów (PiS, Konfederacja, Kukiz) 54.27% (niestety więc nie większość konstytucyjną). Należy też pogratulować sukcesu PiS, który zdobył prawie 10% więcej niż koalicja antyPiS składając się z wielu partii.

 

Jan Bodakowski

Źródło: Jan Bodakowski

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną