Zdaniem Michalkiewicza globalne ocieplenie to bzdura, pic na wodę i fotomontaż

Najbardziej znienawidzony przez środowiska żydowskie i szabesgosjskie felietonista - Stanisław Michalkiewicz w swoim artykule „Nadchodzą nowe czasy” opublikowanym na łamach dwutygodnika „Najwyższy Czas!” wykpił bzdurne tezy o rzekomym globalnym ociepleniu.
Według Stanisława Michalkiewicza możni tego świata ogłosili, „że największym zagrożeniem dla ludzkości i przyczyną nadchodzącej katastrofy jest klimat. Co prawda był on zawsze, ale rzecz w tym, że ostatnio się zbisurmanił. Odkrył to były wiceprezydent Sanów Zjednoczonych Al Gore i nawet dostał za to nagrodę Nobla. Chodziło mu o to, że klimat się ociepla i to w dodatku w skali globalnej. A ociepla się, ponieważ ludzkość emituje coraz więcej gazów cieplarnianych, ze złowrogim dwutlenkiem węgla na czele. Jeśli tedy chcemy, by klimat przestał się ocieplać, ludzkość musi ograniczyć emisję gazów cieplarnianych i w ten sposób odsunie od siebie widmo katastrofy”. W bzdury opowiadane przez wiceprezydenta USA uwierzyło mnóstwo ludzi, bo „większość ludzi, to poczciwcy, którzy wierzą nie tylko politykom, ale nawet temu, co pokazują w telewizji”.
Zdaniem Stanisława Michalkiewicza bzdury o globalnym ociepleniu zacieli firmować naukowy, którzy twierdzą, „że jeśli nawet jest zimno, to dlatego, że w gruncie rzeczy jest ciepło. Bardzo wielu naukowców bowiem gotowych jest skapitalizować swoje naukowe tytuły poprzez głoszenie prawd, na których zatwierdzenie dają tzw. „granty” - w dawnej Polsce zwane „jurgieltem”. Sprzyja temu tzw. postmodernizm, którego przedstawiciele głoszą, że prawdy w ogóle nie ma, a skoro tak, to wszystko jedno, co się za pieniądze potwierdza swoim naukowym tytułem”.
Jak przypomina w swoim artykule Stanisław Michalkiewicz „kiedy jednak głoszenie poglądu, że klimat się ociepla stało się ryzykowne, co groziło nawet obcięciem „grantów” (...), wtedy modni naukowcy i agitatorzy inaczej, to znaczy – ostrożniej rozłożyli akcenty. Walczyć oczywiście trzeba, ale już nie z „globalnym ociepleniem”, tylko ze „zmianami klimatycznymi”. To wydawało się bezpieczne, bo klimat, jak wiadomo, nieustannie się zmienia, więc tak czy owak, można będzie z tymi zmianami walczyć, to znaczy – inkasować granty i kolekcjonować zaszczyty”.
Według Stanisława Michalkiewicza „walki z globalnym ociepleniem tak całkiem nie zaniechano, bo starsi, mądrzejsi i przedsiębiorczy zwąchali w tym całym ociepleniu możliwość wyciśnięcia szmalu. (…) Skoro tedy na poprzednim etapie ustalono, ze przyczyną „zmian klimatycznych” jest emisja gazów cieplarnianych ze złowrogim dwutlenkiem węgla na czele, to potrzeba aktywizmu natchnęła biurokratów kierujących państwami do ustanowienia limitów emisji tego gazu. Zgodnie z tą koncepcją, każdemu państwu przyznano określony limit, a jakby które chciało wyemitować tego gazu więcej, to musi wykupić sobie dodatkowy limit od innego państwa. W ten oto sposób biurokratyczne pragnienie poddania kontroli coraz to nowych dziedzin, wyszło naprzeciw pragnieniu wyciśnięcia szmalu – tym razem z powietrza. Rozwinął się bowiem handel limitami, a ten, jak wiadomo, wymaga obrotnych pośredników – a któż lepiej nadaje się do tej roli, jak nie starsi i mądrzejsi? Toteż zabezpieczyli oni ten interes również na odcinku medialnym. Media, zwłaszcza te postępowe, z upodobaniem „biją na alarm”, co wśród mikrocefali umacnia przekonanie o grozie globalnego ocieplenia, o zabójczym wpływie smogu (...), więc trzeba przestać palić węglem i drewnem, tylko przejść na gaz, co wymaga zainstalowania specjalnych piecyków, no i zakupu jedynie słusznego gazu amerykańskiego. Bo jeśli kupuje się złowrogi gaz z Rosji, to nie ma dywersyfikacji, a jeśli kupuje się przyjazny środowisku gaz amerykański – to jest. (…) trzeba też nosić maseczki (...) i jeździć po świecie rowerami, a w ostateczności – elektrycznymi samochodzikami, w które, w ramach przychylania nam nieba, zamierza zaopatrzyć nas pan premier Morawiecki”.
W opinii Stanisława Michalkiewicza hucpa wokół globalnego ocieplenia, to bzdura, pic na wodę i fotomontaż, bo zmiany klimatu, w tym ocieplanie czy ochładzanie klimatu to w historii naszej planety coś normalnego, i z racji nie istnienia przemysłu w przeszłości, nie można ludziom przypisywać zmian klimatycznych.
Jak przypomina Stanisław Michalkiewicz miany klimatu na ziemi są zależne od wpływu ciał niebieskich w kosmosie, które regularnie na naszą planetę oddziałują. Według felietonisty „działalność człowieka, która zresztą w skali Ziemi ma charakter zaledwie śladowy, nie ma na te zmiany większego, a może nawet żadnego wpływu. W tej sytuacji porozumienie paryskie, na podstawie którego ludzkość zobowiązała się, że nie dopuści do wzrostu temperatury na Ziemi powyżej 1,5 stopnia Celsjusza”.
Pisząc o konsekwencjach bredni o globalnym ociepleniu Stanisław Michalkiewicz stwierdził, że „skoro już przyjęto założenie, że przyczyną niekorzystnych zmian klimatycznych jest działalność człowieka, to wniosek nasuwa się sam. Trzeba zredukować gatunek ludzki do poziomu bezpiecznego dla środowiska. Toteż prof. Paweł Ehrlich, z pierwszorzędnymi korzeniami, od dziesiątków lat forsuje pomysł redukcji liczebności gatunku ludzkiego najwyżej do miliarda osobników”. Jak przypomina felietonista Adolf Hitler taką redukcje zaczął od Żydów. Felietonista złośliwie proponuje by by media i popkultura tak wytresowały ludzi by dobrowolnie zgadzali się na swoją likwidacje czy na wyeliminowanie prokreacji.
Jan Bodakowski
Źródło: JB