Szukają stalinowskiego prokuratora, który żądał śmierci „Inki”. Będą protesty pod jego domem?

0
0
0
/

- Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba – to ostatnie słowa Danuty Siedzikówny ps. Inka. Prokurator, który żądał jej śmierci żyje i pobiera kilkutysięczną emeryturę. Ciekawe, co opowiada swoim wnukom...

 

Wiadomo, że Wacław Krzyżanowski w 1946 był oskarżycielem posiłkowym w pokazowym procesie Danuty Siedzikówny. Zażądał kary śmierci dla - wówczas niepełnoletniej, 17-letniej sanitariuszki wileńskiej Armii Krajowej. Została zamordowana 28 sierpnia w Gdańsku.

 

Miejsce pochówku Danuty Siedzikówny wciąż nie jest znane. We wrześniu, w ramach prac zespołu ds. poszukiwań nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego IPN na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku odnaleziono nieoznaczony grób, w którym prawdopodobnie spoczywają szczątki Inki oraz rozstrzelanego z nią Feliksa Selmanowicza ps. Zagończyk.

 

Przypomnijmy, w dokumentach zachowanych w archiwum IPN znajduje się „Prośba o łaskę” do „Obywatela Prezydenta”, czyli Bolesława Bieruta, napisana 3 sierpnia 1946 r. Została zredagowana przez obrońcę „Inki” z urzędu, Jana Chmielowskiego. Pisana jest w pierwszej osobie („Ja, Danuta Siedzikówna”). Nie została jednak podpisana przez „Inkę”, tylko przez Chmielowskiego. „Inka” odmówiła, ponieważ w tekście Chmielowski pisał o jej kolegach z oddziału jako o „bandzie”.

 

W grypsie do sióstr Mikołajewskich z Gdańska, krótko przed śmiercią, „Inka” napisała: Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba. Po śmierci rodziców babcia była jej szczególnie bliska, opiekowała się jej siostrami: Wiesią i Irenką.

 

Po 1989 roku, prokuratorzy IPN postawili przed sądem byłego prokuratora wojskowego Wacława Krzyżanowskiego, oskarżając go o udział w komunistycznej zbrodni sądowej. Jednak sąd II instancji uniewinnił go. Mimo kasacji wyroku dokonanego wobec Danuty Siedzikówny, żądający jej śmierci prokurator Wacław Krzyżanowski do dziś nie został skazany. Mieszka w Koszalinie, pobiera wysoką emeryturę.

 

Warto wiedzieć, że był to na tyle wpływowy prokurator, że sąd przychylił się do jego aktu oskarżenia przeciwko Heinzowi Baumannowi, 19-letniemu gdańskiemu Niemcowi, który znalazł w lesie broń i upolował nią sarnę. W tym wypadku prokurator także zażądał kary śmierci, którą wykonano 9 sierpnia 1946.

 

Na profilu facebookowym „Żądamy Państwowego pogrzebu dla Danuty Siedzikówny” pojawił się wpis o następującej treści: „Wacław Krzyżanowski - to prokurator, który zażądał kary śmierci dla "Inki" - ŻYJE, w Koszalinie - pobiera wojskową emeryturę (kilka tysięcy złotych miesięcznie). Nigdy nie został skazany. To nie jest wolny kraj a jego karykatura!! - żyjemy obok oprawców, który mordowali patriotów!!. I tutaj wkracza INTERNET - SZUKAM ZDJĘCIA tego gada aby je upublicznić aby chociaż na starość ten człowiek wiedział, że nie ma w Polsce miejsca dla zdrajców. JEŚLI KTOKOLWIEK WIE GDZIE MIESZKA lub MA JEGO ZDJĘCIE - proszę o kontakt. Bardzo chętnie pojedziemy pod jego dom/mieszkanie w Koszalinie ze znajomymi zorganizować manifestację, zrobić mu zdjęcia. Proszę UDOSTĘPNIĆ wiadomość!

 

Wacław Krzyżanowski, gdy wydawał akt oskarżenia, był zaledwie o pięć lat starszy od swojej „ofiary”. Dziś ma 91 lat. Czy pod jego domem będą odbywały się protesty w rocznicę zamordowania Danuty Siedzikówny?

 

Michał Polak

 

Marcin Horała, radny z Koszlina na swoim blogu napisał:

 

Gdzieś w Koszalinie żyje sobie pan Wacław, emeryt. Mieszka w bloku na drugim piętrze. Już wcześnie rano krząta się po mieszkaniu. Herbatę zaparzy, jajecznicę usmaży, posłucha radia. Potem bierze pieska na smycz i idzie do kiosku po gazetkę. Po drodze zamieni dwa słowa z panią Halinką z bloku obok i sąsiadem z parteru, który znów boryka się z odpaleniem swojego starego auta. Pani w kiosku ma już dla pana Wacława przygotowane „to co zwykle”. Pan Wacław wraca z gazetą do domu, podlewa kwiatki, zaparza drugą już tego dnia herbatę i w wygodnym fotelu zasiada do lektury.

 

Danuta Siedzikówna, „Inka” to postać, której nie trzeba przedstawiać. A może, niestety, właśnie trzeba. Ojciec leśnik, wywieziony w 1940 na Syberię, z której udało mu się wyrwać z armią Andersa, umarł w 1943 roku w Teheranie. W tym samym roku matkę za współpracę z podziemiem zamordowało Gestapo. Danusia, rocznik 1928, na przełomie 1943 i 1944 wstąpiła do Armii Krajowej. Po przejściu frontu, aresztowana przez NKWD za współpracę z polskim podziemiem, została odbita z konwoju przez jeden z patroli 5 Wileńskiej Brygady AK majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Od tej pory służyła w różnych jej oddziałach jako sanitariuszka. Opatrywała rannych, w tym również wziętych do niewoli żołnierzy LWP i funkcjonariuszy MO i MBP. Zaaresztowana przez UB w Gdańsku w lipcu 1946 roku. Pomimo bicia i poniżania w śledztwie odmówiła składania zeznań obciążających żołnierzy AK. Nie podpisała wniosku o ułaskawienie, w którym o Brygada Wileńska AK nazwana była „bandą”. W grypsie przemyconym z więzienie napisała: „powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”. Skazana na karę śmierci, została zastrzelona w więzieniu przy ul. Kurkowej w Gdańsku w dniu 28 sierpnia 1946 roku. Przed plutonem egzekucyjnym zdążyła krzyknąć „Niech żyje Polska! Niech żyje „Łupaszko”!”. W dniu egzekucji nie miała jeszcze ukończonych 18 lat.

 

Co wspólnego mają „Inka” i pan Wacław z drugiego piętra? Ano pan Wacław, emeryt z drugiego piętra to Wacław Krzyżanowski, prokurator, który był oskarżycielem w procesie „Inki” i żądał dla niej kary śmierci. Kary śmierci dla niepełnoletniej sanitariuszki. W dwóch instancjach niezawisłego sądu III Rzeczpospolitej prawomocnie uznany za niewinnego przestępstwa udziału w komunistycznej zbrodni sądowej. Oczywiście nie wiemy czy mieszka w bloku czy willi i czy z rana konsumuje jajecznicę z herbatą czy może kanapki i kawę. Faktem jest że żyje do tej pory w Koszalinie, nie niepokojony więcej przez wymiar „sprawiedliwości”.

 

To właściwie wystarczy za odpowiedź tym, którzy dziwią się jak mogę z gruntu odrzucać III RP. Wszak to jedyna realna Polska, jaką mamy. Państwo w którym dzieci uczą się historii naszego kraju (choć w coraz mniejszym wymiarze godzin), gdzie nikt nie ściga za wywieszenie flagi na 11 listopada (choć za chodzenie z nią po ulicy to już czasem można dostać w gębę np. od niemieckich „antyfaszystów”), gdzie możemy kupować mieszkania (na kredyt), samochody (na drugi kredyt) i jechać na wczasy do Tunezji (na trzeci kredyt). Przecież to państwo może nie idealne, ale całkiem znośne.

 

No cóż, grób pobielany też bywa całkiem znośny. Z wierzchu. Bo jakby trochę poskrobać to trafi się na denata Michała Falzmanna, zbyt dociekliwie badającego sprawę FOZZ. I na „grube Ryśki” które się właśnie na tym temacie utuczyły i mają się od śp. Flazmanna znacznie, ale to znacznie, lepiej. Trafi się na przedziwną korelację karier w mediach publicznych i prywatnych z posiadaniem taty w stopniu od kapitana SB (alternatywnie – WSW) wzwyż. Albo na podobnie przedziwną korelację pomiędzy szczytami listy najbogatszych Polaków a faktem bycia zarejestrowanym jako TW czy KO komunistycznych służb specjalnych. Albo na fakt, iż pierwszym skazanym w sprawie morderstwa Stanisława Pyjasa był jego kolega Bronisław Wildstein. Za „zniesławienie” profesora Marka, który wydał ekspertyzę potwierdzającą nieszczęśliwy wypadek jako przyczynę śmierci Pyjasa (a że prywatnie przyznał, że „Pyjasowi ktoś dał po mordzie” to już inna kwestia). O mógłbym tak długo, niestety.

 

Nawet więc jeżeli na chwilę bym zapomniał, że te stadiony, drogi i ciepła woda w kranie są mocno na kredyt i wkrótce się skończą. Nawet wtedy jakoś nie mógłbym pozostać przy radosnej konsumpcji tego grilla, którego nam III RP serwuje. Nie mam apetytu, za duży smród.

 

Nawet odstawmy na bok tych Falzmanów, Pańków, te FOZZy, tych profesorów Marków, tych Urbanów jeżdżących jaguarami. Stefana Michnika i Helenę Wolińską, których żaden polski Mossad nie porwał by kraju odpowiedzieli za swoje zbrodnie. Odwróćmy nawet wzrok od ludzkich szczątków walających się w przekopanym na metr w głąb smoleńskim błocie. Nie będziemy na to wszystko patrzeć i pozostaniemy przy jednym fakcie. Że taka kanalia jak Wacław Krzyżanowski, współmorderca „Inki”, jest żyjącym spokojnie emerytem panem Wacławem, uznanym za niewinnego wyrokiem niezawisłego sądu demokratycznego państwa prawa. To jedno wystarczy, żeby powiedzieć: srać na taką demokrację, srać na takie prawo. I trzeba obalić to państwo.

 

fot. arch.

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną