Polak bez historii i tradycji, tej wielowiekowej spuścizny, właściwie nie istnieje

0
0
/

bodes_2Z twórcą malarstwa patriotycznego Stanisławem Bodesem rozmawia Jan Bodakowski. Jak zajął się Pan malarstwem patriotycznym? Czy jest to Pana pasja czy zawód? - Nie miałem jeszcze 17 lat, kiedy zacząłem malować pierwsze obrazy i rysować do nich sylwetki bohaterów, a zaraz potem wyobrażenia i szkice do nowych obrazów. Dzisiaj jest to rzecz prawie nie do uwierzenia, gdy mówię, że swoje życie zaplanowałem, kiedy nie miałem jeszcze 20 lat. W tym roku obchodzę 50-lecie pracy twórczej jako malarz-batalista. Jak widać dysponuję dość bogatym rodowodem nie tylko artystycznym, ale jakby było mało, to jest jeszcze historia 1000-letnich dziejów oręża polskiego. Wyszło na światło dzienne moje przywiązanie do historii prawdziwej, patriotycznej, z której wybieram do dziś setki bohaterów z całego polskiego dziedzictwa, którzy swoją przelaną krwią w obronie „Świętej Ojczyzny” udowodnili nam wszystkim, na czym polegała różnica między odwagą a tchórzostwem, czy między patriotyzmem a antynarodową wrogością. To tylko część jednej z wielu pasji, a po doliczeniu kilku innych zainteresowań w trakcie lat spędzonych przy tworzenia obrazów, wychodzi, że to może być także zawód, bowiem poświęciłem bardzo dużo czasu historii polskiego oręża i martyrologii narodu, który po obliczeniu ilości ofiar i cierpień nie sobie równych w Europie.   Wiele z Pana obraz ilustruje wydarzenia z historii Polski, czemu akurat ta tematyka jest tak Panu bliska? - To była jedyna wartościowa alternatywa na czerwoną rzeczywistość, kiedy panoszyła się w naszym kraju dyktatura socjalizmu z towarzyszami w roli głównej. Starano się przy każdej okazji awansować najgorszej jakości bohaterów, którzy zdradziecko pomagali obcym podbijać nasz kraj. Wracam przy okazji jubileuszu do początków pracy twórczej. Jak szara i zła była wtedy rzeczywistość, kiedy się było po drugiej stronie. W muzeach wiele tzw. kontrowersyjnych obrazów było schowanych w magazynach, bo pokazywały tematy, które były na indeksie. Kupowałem więc za pierwsze zarobione pieniądze książki, najlepiej ilustrowane (często czarno-białe), przy których to musiała pracować wyobraźnia. W duszy widziałem po lekturze niezmierzone chmary wrogów, najeżdżających nasz kraj. Czułem, że Polacy musieli ową nieprzyjacielską przewagę nadrabiać wielką walecznością, bohaterstwem, wysokim morale, czyli właśnie patriotyzmem, dzięki któremu byliśmy w stanie odnosić wspaniałe zwycięstwa nawet w sytuacjach beznadziejnych. Właśnie dla tej prawdy, dla wielkiego szacunku przodków naszych, maluję do dzisiaj od 50 lat obrazy sławiące polski naród i jego wspaniałych żołnierzy. Od wielu lat w Polsce promowani są artyści wrogo nastawieni do Polski i jej historii, do Polaków i ich tożsamości. Można odnieść wrażenie, że plucie na Polskę i szydzenie z Polaków jest gwarantem kariery? Czy nie kusiła Pana taka wygodniejsza droga gwarantująca prestiż i zapewne wymierne korzyści? - Progi wielu karier zaczęły się dość dawno, bo zaraz po 1945 roku i potem, kiedy większość kolaborantów była odpowiedzialna za wewnętrzną politykę kulturalną i jeszcze siebie nazywali Polakami. Ilu z nich zmieniało nazwiska, paszporty, żeby zakamuflować swoje pochodzenie, które musiały zostać ukryte. Pytanie wystarcza właściwie za odpowiedź, bo wszystkie beneficja rozdawano swoim lub tym, którzy podpisywali odpowiednie druki. Żeby się zasłużyć, hurmem zaczęto brać czynny udział w opluwaniu przedwojennej Ojczyzny. Postępująca dość szybko degradacja historyczna i obywatelska czyniła ogromne straty w umysłach ludzi, a zwłaszcza młodzieży, którą starano się zawładnąć. Gdyby tak wziąć kilkunastu sławnych autorytetów, to wszyscy moglibyśmy zobaczyć jak wzorem radzieckich generałów ich garnitury są obwieszone podobną ilością odznaczeń i orderów. Jakoś od dwudziestu kilku lat do tych starych wyróżnień już w wolnej Polsce doczepiane są nowe i dzieje się to bez uszczerbku na ich honorze, bo muszą być za wszelką cenę na górze. Po co wpływowe środowiska tak zażarcie walczyły w kulturze z patriotyzmem? - To akurat jest łatwo rozszyfrować nawet bez pomocy IPN-u, łatwiej było sterować ludźmi, gdy byli pozbawieni historii czy tradycji. Wraz z nowym reżimem zaczęły do nowych urzędników dołączać kolejne grupy artystów spragnionych sławy i zaszczytów oraz dużych pieniędzy. Nieważne jak, byle być na szczycie. Patriotyzm stał się pożywieniem dla „ciemnogrodu”. Nowe elity zabiegały tylko o jak najlepsze stanowiska, kolejne wydania swoich książek, produkcje i role filmowe, sami po drodze byli coraz częściej cenzorami wobec innych, trzeba było tylko jeszcze dokopać sanacyjnej Polsce i jej obrońcom, a kariera murowana. Według najnowszych materiałów, największe straty podczas wojny i w latach następnych poniosła polska historia i to ona była najbardziej zwalczana po jej zakończeniu. Sporo tych ohydnych dowodów zostało zachowanych (książki), także sporo efektów pracy wielu rzeźbiarzy czy malarzy możemy oglądać w pawilonie pięknego pałacu w Kozłówce. Dlaczego tam? Chyba tylko przez nienawiść do starego i niezwykle zasłużonego rodu Zamoyskich. Dziwię się od lat, że dotąd nie wyrzucono z pałacowego muzeum tych antypolskich dzieł sztuki, które od dawna zaśmiecają polską pamięć Pana obrazy niewątpliwie ukazują, że Polacy mogą być dumni z swoich przodków. Co szczególnie w naszej historii powinniśmy podkreślać? - Wszystko co maluję, idę tą samą drogą za głosem serca, czyli śladami polskich artystów, którzy swoje dzieła poświęcili przeszłości narodowej i najważniejszym fragmentom historii. Od dawna podkreślam, że malarstwo batalistyczne jest najtrudniejszą i najbardziej odpowiedzialną dziedziną malarstwa w dobie zwłaszcza sztuki współczesnej. Dlatego wbrew nowej modzie maluję polskie dzieje, bo to wielki zaszczyt dla mnie tworzyć kolejne obrazy z naszej historii. Bez dotacji, bez pomocy sponsorów od samego startu, czyli od 1967 roku pracuję dzięki własnym skromnym zasobom, ale za to w zgodzie z własnym sumieniem stworzyłem inny rodzaj historii, biorąc pod pędzel 1000-letnie dzieje oręża polskiego. Nie tracę jednak czasu na zbędne żale, bo to nie po męsku czy rycersku. Robię swoje, a legenda batalisty, która przylgnęła do mnie jest moją trwałą nagrodą. Namalowałem wiele zwycięstw i wiele klęsk, bo czasami tragedia jest bardziej wyrazista, przejmująca i chwytająca za serce. Podobnie jest z bohaterami moich obrazów, wybierałem w swojej pracy takich, których nie trzeba po latach się wstydzić, zawsze będą wzorem polskiego patriotyzmu dla następnych pokoleń. Wystarczy poznać moją twórczość, a wnioski każdy mądry człowiek i przyjaciel narodu polskiego wyciągnie sam i jak napisałem w warszawskim katalogu do wystawy pt.„Orężne dzieje bliskie Polakom”, że dzisiejsze i następne pokolenia muszą być podobne do pokolenia „Kolumbów”, które, gdy przyszła ich pora udowodniało światu, co jest warte. To są wartości stałe. Przypominam o tym ciągle podczas spotkań, że obrona Ojczyzny, to wartość nadrzędna dla której tysiące naszych rodaków oddało życie i te ofiary mają być świętością dla następców, inaczej populacja dziczeje i następuje powolny rozpad społeczeństwa. W swej twórczości pieczołowicie odtwarza Pan wszelkie detale. Jak wygląda zbieranie dokumentacji do poszczególnych prac? - Tak, jestem z tego dumny, że z taką dokładnością odtwarzam liczne fakty z historii, bo nic tak nie uwiarygodnia scenerii, jak precyzyjna dokumentacja ubiorów, broni czy ekwipunku. Po to przez lata zbierałem po całej Europie liczne książki, albumy ze strojami, orężem czy sztandarami ze wszystkich epok dla przedstawiania coraz bardziej wiarygodnych wydarzeń. Przez ten czas starałem się zostać znawcą nie tylko wszelakiego oręża, ale wszystkich pokrewnych dziedzin z historii munduru, barw, heraldyki czy obyczajów wojennych, kodeksu rycerskiego, strategii i wielu jeszcze rzeczy. Piękno starej broni, której wiele zachowanych egzemplarzy przekonuje mnie, że to wybitne dzieła sztuki. Takie rekwizyty, to amulety w moich obrazach, a namalowanie różnych okazów plus stopień trudności jest wkomponowane w moją dziedziczną spuściznę, którą dostałem jak widać w genach. Trzeba się z tym po prostu urodzić, bo nie można się tego, tak zwyczajnie nauczyć. Malarstwo historyczne dzisiaj nie istnieje, to tak naprawdę wielki zaszczyt dla mnie, wyjątkowe powołanie oraz misja, której przysięgę wierności złożyłem już dawno i jak widać pozostałem wierny zasadom, które wyniosłem z domu. Czy Pana zainteresowanie dziejami Polski to tradycja rodzinna? - Być może, że taką schedę otrzymałem po swoich kochanych rodzicach. W rodzinie mojej też było kilku żołnierzy czy partyzantów, którzy walczyli, kilku poległo, a jeden 37-letni bohater otrzymał pośmiertnie order „Virtuti Militari” V klasy. Kilku zostało zamordowanych, więc także dla nich maluję obrazy z których przebija polska odwaga i patriotyzm, a w mojej pasji malarskiej, często pojmowanej jako barwne opowieści niezwykłych aktów ludzkiego bohaterstwa i sławy, którą Polacy tak umiłowali. Przeczytałem wiele tysięcy książek i publikacji, wyszukując istotne fakty, które po opracowaniu przenoszę na płótno czy karton. Proszę zapamiętać, że już 50 lat maluję historię narodu polskiego i nigdy nie miałem zamiaru tego zmieniać, od kiedy zrozumiałem, że to nie jest zwyczajne uprawianie malarstwa czy tzw. sztuki. Doceniłem najbardziej ten dar opatrzności podczas stanu wojennego, kiedy malowałem historie narodowego oręża, to wtedy uświadomiłem sobie, że obowiązek wierności historycznemu powołaniu zasługuje na moją największą uwagę. Po co Polakom jest patriotyzm w sztuce i kulturze? - To tak, jakby się pytać po co człowiekowi jest potrzebne powietrze czy woda. Polak bez historii i tradycji, tej wielowiekowej spuścizny właściwie nie istnieje. Taki nowoczesny obywatel odcinający się od przeszłości, to kosmopolita, bezpaństwowiec. Wszędzie mu dobrze, gdzie lepiej płacą. (nie należy do nich zaliczać dawnej i nowej, tej prawdziwej Polonii, która reprezentuje polskie tradycje na obczyźnie i utrzymuje przyjazne związki z Ojczyzną). Czasem z wyrzutem dywaguję, dlaczego współczesny polityk, artysta czy osobowość medialna nie może żyć w symbiozie z historią, świecić innym przykładem i być osobą, która na takie wyróżnienie zasługuje. Okazuje się, że nie, dopiero jak dokopie, jak ośmieszy drugiego człowieka, to wtedy zbiera gratulacje. Moje malarstwo jest moją pełną wiedzy tęsknotą za dawną potęgą Rzeczpospolitej Obojga Narodów, krótkim okresem II Rzeczpospolitej w której polska przeszłość była szanowana i stała na bardzo wysokim miejscu. Do wielu ludzi docierają w końcu moje obrazy czy opowieści o wspaniałych rycerzach, ułanach czy powstańcach, czyli o obrońcach polskich granic i narodowych wartości, którymi możemy się szczycić w całej Europie i na świecie. Jacy twórcy sztuki i kultury tworzący dzieła przepełnione patriotyzmem są panu bliscy? - Tacy, których postawa i praca dobrze świadczyła o ich przynależności do polskiego narodu. Nie wystarczy mówić tym samym językiem, być uznanym twórcą, ale powinno się jeszcze godnie reprezentować kraj swego pochodzenia. Od kilkudziesięciu lat zbieram wszystkie materiały, które mają mi pomóc przy malowaniu obrazów. Jak sięgam pamięcią, zawsze darzyłem wielką sympatią takich artystów jak, J. Brandt, trzech Kossaków, A. Grottger, St. Wyspiański, L. Wyczółkowski, J. Fałat, J. Chełmoński, W. Gerson czy A. Wierusz-Kowalski i wielu innych. Zaliczam do nich takie sławy jak A. Mickiewicz, J. Słowacki, Norwid czy St. I. Witkiewicz. Mógłbym wyliczać jeszcze bardzo długo setki różnych i bardzo ważnych nazwisk, co świadczy, że Polacy w historii, nauce i sztuce są niezwykle utalentowanym i bardzo ofiarnym wobec siebie i innych narodem. A jacy twórcy swój talent wykorzystywani do niszczenia ducha narodowego? - W tej sprawie istnieje też całkiem spore grono znanych i wpływowych osób ze świata sztuki, kultury, którzy od bardzo dawna w świetle jupiterów zaczynali swoją antypolską działalność. W imieniu i pod płaszczykiem czerwonego reżimu, wybrali sławę, zaszczyty i niezwykle intratne posady w wielu kluczowych instytucjach kultury. Mieli tylko pomagać władzy w zniewoleniu narodu i brać udział w zniesławianiu wszystkich obrońców polskiego państwa podziemnego. Pod płaszczykiem sztuki fałszowali historię na wszystkie sposoby, bo było to niezwykle dobrze płatne zajęcie. Nie będę wymieniał ich nazwisk, bo to wstyd, a zapewniam, że sławne to były osoby, a niektórzy jeszcze są autorytetami z pierwszych stron gazet lub z domowych gabinetów, kiedy zabierają głos. Jednym z Pana marzeń jest stworzenie panoramy Grunwaldzkiej. Proszę przybliżyć Czytelnikom ten projekt. - To mój najważniejszy w życiu pomysł uczczenia i zrobienia wielkiej bitwy w panoramie na wzór „racławickiej”. Od 2004 trwają prace nad stworzeniem ogromnej kompozycji batalistycznej, która przedstawiać będzie całodniową bitwę z Krzyżakami. Będzie to najbardziej wiarygodna wersja batalii z 1410 roku, w której wzięło udział międzynarodowe rycerstwo z prawie całej Europy, co ma stanowić o międzynarodowej sile przekazu panoramy. Po latach żmudnych poszukiwań materiałów czy opisów źródłowych, a przede wszystkim zbierania nieprzeliczonej ilości oręża, strojów i herbów rycerzy, którzy wzięli udział w wielkiej bitwie. Przez całe lata, rok po roku rysowałem dziesiątki, a potem setki rysunków, szkiców i kolorowych plansz czy akwarel, także w tym czasie powstawała książka, pierwsza w Polsce o panoramie bitwy „Grunwaldu 1410”, która jest zakończona i czeka na wydawcę. Jak się okazuje, najsławniejsza bitwa jest najbardziej zafałszowanym wydarzeniem, otoczonym kłamstwami, które krok po kroku starałem się w logiczny sposób wyjaśniać, co mogło się wydarzyć, a co jest nieprawdą wyssaną z palca czy spreparowanymi faktami. W obrazie zobaczymy kilkuset zidentyfikowanych rycerzy z licznych krain, królestw i dworów, które dzisiaj należą do Unii Europejskiej. Niewielką część kartonów pokazałem na wernisażu warszawskiej wystawy w lutym b.r. Pokazanie zaś wszystkich prac o bitwie wymaga dużo większej powierzchni. Dopiero teraz mam marzenie, żeby dla wiekowej sprawiedliwości przy panoramie powstało „Międzynarodowe Centrum Rycerstwa”, właśnie z siedzibą w Polsce. Niezwykła panorama i niezwykły obraz rozsławi nasz kraj z najlepszej strony, a wszyscy przyjezdni goście będą szukać swoich przodków, bo w jednym obrazie nie stworzono jeszcze takiej rewii rycerstwa. „Panorama-Grunwald 1410” i książka, a właściwie album będzie zbiorem faktów historycznych bitwy i malarskich, które przerwą dotychczasowe nieprawdy, jakimi nas karmiono. Prosta konstrukcja wyjaśnia w sposób zrozumiały dla wszystkich wiele epizodów bitwy, które dalej funkcjonują w potocznej świadomości. Ujrzymy kilkuset zidentyfikowanych bohaterów z imienia, nazwiska czy herbu. Po 600 latach dołożyłem starań, żeby napisać zwykłą prawdę dla mieszkańców Europy, adekwatną do wydarzeń i z tego względu do przyjęcia przez wielu europejczyków, spadkobierców tych zbrojnych, którzy stanęli do walki po dwóch stronach. Nieważne będzie po której stronie rycerze podnieśli broń, bardzo ważne dla wszystkich potomków powinno być, że w takim sławnym wydarzeniu wzięli udział. Mieszka Pan w Hrubieszowie. Ciekawi mnie Pana ocena relacji Polaków z Ukraińcami. Kwestii odpowiedzialności Ukraińców za Wołyń. Odrodzenia na Ukrainie banderyzmu. Czy z perspektywy świadomego historii Rzeczpospolitej mieszkańca wschodniej Polski jest to problem istotny? - Na pewno nierozwiązany i nie wiem czy to jest teraz możliwe. Jestem malarzem, który maluje obrazy o 1000-wiecznej chwale oręża polskiego. Spory fragment ważnej historii dotyczy wschodnich terenów, które nazywamy od wieków „Kresami” i tam przez kilkaset lat, zwłaszcza w XVI-XVII wieku toczyły się wojny ze wszystkimi przeciwnikami. Turcy, Tatarzy, Kozacy, Rusini czy Mołdawia ze spornym Pokuciem, to wielki teatr działań. Tam Polacy budowali warownie, miasta, grody i zamki, przecież to była kraina miodem i mlekiem płynąca. To tam sławni Polacy odnosili wspaniałe zwycięstwa, a nieśmiertelną sławę zdobyło wielu hetmanów czy zagończyków. Żeby zrozumieć dzisiejszą Ukrainę trzeba pewnie zacząć od dawnej historii, którą maluję, a wiele moich obrazów mogłoby ilustrować ukraińskie podręczniki historii, wtedy byłoby to proste, uczciwe i całkowicie normalne. Konflikt na wschodzie Ukrainy może się tylko rozszerzać, chyba obie strony znajdą rozwiązanie, lecz bez trwałego pokoju na froncie, żadne od czasu do czasu unijne mediacje nigdy nie odniosą skutku. Podobnie między nami, problem wzajemnych kontaktów będzie zawsze, gdy zabierać się będą politycy bez dobrej znajomości historii po obu stronach jak wtedy, kiedy podczas spotkania na szczycie dwóch prezydentów, którzy wedle obyczaju tęgo popili i chyba po pijanemu podpisali porozumienia, które nic nie dały żadnej ze stron. Nic na siłę czy na wiwat, czas leczy wszystkie rany, wiem jednak z doświadczenia, że nie zawsze. Te sterty czaszek i kości polskich świadczą o strasznej przeszłości, której ziemia nie ukryła, podobnie jak w Katyniu. Była to jak się okazało w pierwszych latach po 1989 roku pseudo polityka, fałszywa fasada mająca dwie wersje. Kresy, to historyczne i bardzo piękne tereny, związane przez całe wieki z Polską, więc niech Polacy jeżdżą tam z różnych powodów dopóki można. Odwiedzajmy miejsca, w których odcisnęła swoje piętno historia, a jako miłośnicy trylogii udajmy się w podróże do Lwowa, Chocimia, Zbaraża, Baru czy Kamieńca Podolskiego i wielu innych miast z Krzemieńcem włącznie. Dobrze, że wydaje się tyle książek o czasach bardzo okrutnych w historii, stawia pomniki czy odsłania tablice. Dokumentacja zagłady, to obowiązek społeczny prawdziwych historyków i to w ich rękach będzie leżała przyszłość, gdy ostatni świadkowie zejdą z tego świata nawet bez moralnej satysfakcji. Mam nadzieję, że nowy rząd z większą starannością pomoże rozwiązywać problemy, których jest sporo i otoczy tysiące ludzi opieką, której tak potrzebują. Polacy po tamtej stronie muszą otrzymać większą pomoc i wsparcie, a mówię o moich rodakach na całym wschodzie. Zapewniam, że inaczej sprawa Wołynia wygląda z Warszawy czy Poznania, a całkiem inaczej na miejscu. Historia 1939-1944 jest była i jest wielką próbą dla tysięcy ludzi, zwłaszcza wrażliwych i często pociągnęła za sobą zmiany w psychice na długie lata, bo ile człowiek może znieść. Zawsze źle się czuję, gdy widzę ocalałych ludzi, którzy płaczą po wielu latach, kiedy odwiedzają te straszliwe miejsca. Niewielu Polaków pozostało na Ukrainie i należy zrobić o wiele więcej, żeby pomóc naszym rodakom. To są najważniejsze wyzwania i obowiązki wobec potomków pozostałych przy życiu ludzi, którzy tam pozostali. Historia wzajemnych układów dopiero się stabilizuje, co może być dobrym zwiastunem na przyszłość. Na koniec, tyle jest miejsc zapalnych w Europie, że jeszcze jeden właśnie w tym miejscu byłby dopustem Bożym na który sobie tutejsi ludzie po obu stronach Bugu nie zasłużyli. Edukacja historyczna prawdy po obu stronach musi zostać wprowadzona do szkół już od najmłodszych lat, żeby nowe pokolenia wyciągnęły właściwe wnioski, chyba, że odezwą się ponownie upiory przeszłości. Fot. Jan Bodakowski

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną