Michalkiewicz: Okres przedwojenny (FELIETON)

Rzadko zgadzam się teraz z obywatelem Tuskiem Donaldem, szczerze mówiąc – chyba nigdy – podczas gdy jeszcze 36 lat temu zgadzałem się z obywatelem Tuskiem Donaldem w bardzo wielu sprawach. Poznałem bowiem obywatela Tuska Donalda 1 lipca 1989 roku, kiedy to z inicjatywy środowiska “liberałów gdańskich” odbył się tam zjazd towarzystw gospodarczych i środowisk liberalnych.
Uczestniczyłem z tym zjeździe nie tylko jako jeden z założycieli – wraz z Januszem Korwin-Mikke i Stefanem Kisielewskim – Ruchu Polityki Realnej – ale również jako prowadzący wraz z kol. Marianem Miszalskim – podziemne wydawnictwo “Kurs”, które stawiało sobie za cel zapoznanie czytelnika polskiego z ekonomiczną myślą liberalną – dzisiaj z uwagi na działalność “złodziei szyldów” z żydokomuny, którzy liberalizm zredukowali do sfery genitaliów – że wolność polega na tym, by je sobie przyprawiać, albo obcinać wedłe chwilowego kaprysu - powiedziałbym - z ekonomiczną myślą wolnościową. W tym celu wydaliśmy popularne książki francuskiego autora Guy Sormana z polsko-żydowskimi korzeniami: “Rewolucja konserwatywna w Ameryce”, przedstawiającą reaganowską kontrrewolucję ekonomiczną, “Rozwiązanie liberalne” - prezentującą praktyczne zastosowanie wolnościowych recept w rozmaitych państwach świata, ale też książkę laureata Nagrody Nobla z ekonomii Miltona Friedmana i jego żony Róży pod tytułem “Wolny wybór” - i wiele innych. Z tego powodu między “liberałami gdańskimi”, a nami, to znaczy – warszawską grupą – nie było jakichś istotnych różnic ideowych. Dzisiaj jest inaczej, bo moim zdaniem obywatel Tusk Donald odszedł od ideałów swojej młodości w kierunku “czystego” - o ile ten przymiotnik może mieć tu zastosowanie – pragmatyzmu władzy – co spycha go w stronę coraz to dziwniejszych aliansów, między innymi – z lewicą, czy PSL-em, zgodnie z zasadą opisaną przez Boya-Żeleńskego w “Kuplecie posła Bataglii” - “Żadnych politycznych nie ma on przesądów; każda partia dobra, byle dojść do rządów”. O ideologicznych – nawet szkoda wspominać. Muszę jednak przyznać, że w jednej sprawie z obywatelem Tuskiem Donaldem się zgadzam – mianowicie, gdy powiada on, że żyjemy w okresie “przedwojennym”
W tej sprawie, jak w rzadko której – obywatel Tusk Donald ma rację, również z tego powodu, że on sam forsuje w naszym bantustanie rozwiązania, które kolaborant warszawskiego Judenratu, pan red. Tomasz Piątek, nazywa “demokracją wojenną”, a które skierowane są na przeforsowanie w naszym bantustanie tak zwanwgo “wariantu rumuńskiego” - zgodnie z życzeniem Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje i niemieckiego rządu. Chodzi bowiem o to, że zarówno brukselscy biurokraci, jak i przede wszystkim – rząd niemiecki, próbują wykorzystać pęknięcie w stosunkach euroatlantyckich do przyspieszenia budowy IV Rzeszy, której najtardszym jądrem miałaby być uzbrojona po zęby za pieniądze całej Europy – niemiecka Bundeswehra - będąca trzonem “europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO”, dzieki którym Niemcy mogliby też próbować położyć również swój palec na francuskim atomowym cynglu. Przeforsowanie “wariantu rumuńskiego” jest głównym zadaniem obywatela Tuska Donalda, który chyba nie jest jedyną osobą w tym kierunku zadaniowaną, bo ostatnio na czoło przygotowań wojennych wybija się Wielce Czcigodny obywatel Giertych Roman. W rezultacie już 2 lipca, to znaczy – dzień po ogłoszeniu przez Sąd Najwyższy orzeczenia w sprawie ważności wyborów prezydenckich, w których zwycięstwo przypadnie Karolowi Nawrockiemu, rozpocznie się wojna o Sąd Najwyższy, to znaczy – o podważenie tego orzeczenia pod pretekstem, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN nie jest żadnym sądem, tylko bandą przebierańców, podczas gdy “prawdziwym” Sądem Najwyższym jest Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN, o której krążą fałszywe pogłoski, jakoby dlatego, iż wszyscy co do jednego jej sędziowie są konfidentami albo Wojskowych Służb Informacyjnych, albo Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zwerbowanymi w ramach operacji “Temida”. Ta wojna o Sąd Najwyższy, w której zostaną poruszone Moce Niebieskie, Ziemskie i Piekielne, w postaci instytucji Unii Europejskiej, jest zaledwie pierwszym etapem – bo etap drugi wymaga zaangażowania obywatela Hołowni Szymona jako “marszałka Sejmu” - żeby nie zwołał Zgromadzenia Narodowego, uniemożliwiając w ten sposób prezydentowi-elektowi złożenia przysięgi, a co za tym idzie – objęcia ,urzędu - a w tej sytuacji obowiązki prezydenta przejąłby obywatel Hołownia Szymon, który do czasu wyboru nowego prezydenta, popodpisywałby wszystkie ustawy podsunięte mu przez obywatela Tuska Donalda. Otwartym tekstem mówił o tym zarówno pan prof. Wojciech Sadurski, ozdoba światowej jurysprudencji, jak i prof. Andrzej Zoll, wybitny przedstawiciel stada autorytetów moralnych. Zwraca uwagę postawa Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, którego na ten widok, jakby ktoś na sto koni wszadził. Taka wojna, w której – jeśli w ogóle poleje się krew – to najwyżej z nosa , bo przecież nasza niezwyciężona armia zachowa chwalebną neutralność w obliczu przerabiania Rzeczypospolitej na Generalne Gubernatorstwo w ramach IV Rzeszy, jako że i dla generalicji i dla korpusu oficerskiego, przysięga to jedna sprawa, ale dosłużenie do emerytury, na której zaczyna sie prawdziwe życie - to sprawa druga, znacznie ważniejsza. Tedy dla Naczelnika Państwa taka bezpieczna wojna to prawdziwy dar Niebios, bo pozwala mu ona na ułatwione moblizowanie wyznawców, dzięki czemu w wyborach parlamentarnych, jakie nastąpią najpóźniej w roku 2027, PiS uzyskał 40 procent głosów – o czym otwartym tekstem mówił na ostatniem Zjeździe, który ponownie przyznał mu godnośc prezesa. A ze to będzie już w Genralnej Guberni – to co to komu szkodzi?
Ale nie tylko dlatego wkraczamy w okres przedwojenny. Wprawdzie ostatnia wojna miedzy bezcennym Izraelem, a złowrogim Iranem, przy udziale Ameryki, która została do tego zmuszona przez izraelskich cadyków, zakończyła się wesołym oberkiem – ale dzięki niej każde ambitne państwo – nie mówię oczywiście o naszym bantustanie zarządzanym przez agenturę - chyba zostało przekonane, że w dzisiejszych czasach trudno mówić o suwerenności, bez wcześniejszego sprawienia sobie arsenału nuklearnego. Myślę, że do takiego wniosku – oczywiście poza złowrogim Iranem – musiała dojść Turcja, z którą zarówno bezcenny Izrael, jak i USA, mogą mieć trudniej, niż z Iranem, bo przecież ona jest członkiem NATO, a więc ex defintione przynależy do rasy wyższej, której prawa do arsenału nuklearnego nie wypada odmawiać.
Stanisław Michalkiewicz