Pisowcy wielokrotnie przyzwyczaili nas do tego, że jedno mówią, a drugie robią. Nie inaczej jest z Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi, które za rządów Henryka Kowalczyka zamieniło się w studnię bez dna na obietnice i pobożne życzenia. A ceną takiej metamorfozy jest przyszłość polskiego rolnictwa.
PiS po prostu niszczy rolnictwo w Polsce
Wicepremier
Henryk Kowalczyk właśnie ustąpił ze stanowiska ministra rolnictwa i rozwoju wsi, życząc przy okazji swojemu następcy „sukcesów i rozwiązania problemu”. Chociaż te słowa padły w kontekście kryzysu zbożowego, to złośliwi mogliby się przyczepić – jakiego „problemu”, skoro problemów jest cała masa? Wystarczy poruszyć chociażby wątek polskiego sektora mięsnego, który czasy świetności ma już dawno za sobą.
–
Nie da się ukryć, że polscy rolnicy są w krytycznej sytuacji. Tylko ciekawe, czy rząd to w ogóle dostrzega
– komentuje sytuację redakcja „Najwyższego Czasu!”.
Łagodnie ujęte. Nie ma wątpliwości, że PiS konsekwentnie realizuje agendę 2030 i powoli, małymi krokami, kreuje nam rzeczywistość bezmięsną. Polska bez trzody chlewnej? Jeszcze w 2002 roku ponad 760 tysięcy gospodarzy hodowało prosiaki, byliśmy tutaj europejskim prymusem. Wraz z upływem lat i dobrodziejstwami Unii Europejskiej (lub jak kto woli: Eurokołchozu) liczba gospodarstw hodujących świnie została zredukowana do 56 tysięcy. Przypadek? Raczej nie, biorąc pod uwagę to, że w ciągu tylko dwóch minionych lat pod młotek poszło 47,6 tysięcy gospodarstw o takim charakterze.
–
Oznacza to, że aż 46% hodowców trzody chlewnej nie poradziło sobie z nieopłacalną produkcją w tym sektorze. Pogłowie loch zmniejszyło się o ponad 220 tys., a liczba świń o 2,3 mln. Tylko w ostatnim roku pogłowie świń spadło o ponad 1,1 mln sztuk
– alarmuje „Najwyższy Czas!”.
Politycznie niepoprawnie sytuację oceniła
przewodnicząca ZZR „Korona” Alina Ojdana.
–
Przy obecnym trendzie spadku pogłowia świń w 2030 roku nie będzie polskiego mięsa
– powiedziała podczas niedawnego IX Kongres Rolnictwa RP.
Ukraińcy i Rosjanie sprzedają, a Polak zaciska zęby z bezsilności
Upadek hodowli świń musi popychać kolejne klocki domina: mniejsze zapotrzebowanie na paszę i odbicie się na spożyciu krajowym zbóż. Polski rolnik nie może sprzedać swoich plonów: rosyjska i ukraińska konkurencja nie mają sobie równych na światowych rynkach
–
Ceny oferowane przez te kraje w przetargach międzynarodowych są znacząco niższe (od 20
do nawet 50 dolarów). Ponadto polski eksport jest uzależniony od kilku wielkich koncernów międzynarodowych i przetargów przez nie wygrywanych – możliwości eksportowe poza nimi są bardzo ograniczone
– podaje „Najwyższy Czas!”.
Czy polskie rolnictwo zostało więc zaszachowane? Jeszcze w ubiegłym roku pisowcy obiecywali budowę Agroportu (w kilka tygodni! – powstrzymajmy śmiech). Jeżeli przypomnimy sobie ubiegłoroczne apele Kowalczyka, by rolnicy nie sprzedawali swoich plonów i czekali, to trudno nie odnieść wrażenia, że władza po prostu wywiodła krajowych producentów w pole. Z którego być może nie ma odwrotu.
–
Rolnicy, którzy nie sprzedawali w żniwach, wsłuchując się w słowa ministra rolnictwa i rozwoju wsi Henryka Kowalczyka, dziś żałują, bo stracili podwójnie. Nie dość bowiem, że ceny spadły, to często kupowali nawozy i środki ochrony roślin po wysokich cenach. Dramat jednak spotęgował napływ tańszego zboża i rzepaku z Ukrainy. Nie wiadomo, jak wielkie były to ilości. Oficjalnie
mówi się o 2 mln ton od 1 lipca – generalnie mniej niż 3 mln ton od początku wojny. Ale rolnicy wskazują, że zboże nie tylko importowane, ale i część tranzytowego mogło pozostać w kraju
– czytamy w dwutygodniku.
Mając to wszystko na uwadze, żądania rolników wydają się jak najbardziej na miejscu. Powrót do poważnych kontroli i kaucji, przywrócenie ceł... Przy tzw. Okrągłym Stole Rolniczym padły deklaracje, że rząd wyśle w końcu do
Komisji Europejskiej wniosek o zastosowanie klauzuli ochronnej dla polskich rolników. Mogłoby się wydawać, że związkowcy znaleźli wspólny język z władzą. Tylko jak rozumieć fakt, że już po tygodniu od spotkania minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk podał się do dymisji? Czyżby naobiecywał, a teraz niech ktoś inny sobie z tym radzi? Na tym polega cała istota tragedii, której współautorem jest właśnie ta władza.
–
Oczekujemy teraz na nowego ministra, liczymy, że będzie wola merytorycznej współpracy w celu rozwiązania spraw. Z naszej strony wola jest. Jeżeli to nie nastąpi, to trzeba liczyć się z kolejnymi protestami
– deklaruje
pełnomocnik Związku Zawodowego Rolnictwa „Korona” dr Daniel Alain Korona.
Źródło: Najwyższy Czas!, polskaracja.pl, zzrkorona.blogspot.com