Jak 82-letni ukraiński dziadek chciał się rozerwać – rozkręcał w domu... bomby kasetowe i ledwo przeżył to doświadczenie (FELIETON)

Wojna na Ukrainie to niewypowiedziana tragedia. Jednak od czasu do czasu nawet w największej tragedii mamy do czynienia z elementami komedii (czarnej, jak „listopadowa noc bezksiężycowa”, czy „jak sumienie polskiego faszysty” – skąd to cytat można sobie sprawdzić). W internecie dalej jest dostępny filmik, jak na jakiejś drodze, czy moście ukraińskie sołdaty kopnięciami przesuwają sobie talerzowe miny przeciwpancerne, grając nimi jak kręglami.
Oczywiście mina przeciwpancerna nie wybuchnie nawet, jak wlezie na nią spasiony, ponad stukilogramowy ukraiński żołnierz – tacy co prawda tylko w batalionach ochotniczych (zanim trafią do putinowskiej niewoli na kurację odchudzającą). Tym bardziej, kiedy wejdzie znacznie szczuplejszy żołnierz rosyjski, ponieważ ma wybuchnąć, kiedy wjedzie na nią czołg, bojowy wóz piechoty, albo inny pojazd opancerzony (i przy wielu tego typu minach, choć nie przy wszystkich – także ciężarówka). Jednak czasami nawet taka mina potrafi mieć uszkodzony zapalnik. I wtedy nawet najmniejszy kopniak wysłałby w zaświaty nie tylko kopiącego, ale także jego kumpli, a w powietrze kawał rzeczonego mostu.
Muszę przyznać, że tak historia mi umknęła, chociaż wydarzyła się w połowie zeszłego roku. I tylko dlatego o niej wówczas nie napisałem. A więc piszę teraz. Ponieważ jest na swój sposób fascynująca. Otóż ukraińskie media poinformowały o ponad 80-letnim dziadku, który w swoim, własnym domu rozkręcał bomby kasetowe. Otóż 82-letni staruszek z obwodu dniepropietrowskiego na Ukrainie w swoim domu zajmował się… rozkręcaniem pocisków z pocisków artyleryjskich i lotniczych bomb kasetowych. I jakże mogłoby być inaczej – doszło do tragedii, choć sam zainteresowany przeżył. Co prawda w ciężkim stanie. W jakim nie wiadomo. Jednak przy eksplozji tego typu bomby lotniczej, czy pocisku artyleryjskiego (a media na przemian twierdziły, że to była lotnicza bomba kasetowa, jak że był to kasetowy pocisk artyleryjski). Pewnego dnia jednak nasz domorosły saper się pomylił, czy po prostu nie miał tyle szczęścia, co zazwyczaj i przy rozkręcaniu doszło do wybuchu. A sam milusiński odniósł poważne obrażenia.
Prosiłem, błagałem, ty nic nie mówiłeś...
„Prosiłem i proszę znowu. Nie dotykajcie materiałów wybuchowych, jakie pozostają po ostrzałach wroga. Jeśli zobaczycie podejrzany przedmiot, zadzwońcie do ratowników albo na policję. Bomby kasetowe są ogromnym zagrożeniem dla wielu osób. (…) Amunicja kasetowa jest bardzo zdradliwa. Jeszcze przez pewien czas po ostrzale są one niebezpieczne i grożą wybuchem”. – powiedział wówczas mediom szef obwodu dniepropietrowskiego Wałentyn Rezniczenko. Cóż słowa pewnej polskiej piosenki „prosiłem, błagałem, ty nic nie mówiłeś…” jak najbardziej oddają tę sytuację. Kiedy pomimo sensownych zaleceń i próśb władz obywatel ma te zalecenia głęboko w d… pośladkach.
Bombowe hobby potrafi wyrwać z marazmu (i dom z fundamentów)...
Cóż każdy ma jakieś hobby. Jeden zbiera znaczki pocztowe, drugi monety, a trzeci psie kupy w słoikach, jednak samodzielne rozkręcanie lotniczych bomb kasetowych we własnej chałupie to nie jest najlepszy pomysł. No chyba, że ma się dobre ubezpieczenie chałupy, jeszcze lepsze własne ubezpieczenie na życie i zamierza się wesprzeć swoich potomków pokaźną kasą z jakiegoś towarzystwa ubezpieczeniowego, choć na ich miejscu kazałbym spadkobiorcom spadać, ponieważ rozkręcanie lotniczych bomb do niszczenia piechoty chyba ubezpieczenie nie obejmuje. Zresztą gdyby to był efekt „pracy” rosyjskiej artylerii, czy lotnictwa to również ubezpieczenie by tego nie pokryło.
Poza tym jestem zasadniczo rozczarowany efektem – bomba która powinna zmieść batalion wojska nie załatwiła nawet domorosłego sapera o inteligencji jednokomórkowego pantofelka, czy inne eugleny zielonej. Skoro dożył do 82 lat pomimo tak ciężkich objawów głupoty i pragnień autodestrukcyjnych to chyba na wschodzie nie jest aż tak źle. Jak będąc nawet skończonym idiotą można dożyć sędziwego wieku 82 lat, a potem jeszcze w jesieni swojego życia przeżyć wybuch pocisku (albo bomby), który powinien zmieść z powierzchni ziemi jego chałupę i zmasakrować batalion piechoty zmechanizowanej. Jak widać stare porzekadło, że „głupi ma szczęście” po raz kolejny w pełni się sprawdziło.
Zdzisław Markowski
Źródło: ZM