Niepokojące informacje nt. Polski. Oto, co napisano

0
0
/

Właśnie pojawiły się pewne niepokojące informacje. Zobacz, o czym mowa.

Eksperci szacują, że w 2022 roku zamknie się w sumie nawet 250 000 firm, głównie małych i średnich. Wydawało się, że czas kowida i lockdownów to był ten czas najgorszy dla branży – zarówno hotelarskiej, jak i restauracyjnej – że kiedy w końcu skończyły się ograniczenia i blokady, to nastanie rozkwit. Tymczasem zapaść trwa, choć ma teraz inne przyczyny. 
Głównie chodzi o wzrost cen energii, gazu i elektryczności. Media co rusz informują o tym, jak to znany hotel, restauracja czy piekarnia zamknęły się w ostatnim czasie. I tak na przykład popularny hotel i restauracja spod Lublina Jedlina zamknął się po 25 latach istnienia. Jak tłumaczył właściciel rachunki za gaz wynosiły niedawno siedem tysięcy złotych miesięcznie. Teraz jest to już ponad dwadzieścia tysięcy, a nie ma nawet zimy. Tłumaczył to na początku listopada. Mówił też, że o ile talerzyk opcja „all inclusive” kosztował 200 zł, to teraz w związku ze wzrostem cen energii, ale też inflacji, zwykły talerzyk to już jest koszt 300-400 zł. Dodawał, że jest też coraz mniej imprez firmowych i jubileuszy. Ludzi nie stać na duże imprezy i to wszystko sprawia, że po prostu firma musi się zamknąć.
Na początku listopada informowano również, że z końcem października zamknięto nowosądecką restaurację i kawiarnię Imperia, serwującą przysmaki kuchni włoskiej przy głównym deptaku w centrum miasta. Lokal przegrał w walce z podwyżkami cen produktów spożywczych i energii. Imperia istniała od początku XX wieku, a w 2015 roku przeszła gruntowny remont. Stała się lokalem naprawdę nowoczesnym.  Z kolei mieszcząca się na Przymorzu słynna restauracja Czardasz zamknęła się po 50 latach. Lokal został założony w 1971 roku. 

Podobnych doniesień w mediach można znaleźć dziesiątki, o ile nie setki. Dotyczy to restauracji, ale też hoteli czy piekarni, które skarżą się na wzrost rachunków o kilkaset procent. I tak, na przykład gdyńska piekarnia Bochen ogłosiła zamknięcie po tym, jak otrzymała rachunki na przyszły rok. Henryk Bieliński, prezes spółdzielni pracy Bochen, zwrócił uwagę, że ceny energii po nowym roku skoczą cztery, a nawet pięć razy. Firma już dziś ma natomiast średnie miesięczne zużycie gazu za 48 tysięcy zł. Z kolei piekarnia cukiernia Czyż ogłosiła, że z dniem 18 września 2022 roku kończy działalność po 50 latach w związku z tym, że tylko w ostatnim czasie olej opałowy podrożał o 260%, węgiel o 20%, energia o 140%, mąka o 100%, a do tego trzeba doliczyć ZUS i jeszcze inne koszty.
We wszystkich tych przypadkach mówimy o lokalach, które funkcjonowały od dziesięcioleci. Trudno tu więc twierdzić, że właściciele nie znali się na prowadzonej działalności, że nie potrafili, że nie wykorzystali jakichś szans i możliwości. Mówimy tu o lokalach prowadzonych przez wiele lat i to przez rodziny wielopokoleniowe. Nieprzypadkowo upadają one w tym samym czasie. Niestety mowa tu jest ciągle o małych, średnich biznesach, o rodzinnych firmach, dla których takie zamknięcie jest tragedią. Jest to też uderzenie w lokalną społeczność. Dla niej pewne lokale stały się już elementem krajobrazu. Można wręcz mówić o pewnej tradycji. 

Straty są potężne, dlatego że jeśli nawet ceny energii w końcu spadną i w miejsce zamkniętych lokali powstaną nowe, to niekoniecznie te same. Być może już te rodziny nie wrócą do tego biznesu. Już być może nie będą miały cierpliwości, odwagi, funduszy, żeby zaczynać wszystko od nowa. Firmy te popadły często w długi, musiały wyprzedać sprzęt, budynki, zwolnić ludzi, którzy już znaleźli pracę gdzieś indziej. To są straty, które będzie bardzo trudno odrobić. Mówienie, że przyczyną tego stanu rzeczy jest wojna na Ukrainie, jest tak naprawdę uproszczeniem i zakłamaniem, bo ma to wiele przyczyn związanych przede wszystkim z Zielonym Ładem, z odejściem od węgla, zamykaniem kopalni, opłatami wynikającymi chociażby z emisji dwutlenku węgla, szkodliwymi regulacjami na rynku energii. 

Trzeba pamiętać, że firmy nie mogą tak jak zwykli obywatele korzystać z pomocy przeciwko wysokim cenom energii albo korzystają z niej tylko w niewielkim zakresie. Te ceny uderzają zresztą nie tylko w biznes prywatny. Uderzają też w instytucje, nawet instytucje państwowe, uczelnie. Uniwersytet Jagielloński ogłosił, że prawdopodobnie zimą przejdzie na częściowy tryb nauki zdalnej, bo przy kilkuset procentowym wzroście cen energii, dla uniwersytetu to dodatkowy koszt kilkunastu milionów złotych. To jest problem, z którym borykają się szkoły, z którymi borykają się inne instytucje. To też pokazuje, jak bardzo nasz kraj nie jest przygotowany na wzrost cen energii i nie załatwi się wszystkiego dotacjami, bo te pieniądze też trzeba skądś pozyskać. Bierze się je od obywateli, którym trzeba w zamian za to podnosić podatki. Każda podarowana złotówka wymaga odebrania dwóch złotych, bo trzeba jeszcze przeznaczyć środki na obsługę, na transfer tych pieniędzy, trzeba zatrudnić urzędników. Tak naprawdę więc każda taka pomoc ze strony państwa dla obywateli i biznesu w krótkiej perspektywie jest pomocna, ale w dłuższej perspektywie jest jeszcze bardziej destrukcyjna. 

Chris Klinsky

Źródło: Chris Klinsky

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną