Jak kolega w Narodowym Spisie Powszechnym zadeklarował swoją żydowskość, przyszły zawał i trzy romanse pozamałżeńskie (FELIETON)

Mam wielu bardzo ciekawych kolegów. Niektórzy z nich, gdyby nie wrodzone i przez lata rozwijane lenistwo spokojnie przebiliby telewizyjne kabarety i internetowych standup-erów. Swoje rozliczne talenta komediowe szlifują często w relacjach, które mogą być dla nich niebezpieczne (czyli z kobietami), a także z taki, co nie tylko są niebezpieczne, ale na pewno skrajnie nieprzyjemne – w kontaktach z urzędami i instytucjami publicznymi.
I tak jeden mój znajomy na sali sądowej w porywie szczerości uczciwie zadał pytanie „dlaczego wysoka niesprawiedliwości bardziej wierzy w kłamstwa drugiej strony, niż moje”? Skończyło się na przegraniu tej sprawy i skierowaniu zawiadomienia o składaniu fałszywych zeznań do lokalnej prokuratury przez opasłą sędzinę – iustytutkę.
Jednak te drobne, żartobliwe i ze swojej natury niewinne wyczyny bledną przy znajomym, który w trakcie ostatniego naszego spotkania piwnego wypełnił ankietę Narodowego Spisu Powszechnego. Bowiem pomiędzy trzecim, a siódmym piwem kolega zadeklarował swoje umiłowanie i przywiązanie do żydowskości. Oczywiście w pełni bezobjawowej. Ponieważ ani nie przeszedł na ową wiarę, ani tym bardziej niczego sobie nie obciął pozbawiając siusiaka skóry napletka. Na moje pytanie w jaki sposób odkrył swoją żydowskość odrzekł, że po pierwsze też bardzo lubi pieniądze, po drugie najlepiej jak są to cudze pieniądze, a po trzecie powinny one mu zostać oddane, ponieważ mu się należą z samej kwestii urodzenia i faktu że jemu samemu pracować się nie chce, a po czwarte bo tak. A nieoddawanie mu kasy przez obcych ludzi jest zwyczajnym antysemityzmem z ich strony.
Później jako wzorcowy hipochondryk (pozbawiony przez ostatni rok swojej ulubionej rozrywki, czyli łażenia po różnej maści lekarzach za darmo, gdy mógł chodzić tylko po zielarzach, bioenergoterapeutach i pranicznych oczyszczaczach kolorów, bo tańsi od lekarzy przyjmujących wyłącznie prywatnie) przy pytaniu o stan zdrowia podał rozliczne choroby układu sercowo-naczyniowego, krążeniowego, oddechowego, otyłość, problemy ze stawami, cukrzycę, chorobę alkoholową i w ostatniej chwili powstrzymałem go przed wykazaniem nowotworu. A na moje pytanie, czy wszystko w porządku odrzekł, że „skąd ma wiedzieć, że nie ma, więc lepiej napisze, że ma”? W zasadzie zacząłem się zastanawiać, czy ktoś z tak zrujnowanym zdrowiem jest w stanie w ogóle żyć? A przynajmniej funkcjonować poza szpitalnym łóżkiem i bez podłączenia do kroplówek i urządzeń diagnozujących każdy wskaźnik zdrowotny? W sumie niemiecki czołgista, który uciekł z płonącej pantery i w związku z tym doznał głębokich i rozległych poparzeń ponad 90 procent ciała przy jego rozlicznych diagnozach i równie rozlicznych chorobach mógłby się wydawać człowiekiem całkiem zdrowym.
W końcu postanowił przyznać się także do bogatego życia i pożycia erotycznego. Co w przypadku człowieka tak nieprawdopodobnie chorego mogłoby się wydawać niemożliwe, ale od czego jest fantazja? Kolega ma żonę. I jak sam twierdzi z nią nic ten tego, bo z własną żoną to zboczenie. Co więcej jest grubszy od Doroty Welmann po trzech obiadach. Co powoduje, że na jej widok ma wyższy poziom progesteronu, niż transseksualna murzyńska biegaczka. Za to kiedy w menu po odpowiedzi na pytanie o stan cywilny wysunęło mu się zapytanie o związki pozamałżeńskie to postanowił się przyznać nie tylko do wszystkiego, co zrobił, ale także do tego co mu się ostatnio przyśniło. I w ten sposób postanowił się przyznać do co najmniej trzech romansów pozamałżeńskich.
Mój znajomy ma głęboko gdzieś fakt, że za składania fałszywych zeznań grozi 5000 złotych grzywny, a nawet 5 lat odsiadki. Które to zapisy w ustawie o pozyskiwaniu danych statystycznych świadczą, jakim zamordystycznym państwem wobec swoich obywateli potrafi być Polska. Co więcej kolega faktycznie ubolewa, że nie jest Żydem i nie ma trzech romansów na boku, a o swoich rozlicznych chorobach jest przekonany bardziej, niż peowiec o świętości Tuska, a PiS-wiec o geniuszu Prezesa.
Zdzisław Markowski
Źródło: Redakcja