SZOK! Nazywał swoją córkę... „córką”. Mężczyzna trafił do więzienia!

0
0
/ źródło: pixabay.com

Jak neomarksistowska ideologia jest w stanie wejść z butami w funkcjonowanie rodziny, pokazał przypadek kanadyjskiego ojca, który trafił do więzienia za... nazywanie swojej córki „córką”. Niestety to nie żart.

Pod koniec marca na portalu MediaNarodowe.com opublikowano ciekawy news poświęcony perypetiom kanadyjskiego ojca, który został aresztowany za zdrowy rozsądek. Zgadza się – właśnie w ten sposób najprościej określić zbrodnię, której śmiał się dopuścić. Otóż mężczyzna postanowił nie dostosować się do decyzji sądu, który zakazał rodzicom zwracania się do swojej córki jak do osoby płci żeńskiej. Nastolatka identyfikuje się jako „osoba transpłciowa” i jest w trakcie procesu „korekty płci”, z czym problemu nie ma jej matka. Do sprawy inaczej podszedł trzeźwo myślący ojciec dziewczynki, która po prostu cierpi na dysforię płciową, czyli poważne zaburzenia tożsamości.

Za swój upór mężczyzna został aresztowany i osadzony w więzieniu. Jako że zignorował postanowienia wymiaru sprawiedliwości i próbował odwieść córkę od poddania się kolejnym procedurom medycznym, zajęły się nim organy państwa. „Jakim ojcem byłbym, gdyby za dziesięć lat ona zmieniła zdanie i spytała mnie »dlaczego nie zrobiłeś nic, żeby temu zapobiec?«” – spytał rozżalony i zapewnił, że będzie walczył o swoją pociechę. W całej tej historii najgorsze jest to, że w opinii sądu sprzeciw ojca nie ma żadnego znaczenia, a nawet gorzej – jego zdecydowane działania stanowią zagrożenie dla dziecka. Zupełne postawienie świata na głowie.

W poznaniu prawdy na temat źródeł ideologicznego terroru, który rozwija się w najlepsze, nie pomagają również media i internetowi giganci. Głośny przykład cenzury dotyczy książki amerykańskiego publicysty Ryana T. Andersona, który opisał zagrożenia płynące z promocji tzw. transpłciowości u dzieci. Rzekomo „szkodliwą” treścią jego publikacji szybko zainteresował się Amazon, czyli największy sklep internetowy, właściwie lider branży. Na początku 2021 roku anglojęzyczna wersja „Kiedy Harry stał się Sally” (za polskie wydanie odpowiada Wydawnictwo WEI) nie tylko została zbanowana, czyli usunięta z listy dostępnych produktów – Amazon postarał się również o wymazanie wszelkich śladów jej istnienia...

O specjalistyczny komentarz poświęcony problematyce transpłciowości poprosiłem psycholog Agnieszkę Marianowicz-Szczygieł, wiceprezes Instytutu Analiz Płci i Seksualności “Ona i On”. W styczniu tego roku na antenie TVP miałem okazję zobaczyć ciekawy materiał, który został poświęcony zagrożeniom płynącym z działalności transaktywistów. Jednym z gości Jakuba Moroza w programie telewizyjnym „SĄDY przesądy” – oprócz dr. Filipa Furmana z Instytutu Logos Europa i dr. psychologii Andrzeja Margasińskiego – była właśnie p. Marianowicz-Szczygieł, która zgodziła się przesłać mi swoją opinię na temat pracy „Kiedy Harry stał się Sally”, notabene omawianej w czasie audycji:

Dla mnie najważniejszą zaletą tej książki nie jest to, że stanowi historyczny przegląd batalii transseksualnej w USA (a warto uczyć się od bogatszych w doświadczenia) ani to, że w sposób obiektywny dokumentuje już obserwowane skutki społeczne (choć są one bardzo ważne), ani nawet to, że w przystępny sposób przybliża możliwe scenariusze powstawania transseksualizmu. Otóż w publikacji została przywołana definicja płci oparta na procesie rozmnażania. Taka definicja ma tu fundamentalne znaczenie, ponieważ przywraca elementarne poczucie rzeczywistości. Przypomnijmy, że osoby, które przeszły pełną tranzycję, zwaną niesłusznie "zmianą płci" (czytaj: neutralizacją płci, bo płci w znaczeniu biologicznym zmienić się nie da), stają się na zawsze bezpłodne. Indywidualny dramat osób doświadczających uczuć transseksualnych nie może służyć jako wytrych do zmiany tak potrzebnych standardów zachowania i przetrwania narodu – płynność pojmowania płci uderza bowiem przede wszystkim na arenie społecznej w demografię, o czym świadczy obserwowana w wielu krajach epidemia zaburzeń tożsamości płci wśród dzieci i młodzieży” – twierdzi naukowiec.

Jak widzimy, rewolucja przyśpiesza na naszych oczach. Nie musieliśmy zbyt długo czekać, aby front postępu sięgnął również po dzieci, niezadowoliwszy się mąceniem w głowach wyłącznie dorosłym. W końcu nie od dziś wiadomo, że na indoktrynację najbardziej podatni są najmłodsi – właśnie dlatego animatorom całego przewrotu tak zależy na rozbiciu instytucji rodziny i odebraniu faktycznej sprawczości rodzicom.

Jakub Zgierski

 

Źródło: dorzeczy.pl, medianarodowe.com

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną