Czas uniezależnić się od rosyjskiego gazu! Jaka jest alternatywa?

Wojna na Wschodzie błyskawicznie uświadomiła krajom Unii Europejskiej, że ich utopijna transformacja energetyczna po utracie rosyjskiego gazu nagle traci rację bytu. Węgiel usłyszał szybkie, ale nieszczere przeprosiny.
Decydenci UE, a przede wszystkim twórcy Europejskiego Zielonego Ładu, ponieśli kolejną druzgocącą porażkę. W obliczu realnego konfliktu zbrojnego na Ukrainie i światowej presji ws. sankcji pojawiła się konieczność zrezygnowania z importu rosyjskich surowców, w tym gazu. Okazało się, że bez paliw kopalnych z imperium Putina europejski system energetyczny traci bardzo istotny komponent, który dotychczas pozwalał na zbilansowanie źródeł pozyskiwania energii. Niespodziewanie atom i węgiel uznano (musiano uznać?) za dopuszczalne formy przejściowe w procesie pełnej transformacji, która docelowo oczywiście ma mieć charakter zeroemisyjny i proekologiczny.
W zderzeniu z brutalną rzeczywistością wszystko wróciło na swoje miejsce. Odnawialne źródła energii utraciły nimb świętości, gdy w kryzysie trzeba było szybciutko przeprosić się z atomem, a nawet z dotychczasowym wrogiem numer jeden – węglem. Poważni gracze już przystępują do działania. Geopolityczne położenie Polski zwłaszcza na nas wymusza podjęcie zdecydowanych i przemyślanych decyzji w celu zapewnienia państwu suwerenności energetycznej. Ochrona rodzimego górnictwa i kopalni to jedno. Musimy jednak zainwestować również w inne sektory energetyki. Postawienie na atom ma swoje odzwierciedlenie w Programie Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ), który zakłada budowę kilku reaktorów typu PWR do 2040 roku.
Ciekawe perspektywy przedstawia m.in. energetyka wiatrowa, która w naszym kraju boryka się jednak ze swoistą barierą rozwojową w ustawodawstwie. Otóż od 2016 roku obowiązuje tzw. zasada 10H, która stanowi, że turbiny mogą być stawiane od zabudowań w odległości co najmniej 10-krotności długości łopaty wiatraka. W efekcie restrykcyjnych przepisów na 99,7 procent obszaru Polski nie mogą być budowane nowe farmy wiatrowe. Obecny rząd Prawa i Sprawiedliwości – chociaż przez wiele lat był przeciwny takim rozwiązaniom – w ubiegłym roku zaproponował projekt zwiększający kompetencje gmin w zakresie decyzyjności, w którym znajduje się m.in. wymóg obowiązkowych konsultacji społecznych.
„W obliczu obecnej sytuacji geopolitycznej filarem bezpieczeństwa energetycznego musi być szybka redukcja naszej zależności od paliw kopalnych oraz jak najszybsza eliminacja dostaw surowców energetycznych z Rosji. Takie szanse daje nam szybki i dobrze zaplanowany rozwój odnawialnych źródeł energii, a w tym lądowej energetyki wiatrowej, która może uzupełniać źródła węglowe i systemowo w najkrótszym czasie dostarczać potrzebną energię. Obecne przepisy wykluczają 99 proc. obszaru Polski z inwestycji wiatrowych. Zmiany w ustawie zakładają właśnie rezygnację z tzw. zasady odległościowej, zakładającej minimalną odległość elektrowni od budynku równą dziesięciokrotności wysokości elektrowni wiatrowej (10H) w sytuacji, gdy lokalna społeczność wyrazi na to zgodę (minimalna odległość nie może być niższa niż 500 metrów). W przypadku nowelizacji ustawy najważniejsze jest właśnie przesunięcie decyzyjności na poziom lokalny w miejsce, gdzie inwestycje te będą realizowane. Te zmiany poza kwestiami bezpieczeństwa przełożą się też na kieszenie Polaków – energia z wiatru obniży nasze rachunki za prąd, bo to najtańsze źródło energii, im jej więcej, tym mniej zapłacimy w przyszłości. To również rozwój gospodarczy i tysiące nowych miejsc pracy, a także bezpośrednie korzyści dla polskich przedsiębiorców – z liberalizacji zasady 10H skorzystają przede wszystkim polskie firmy” – twierdzi Piotr Czopek, Dyrektor ds. Regulacji w Polskim Stowarzyszeniu Energetyki Wiatrowej.
Jak wynika z ustaleń serwisu green-news.pl, propozycja liberalizacji zasady 10H zdążyła już uzyskać pozytywną opinię Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Zgodnie z zapewnieniami resortu, „trwają nadal prace nad nowelizacją ww. ustawy”, co jednak nie jest informacją przełomową, biorąc pod uwagę fakt, że projekt opublikowano w maju 2021 roku, a ostatnie aktualizacje z postępu prac pochodzą z listopada ubiegłego roku. Niedługo mija rok, odkąd Rządowe Centrum Legislacji otrzymało propozycję do zaopiniowania i nie podjęło w tej kwestii stosownych działań.
Jakub Zgierski
Źródło: biznesalert.pl, dorzeczy.pl, green-news.pl