Ławrow twierdzi, że Polska chce przejąć Lwów i zachodnią Ukrainę. Bzdury, czy szykowanie pretekstu do inwazji? (WIDEO)

0
0
fot. Pixabay/YT/BBC News/DW News (kolaż)
fot. Pixabay/YT/BBC News/DW News (kolaż) /

Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow ogłosił, że rzekomo Polska chce przejąć kontrolę nad Lwowem i zachodnią Ukrainą. To nie pierwszy raz, gdy wysocy urzędnicy państwowi skupieni wokół Kremla przedstawiają tego typu sugestie. Wcześniej prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka twierdził, że Polska szykuje się do wojny.

Nie wykluczam, że gdyby nagle taka decyzja zapadła, to zakładałaby, że podstawą takich sił pokojowych byłby polski kontyngent, który przejąłby kontrolę nad zachodnią Ukrainą, na czele z Lwowem. Pozostałby tam długi okres. Wydaje mi się, że tak właśnie jest – powiedział szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow, cytowany w sobotę przez agencję TASS. Słowa te odnosił się do wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego w Kijowie, który wzywał do „misji pokojowej NATO” na Ukrainie.

Podstawą takich sił pokojowych byłby polski kontyngent, który przejąłby kontrolę nad zachodnią Ukrainą, na czele z Lwowem. I pozostałby tam długi okres – dodał Ławrow.

Oczywiście, sugestie Ławrowa to merytorycznie bzdura. Państwo polskie z pewnością nie ma żadnych, nawet wstępnych planów ewentualnego zajęcia Lwowa. W sytuacji wojny rosyjsko-ukraińskiej rząd w Warszawie staje twardo po stronie Kijowa, jakbyśmy byli związani sojuszem militarnym i sami byli stroną. Prędzej kaktus na ręce mi wyrośnie, niż obecne oligarchie partyjne w ogóle rozważą możliwość zmiany stanowiska wobec Kijowa.

Gdyby nawet stanowisko było zmienione, nie wiem osobiście, czy jest sens odzyskiwać Lwów. Oczywiście, historycznie to polskie miasto. Jednak Polaków żyje tam niewiele. W zachodniej Ukrainie są też silne tendencje probanderowskie i ludność jest niechętna jeśli nawet nie wroga państwu polskiemu. Próba przejęcia tego regionu mogłaby być zwyczajnie nieopłacalna i trudna do zrealizowania.

Ale jak wspomniałem, to tylko teoretyczne rozważania. Rząd w Warszawie, jak mniemam, planów zmiany granic nie ma.

Warto się natomiast zastanowić, czemu mają służyć sugestie Ławrowa. O ile propagandowy bełkot na użytek wojny na Ukrainie to dzisiaj norma, to wskazania na Polskę i robienie z niej PR-owo agresora przez Kreml czy Mińsk może mieć drugie dno.

Wcześniej prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka w ostrych i mocnych słowach wypowiadał się o naszym państwie, sugerując rzekome plany zmiany granic przez Warszawę.

Naszym zadaniem obecnie jest zabezpieczenie granicy z NATO. Polska i Litwa. Takie zadanie zostało zlecone, żebyście wiedzieli wszystko. Żebyście nie przegapili żadnego czołgu, żadnego żołnierza. Musimy wiedzieć o wszystkim, co się tam w Polsce dzieje. Och, jak im tam teraz jest potrzebna wojenka, żeby pokazać obywatelom, że te wszystkie problemy... żeby zmniejszyć niepopularność tego PiS-u czy jak się nazywa ta partia w Polsce – mówił Łukaszenka pod koniec lutego.

I tego Dudu zwariowanego – dodał, mając najpewniej na myśli najpewniej prezydenta Andrzeja Dudę.

 

Z kolei wcześnie, w orędziu z końca stycznia Łukaszenka przekonywał, że Polska „chce całej Białorusi”. Jak twierdził, Polska finansowała opozycję nie tylko na Białorusi, ale też w Rosji i Kazachstanie.

 

Tak samo jak w przypadku Ukrainy, nie sądzę, aby Warszawa miała jakiekolwiek plany zmiany granic z Białorusią. Choć w przypadku tego kraju asymilacja mieszkańców mogłaby przebiec sprawniej. Ale jak w przypadku pierwszym, to tylko teoria.

 

Czy Ławrow albo Łukaszenka przygotowują grunt pod inwazję na Polskę? Z pewnością tak. Czy inwazja nas czeka? W najbliższych latach zapewne nie. Co innego szykowanie gruntu – czyli stosowanie odpowiedniej narracji, by „oswoić” opinię publiczną z ewentualną przyszłą decyzją – a co innego faktyczne działanie.

 

Rzucają oskarżenia o rzekomą chęć zmian granic Kreml i Mińsk raczej rzucają słowa, by właśnie mieć pretekst na przyszłość. Jako państwa autorytarne, mogą prowadzić politykę zagraniczną obliczoną na wiele lat do przodu i nie obawiać się zmian wynikających z sytuacji wewnętrznej. Nikt przecież nie wygra nad rządzącymi oligarchiami w wyborach.

 

Jeśli jednak doszłoby do wojny w przyszłości, to narracja jest gotowa. Białoruskie i rosyjskie odpowiedniki TVP przypomną wypowiedzi swoich przywódców, podadzą opinie i brednie jako fakty i voila, „usprawiedliwienie” dla wojny gotowe.

 

Natomiast uważam, że póki co Wschód poniósł jednak większe niż spodziewane straty na Ukrainie i raczej będzie próbował odbudować i ulepszyć swoją armię i sprzęt. Poza tym Rosja musi uporać się z sankcjami. Innymi słowy, Wschód będzie teraz zajęty sobą. I przez jakieś 10-15 lat możemy czuć się w miarę bezpiecznie. No chyba, że Kaczyński zorganizuje na serio „misję pokojową NATO” na Ukrainie.

Dominik Cwikła


Autor jest dziennikarzem i publicystą, założycielem portalu kontrrewolucja.net. Profile autora w mediach społecznościowych: Facebook, Twitter, YouTube

 


 

Źródło: kresy.pl / rmf24.pl / o2.pl / prawy.pl

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną