SZOK! Czeka nas 1,5 tys. eksplozji jądrowych? Ambasador w Kijowie chce zamknięcia przestrzeni powietrznej na Ukrainie! (WIDEO)

Cały czas pojawiają się nawoływania do bezpośredniego zaangażowania się w wojnę rosyjsko-ukraińską czy to Polski czy całego NATO. Nastroje co prawda trochę się w tej kwestii uspokoiły, ale takie głosy nie zniknęły. Radosław Sikorski chciałby, abyśmy przekazali Migi Ukrainie. Z kolei polski ambasador w Kijowie Bartosz Cichocki zachęca, by NATO zamknęło przestrzeń powietrzną nad Ukrainą.
Kilka dni temu miało miejsce podżeganie do wojny przez sporo znanych osobistości. O ile nastroje już trochę się uspokoiły, to jednak nie zniknęły całkowicie głosy zachęcające do zaangażowania się w wojnę.
Bartosz Cichocki to polski ambasador w Kijowie. Pozostał w stolicy jako jeden z trzech tylko ambasadorów innych państw. Jak sam podkreślił, poza nim jest jeszcze ambasador Turcji i nuncjusz apostolski.
Jest też nuncjusz i ambasador Turcji https://t.co/Jfvvj3nphA
— Bartosz Cichocki (@B_Cichocki) March 9, 2022
Postawa mężna, to fakt. Natomiast przedstawiane przez niego stanowisko jest już niezbyt godne pochwały. Dziś w „Rozmowie Piaseckiego” w TVN24 Cichocki mówił o podejściu do rządu warszawskiego ze strony Kijowa. Stwierdził, że „pretensje” do nas właściwie zniknęły, ponieważ stanowisko Polski w sprawie przekazania Migów jest jasne, tj. jesteśmy gotowi do przekazania sprzętu Amerykanom, by ci przekazali je Ukrainie. Kijów naciska więc na inne państwa NATO, by zaangażowały się w wojnę. Natomiast w dalszej części rozmowy ambasador Cichocki stwierdził, że na tę sprawę ma „inny pogląd” niż NATO.
– Uważam, że te samoloty powinny zostać Ukrainie udostępnione, a państwa NATO powinny zamknąć przestrzeń powietrzną nad Ukrainą – powiedział Cichocki. – Musimy zdawać sobie sprawę, że Władimir Putin już podjął decyzję o wojnie z Zachodem. Jeśli grozi nam konsekwencjami, to tylko dlatego, że tych naszych decyzji się boi, że one byłyby przesądzające o jego porażce. To jest błąd, dlatego, że powinniśmy przejąć inicjatywę i spowodować, żeby to Władimir Putin się bał najpotężniejszego sojuszu militarnego w historii ludzkości, a nie odwrotnie – dodał ambasador.
Również wczoraj w „Gościu Radia ZET” ambasador Cichocki sugerował zaangażowanie się Zachodu w wojnę rosyjsko-ukraińską. – Teren musi być zajmowany lądowo, ale może się to odbywać tylko z ochroną z powietrza. Tu pojawia się postulat ukraińskich władz o dostarczenie platform powietrznych bojowych, obronę przeciwlotniczą, zamknięcie przestrzeni powietrznej. Te decyzje ze strony państw zachodnich będą miały kluczowe znaczenie dla tego konfliktu. Od tych decyzji będzie zależało życie tysięcy ludzi i suwerenność Ukrainy – mówił polski ambasador w Kijowie Bartosz Cichocki.
Ambasador @B_Cichocki w #GośćRadiaZET (2/2): Te decyzje ze strony państw zachodnich będą miały kluczowe znaczenie dla tego konfliktu. Od tych decyzji będzie zależało życie tysięcy ludzi i suwerenność Ukrainy @RadioZET_NEWS
— Gość Radia ZET (@Gosc_RadiaZET) March 9, 2022
Także Radosław Sikorski nie kryje się ze swoim poparciem dla działań, które mogą włączyć nas w nie naszą wojnę. W „Kropce nad i” w TVN24 – zastrzegając co prawda pewne warunki – wyraził gotowość do podjęcia „ryzyka”.
– Są różne ryzyka, jedno ryzyko to takie, że Rosja uzna to za prowokacje wobec siebie, chociaż nie byłoby to złamanie prawa międzynarodowego, bo Ukraina ma prawo kupować i dostawać broń. Putin uważa, że wszystko, co utrudnia mu podbicie Ukrainy, za prowokacje. Na te ewentualne retorsje Putina musimy być przygotowani, w tym sensie, że musimy mieć współodpowiedzialność i solidarność reszty sojuszu – mówił Sikorski.
– Drugie ryzyko jest takie, że bez tych samolotów, gdyby Ukraina miała przegrać wojnę, to mamy wtedy Putina na naszej granicy. Ja bym się skłaniał do przekazania samolotów, ale pod tymi dwoma warunkami, o których już wspomniałem – dodał.
Innymi słowy, mówi się już wprost o „ryzyku” wojny, choć nie uznaje się go za „pewnik”. Nie można jednak wykluczyć najgorszego scenariusza, czyli wojny Polski z Rosją – przy niepewnym jak widać zaangażowaniu się NATO. Gdyby natomiast wybuchła wojna NATO-Rosja, mogłoby dojść do katastrofy.
Na naszym portalu pojawiła się już informacja o tzw. „Planie A”, czyli symulacji III wojny światowej opracowanej przez naukowców z Princeton University. Symulacja zakłada konflikt NATO-Rosja bez udziału Chin czy Ukrainy.
W symulacji przedstawiono scenariusz, w którym przez kilka godzin od pierwszego wybuchu jądrowego dochodzi do apokalipsy, bezpośrednio obejmującej Europę – co ciekawe, nie tylko Polskę, ale też Ukrainę, która wedle założeń symulacji miała pozostać neutralnym państwem – oraz Stany Zjednoczone.
Tylko w wyniku bezpośrednich uderzeń pojawia się na świecie ponad 90 mln ofiar w kilka godzin. W kolejnych godzinach i dniach z powodu choroby popromiennej zginęłoby o wiele więcej osób.
Żeby lepiej zrozumieć, co oznacza taka apokalipsa, można wejść na stronę NuclearSecrecy.com, gdzie można „zdetonować” dowolny ładunek jądrowy w dowolnym miejscu świata, aby sprawdzić, jakie efekty by to przyniosło, jak wielka byłaby skala zniszczeń, etc.. Kilka dni temu na swoim profilu na Facebooku zamieściłem screena przedstawiającego zasięg rażenia potencjalnego ataku jądrowego na Warszawę przy użyciu bomby o mocy 100 kt w centrum. W jednej chwili mielibyśmy 200 tys. zabitych i ponad pół miliona rannych. Z każdą godziną pojawiają się kolejne ofiary w wyniku choroby popromiennej, wielu z nich nie da się pomóc w żaden sposób i czeka je śmierć w męczarniach. Ocaleńcy nie mogliby liczyć na żadną pomoc.
A teraz wyobraźcie sobie – bo nie można przecież tego wykluczyć – że spadłoby więcej takich bomb albo byłaby silniejsza, np. o mocy 1 Mt. I taka sytuacja pojawiłaby się w Waszej okolicy. Czy warto podejmować ryzyko, nawet w przypadku „solidarności” sojuszu?
Dominik Cwikła
Autor jest dziennikarzem i publicystą, założycielem portalu kontrrewolucja.net. Profile autora w mediach społecznościowych: Facebook, Twitter, YouTube
Źródło: 300polityka.pl / tvn24.pl / pap.pl / prawy.pl