W co grają Amerykanie i NATO? USA jak Lord Farquaad ze „Shreka”.

Nasze władze wybrały nie najlepszą, ale też nie najgorszą opcję w sprawie przekazania naszych myśliwców. Zaproponowano skierowanie maszyn do amerykańskiej bazy w Ramstein w Niemczech, a stamtąd Amerykanie mogą przekazać je już jako swoje Ukrainie. Niestety, w zamian nie „otrzymamy”, a „kupimy” sprzęt amerykański. Co ciekawe, Amerykanie nie są chętni, by ten scenariusz zrealizować w obawie przed włączeniem USA do wojny. A dopiero co sami zachęcali nas, abyśmy bezpośrednio przekazali maszyny Kijowowi.
Polskie MSZ zadeklarowało, że Polska jest gotowa „niezwłocznie i nieodpłatnie przemieścić wszystkie swoje samoloty MiG-29 do bazy w Ramstein i przekazać je do dyspozycji Rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki”. Tu pragnę zaznaczyć, że nie jest to do końca dobry interes. W zamian bowiem powinniśmy zażądać przekazania nam maszyn o przynajmniej podobnych parametrach. Niestety, strona polska zaproponowała chęć zakupu takowych. Ale to mniejsza już o to.
USA nie są jednak chętne na układ zaproponowany przez Warszawę. Podsekretarz stanu USA Victoria Nuland wyraziła zaskoczenie taką propozycją i stwierdziła, że nie było ono konsultowane z administracją prezydenta Josepha Bidena. Z kolei rzecznik Pentagonu John Kirby stwierdził, że taka opcja „budzi poważne obawy dla całego NATO” i rzekomo nie ma dla niej „rzeczowego uzasadnienia”. Tymczasem wcześniej szef dyplomacji USA Antony Blinken ogłosił, że USA dają „zielone światło” państwom członkowskim NATO w sprawie przekazywania myśliwców dla Ukrainy.
Tutaj przypomina mi się zapewne znana zapewne i Wam scena z filmu „Shrek” sprzed ponad 20 lat, gdy Lord Farquaad przemawia do rycerzy mających zmierzyć się w turnieju o zaszczyt uratowania księżniczki z łap okrutnego smoczyska. Postać władcy rzekła, że „zapewne wielu z was zginie, ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów”. Dokładnie w ten sam sposób zachowuje się rząd Stanów Zjednoczonych w ramach sojuszu NATO wobec państw Europy środkowo-wschodniej. „Chcecie przekazać sprzęt bojowy i realnie zaryzykować wejście do otwartej wojny rosyjsko-ukraińskiej? Śmiało, macie nasze błogosławieństwo! Co? Że my mamy przekazać im sprzęt? No powaliło was? Przecież to grozi wojną!”.
Żeby było jasne, taka postawa nie jest niczym zaskakującym dla osoby choć trochę rozumiejącą stosunki międzynarodowe i dyplomację. Jeżeli ktoś nie wierzy w brednie o „przyjaźni między narodami” i nie myli ich z sojuszami – czyli konkretnym układem, którego wyegzekwowania nigdy nie można być w kryzysowej sytuacji pewnym, ponieważ każdy rząd dba o swój interes, a nie interes innych państw – to nie jest to nic szczególnego. Za wyjątkiem może takiej bezpośredniości, bo jednak amerykańska dyplomacja – której nie posądzam o brak profesjonalizmu – potrafi zwykle reagować finezyjnie i sprawnie. Tutaj zaś od razu wyłożono karty na stół, choć każdy wiedział, jakie karty USA trzyma w ręku w tej sprawie.
– Problem jest następujący: w jaki sposób dostarczyć MiG-i jednocześnie nie wciągając całego Sojuszu do wojny. Tutaj, podkreślam, decyzja o niewchodzeniu do wojny jest decyzją NATO, decyzją amerykańską, decyzją naszych sojuszników. To nie jest decyzja, która jest decyzją polską, natomiast Polska robi wszystko, aby nie zostać wciągnięta do wojny – zapewnił Jakub Kumoch, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta.
– Obrońcom Ukrainy trzeba pomóc. Pytanie brzmi: w jaki sposób im pomóc, aby przekonać część zachodnich partnerów, że na nich nie spadnie bomba atomowa, bo rozumiem, że to jest główna obawa naszych wielu zachodnich partnerów – kontynuował Kumoch w TVP Info.
Muszę też wyjątkowo pochwalić podejście wiceszefa MSZ Pawła Jabłońskiego. Szczególnie, że polityka zagraniczna to moim zdaniem najgorzej wykonywany obowiązek władz w codziennym działaniu.
– Stanowisko rządu jest właśnie takie, że my jesteśmy gotowi do bardzo różnych form działania, ale priorytetem zawsze musi być polskie bezpieczeństwo. Nie może być tak, że Polska ma - jako jedyny kraj NATO - ponosić ryzyko, a pozostałe kraje nie miałyby w żaden sposób tego nam kompensować czy tego współdzielić – stwierdził dziś wiceszef MSZ Paweł Jabłoński.
Swoją drogą sytuacja pokazuje, że Polska jest członkiem NATO drugiej kategorii. Amerykanie byli gotowi popchnąć władze w Warszawie na zaangażowanie się przez nasz kraj w wojnę – według przepisów sojuszu nie bylibyśmy przecież „napadnięci” tylko włączylibyśmy się w wojnę prowadzoną przez państwo sąsiednie nie będące w NATO, więc nie można wykluczyć, że sojusz mógłby próbować migać się od włączenia się w wojnę – i zapewne w konsekwencji na pozostawienie nas samym sobie. My mielibyśmy się wykrwawiać wraz z Ukraińcami w wojnie, która – z perspektywy USA – jest w pewnych aspektach korzystna.
Cała ta sytuacja pokazuje też, że polskie władze jeśli chcą, to potrafią podejmować nawet rozsądne decyzje w polityce zagranicznej. Szkoda, że tak nieczęsto się to dzieje, a na co dzień słyszymy niemające poparcia w rzeczywistości frazesy dla ubogich intelektualnie.
Dominik Cwikła
Autor jest dziennikarzem i publicystą, założycielem portalu kontrrewolucja.net. Profile autora w mediach społecznościowych: Facebook, Twitter, YouTube
Źródło: rp.pl / prawy.pl