Nieplanowana ofiara Polskiego Ładu!

0
0
/ gov.pl

Polski Ład przyniósł ze sobą wiele chaosu i uderzył w liczne branże. Nagle okazało się, że o kilkaset złotych miesięcznie stracili nauczyciele czy policjanci. Nieplanowaną ofiarą Polskiego Ładu okazały się także fundacje. Wszystko zaś przez to, że na skutek podwyższenia kwoty wolnej od podatku zmniejszą się wpływy z 1%, a to uderzy w Organizacje Pożytku Publicznego, które go zbierają.

Fundacja Avalon, która jest jednym z największych beneficjentów 1%, bo zebrała w zeszłym roku 53 mln złotych w ten sposób, szacuje, że może stracić, doliczając jeszcze inflację, 10% przychodów, a więc ponad 5 mln złotych. Jest to olbrzymia kwota. Na podniesieniu kwoty wolnej od podatku do 30 tys. złotych i różnych zwolnień zyskują głównie najmniej zarabiający i emeryci, którzy najchętniej przekazują 1%. Pojawią się głosy, że należałoby podnieść 1% do np. 1,5%. To jest jednak także okazja, żeby w ogóle przemyśleć ten mechanizm, który nie jest do końca pozytywny.

Na mocy prawa organizacje społeczne, które funkcjonują co najmniej dwa lata i zostały uznane przez sąd za realizujące ważny interes społeczny, mają prawo prosić osoby fizyczne o przekazanie 1% swojego podatku przy okazji składania rocznego rozliczenia podatkowego (PIT-u). Mechanizm 1% był opracowywany w latach 1996-2003, a ostatecznie został przyjęty 1 stycznia 2004 r., kiedy weszła w życie ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (na marginesie: za rządów Jerzego Buzka i koalicji SLD-UP). W zamyśle mechanizm 1% miał uniezależniać OPP od finansowania bezpośrednio przez władze publiczne i w ten sposób czynić je bardziej obywatelskimi. W praktyce służy przede wszystkim garstce fundacji, jest systemem bardzo kosztownym i wydaje się mało pożyteczny społecznie.

Co roku Polacy przekazują miliony na organizacje pożytku publicznego w ramach 1% podatku. Łącznie organizacji OPP jest ok. 7 tysięcy. Tylko 50 z nich, największych, zgarnia około połowę wszystkich funduszy stąd pochodzących. Co więcej, od kilku lat jest to ta sama grupa, co pokazuje, że powstał pewien układ, który się tylko mocniej cementuje1.

W 2020 r. podatnicy przekazali 907 mln złotych w ramach 1%. Są to gigantyczne pieniądze, które każdego roku znacznie wzrastają. W 2004 r. było to 10 mln złotych, w 2010 – 357 mln złotych, w 2015 – 558 mln złotych, w 2017 – 660 mln złotych, w 2018 – 761 mln złotych, a w 2019 – 874 mln złotych2.

W 2019 r. z tych 907 mln złotych aż 300 mln trafiło do zaledwie pięciu fundacji. Były to: „Dzieciom zdążyć z pomocą” (185 mln), Avalon – bezpośrednia pomoc niepełnosprawnym (47 mln), Fundacja Pomocy Niepełnosprawnym „Słoneczko” (42 mln), Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (13 mln) i Fundacja Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek nieba” (12 mln)3.

Generalnie, zarzutem wobec mechanizmu 1% jest to, że jest bardzo kosztowny. Żeby przekonać podatników, żeby wpłacali na daną fundację, organizacje robią często wielkie akcje reklamowe, których koszty zjadają nawet znaczną część późniejszych wpływów. Inni podnoszą, że pieniądze zbierane na cele społeczne trafiają często na prywatne konta. Dzieje się to za sprawą tzw. subkont, z którymi wiąże się więcej problemów.

Wśród pięciu organizacji, które najwięcej zebrały z 1%, aż cztery działają, opierając się na mechanizmie subkont. Polega on na tym, że np. rodzic chorego dziecka zgłasza się do fundacji o pomoc, a ta otwiera mu specjalne subkonto, na które zbierane są pieniądze na dane dziecko. Najczęściej zbierają na nie rodzice i ich znajomi. Fundacja często jedynie zamieszcza o tym informację na swojej stronie i daje logo. Samo to działanie jest zresztą cenne dla rodziców. Ludzie wolą bowiem dawać na fundację, która istnieje ileś lat, ma już pewną renomę, składa sprawozdania, niż wpłacać na prywatne konto, nie wiedząc, co się stanie z tymi pieniędzmi. Rodzice ci proszą następnie o przekazywanie 1% na ich dziecko, co z kolei przekłada się na sukces fundacji, która w tym pośredniczy. Jeśli fundacja ma bowiem tysiące podopiecznych, a ich rodzice są niezwykle aktywnymi wolontariuszami, to efekt potrafi być niesamowity. W ten sposób jednak pieniądze z OPP trafiają w gruncie rzeczy do prywatnych osób i na ich potrzeby.

Nie jest to jednak największy problem, bo przecież zakładamy, że większość obdarowanych boryka się naprawdę z trudnymi sytuacjami. Rzecz w tym, że sam mechanizm subkont prowadzi do kumulacji kapitału i nadużyć z tego wynikających. Pewna osoba pracująca w takiej fundacji, nazwijmy ją Anią, opowiadała mi, jak to wyglądało w jej wypadku. Zaznaczam, że chodzi o pewne osobiste doświadczenie, a nie o wszystkie fundacje. Pokazuje ono jednak pewne mechanizmy, które mogą się naturalnie wytwarzać w takich warunkach.

Ania mówiła, że w przypadku wielu subkont do fundacji wpływają gigantyczne pieniądze, którymi fundacja nieustannie obraca. Trochę jak w przypadku banków nigdy nie jest tak, że akurat wszystkie pieniądze są potrzebne, więc wpłaty od darczyńców można umieszczać na lokatach i w innych miejscach. To zresztą proceder szerszy, bo przecież wszystkie fundacje mogą się nim posługiwać. Budzi zaś zastrzeżenia moralne, bo przecież jedna z zasad foundraisingu mówi, że należy wydawać otrzymane pieniądze zgodnie z wolą darczyńcy. Nikt zaś nie powierzył nam pieniędzy, abyśmy nimi spekulowali. W ten sposób pracownicy fundacji stają się biznesmanami, zawodowymi pośrednikami, którzy jak maklerzy lub bankierzy zarabiają na pośrednictwie. Teoretycznie można to uzasadnić, że takie działania mają polepszyć sytuację fundacji, aby mogła pomóc jeszcze większej liczbie osób. Pomijając już jednak ryzyko i wspomniane wątpliwości, sprzyja to nadużyciom.

Fundacje mają swoje statutowe cele np. pomoc chorym dzieciom, wsparcie niepełnosprawnych czy osób z różnymi problemami. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, że do fundacji zgłasza się ktoś, kto wpadł na pomysł, że będzie zbierał pieniądze na siebie pod pretekstem jakiegoś problemu. Fundacja powinna odesłać go z kwitkiem, ale i tam może pojawić się myśl: „Kolejne subkonto to kolejne pieniądze, którymi można obracać. Jak chce, niech zbiera. Jeśli zbierze i my zarobimy”. Ania mówiła, że obserwowała takie wypadki.

Może być jeszcze inaczej. Pamiętać trzeba, że zbiera się zawsze na określony cel. Powiedzmy, że jest nim rehabilitacja niepełnosprawnego chłopca. Zadaniem fundacji, nawet jeśli sama nie zbiera aktywnie pieniędzy, jest pilnowanie, aby pieniądze trafiły na dany cel. Oznacza to, że ma ona prawo i obowiązek żądania od rodziców takiego chłopca przedstawiania faktur związanych z wydatkami na rehabilitację. Muszą oni przedstawić dokumenty i opisać potrzeby, aby otrzymać pieniądze. Ania mówiła jednak, że w praktyce często było tak, że np. rodzice remontowali za te pieniądze dom, argumentując to tym, że muszą poprawić warunki życia chłopca, choć medycznie było to nieuzasadnione (sytuacja zmyślona, ale analogiczna). Fundacja, w której pracowała, przymykała na to oczy, wypłacając pieniądze.

Opisane sytuacje wcale nie oznaczają złej woli i to zarówno pracowników fundacji, jak i rodziców. Z jednej bowiem strony rodzice, na skutek własnej ciężkiej pracy zebrali np. 200 tys. złotych na swoje dziecko. Rehabilitacja kosztowała ich ostatecznie 50 tys. złotych. Uważają oni jednak, że mają prawo wykorzystać pozostałe 150 tys. pozostające na koncie fundacji, wydając je w sposób bezpośredni albo pośredni na swoje dziecko. Myślą sobie bowiem, że dlaczego to fundacja ma wchodzić w ich posiadanie. Z drugiej strony pracownicy fundacji zdają sobie sprawę, że w III sektorze liczy się przede wszystkim dobra opinia. Rodzice chorych dzieci przyszli do nich, bo usłyszeli o nich dobre słowo od innych rodziców. Jeśli nie będą więc iść na rękę rodzicom, wielu przypnie im łatkę złodziei. Nie tylko więc nikt nie będzie chciał korzystać z ich pośrednictwa, ale więcej, ludzie, którzy u nich są, po prostu założą subkonta w innej fundacji.

Oczywiście, rodzice powinni przeznaczyć owe 150 tys. złotych na inne chore dzieci, a fundacja powinna tego pilnować i w razie czego sama podjąć taką decyzję. Tak się zapewne dzieje w różnych fundacjach. Mentalność ludzka i stworzony system sprzyjają jednak innym rozstrzygnięciom. Fundacje wtedy zmieniają się w wielkie liczarki pieniędzy.

Tutaj powstaje pytanie, czy nie można by inaczej uregulować tych kwestii, aby zapobiec takim sytuacjom. Można by wówczas np. zmierzać do systemu, w którym to rodzice zakładają konto na siebie, biorą odpowiedzialność za wydatkowanie środków i muszą się sprawozdawać. Fundacje zaś mogłyby z kolei np. organizować dla nich własne zbiórki, albo/i służyć własną wiedzą na temat zbierania środków.

Ktoś się oburzy i powie, że przecież OPP mają obowiązek składania rocznych sprawozdań, złożonych i z rozliczenia merytorycznego i finansowego, w których podaje się wiele szczegółowych informacji. Rozliczenia te są publikowane w Internecie i weryfikowane przez odpowiednie władze. Od wspomnianej Ani wiem jednak, że za weryfikację tysięcy rozliczeń odpowiedzialny jest w Polsce jeden urzędnik, co czyni cały proces czysto formalnym.

 

 

 

Zachęcamy do nabycia książki autora pt. „W mackach fundacji”: https://capitalbook.com.pl/pl/p/W-mackach-fundacji%2C-jak-organizacje-pozarzadowe-probuja-manipulowac-ludzmi-Chris-Klinsky/4774


 

1 M. Muszyński, Najlepiej zarabiające OPP, źródło: https://www.forbes.pl/finanse/najbogatsze-organizacje-pozytku-publicznego-opp-w-polsce-ranking/306hdvb.

2 Organizacje pożytku publicznego i 1% w 2019 r./2020 r., źródło: https://stat.gov.pl/files/gfx/portalinformacyjny/pl/defaultaktualnosci/5490/4/5/1/organizacje_pozytku_publicznego_i_1_procent_w_2019-2020.pdf.

3 K. Sudaj, Ile pieniędzy z 1 proc. podatku z PIT trafiło do OPP w 2019 roku?, źródło: https://www.pit.pl/aktualnosci/ile-pieniedzy-z-1-proc-podatku-z-pit-trafilo-do-opp-w-2019-roku-966561.

Źródło: redakcja

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną