O siatkówce nad granicznym ogrodzeniem kongijską uchodźczynią z małym murzynkiem w brzuchu (FELIETON)

Okopress to taka przybudówka „Gazety Wyborczej”, która ma tyle wspólnego z rzetelnymi mediami, co „żołnierze” Waffen SS mieli z ratownictwem medycznym okupowanej ludności cywilnej, czyli nic.
Prawdziwym hitem jest to, że właśnie z tych me(n)d-iów można się dowiedzieć, że polscy pogranicznicy przerzucają ciężarną uchodźczynię z Konga cztery metry nad granicznym drutem kolczastym przez co ona po tygodniu poroniła, a sorry po dwóch dniach. W dodatku owa rzekoma murzynka opowiada takie bzdury, że można się zastanawiać, czy w ogóle istnieje. A jak istnieje, to czy nakłamała pseudodziennikarzom, którzy nie potrafią tego zweryfikować, choć twierdzą, że zweryfikowali.
Czy Judytka z Konga istnieje, a jak istnieje to czy kłamie?
Cóż zazwyczaj dziecko jest dla redachtorów tylko zlepkiem komórek, które należy usunąć. No chyba, że jest czarne, w brzuchu kobity z Afryki, która ostatnie pięć lat siedziała w Rosji, a teraz zamarzyła o niemieckim socjalu i można nim przywalić w „nazistowski reżim PiS”. Historia o ciężarnej Murzynce latającej nad drutem żyletkowym granicznego ogrodzenia w widocznej ciąży (choć jak podała czas ciąży to dziecko jest wielkości paznokcia, więc ta ciąża mogła być tylko spożywcza) bije rekordy czytelnictwa na okopressie. Poza tym zazwyczaj kobieta w 10 tygodniu ciąży nie wyrusza na piesze wędrówki po nieznanych lasach i borach.
Widoczna ciąża z dzieckiem wielkości paznokcia i czterech Pudzianów ze Straży Granicznej
Hitem medialnego klona „Wyborczej”, czyli okopress jest artykuł: „Judith z Konga: Polscy pogranicznicy rzucili mną przez granicę. Nad drutem. Dwa dni potem poroniłam”. Sam początek artykułu to już jest odlot – „29-letnia Kongijka opowiada nam, jak polscy mundurowi złapali ją za ręce, nogi i przerzucili nad drutami granicznymi. Jak worek ze śmieciami”. Cóż widziałem te „uchodźczynie” z Konga i Somalii i żeby je przerzucić przez ogrodzenie graniczne potrzeba było ze czterech Pudzianowskich. To nie są mimozy po 40 kilo, raczej bliżej im do setki. Ciąg dalszy to jeszcze lepszy odlot „Była w 2,5 miesiącu ciąży z widocznym już brzuchem. Dwa dni później ją straciła. W lesie na granicy zaginął też jej mąż”. Pseudodziennikarzy z okopress dziecko w 10 tygodniu ciąży jest wielkości paznokcia. Dlatego ciąża nawet jak była, a ciężko to raczej udowodnić to żadnego brzucha widzieć nie było można. No chyba, że jest to tak popularna wśród Arabek i Murzynek w średnim wieku ciąża spożywcza. W dodatku gdyby nią rzucili to raczej miałaby sporo stłuczeń, a może i złamań, a coś takiego nie było, a poronienie nastąpiłoby od razu. Więc albo kobita nie istnieje, albo kłamie.
Smętów ciąg dalszy
„O tym, że ciężarna imigrantka z Konga została przerzucona „jak worek ze śmieciami” przez druty na granicy przez polskich mundurowych, wskutek czego poroniła, dowiedzieliśmy się ok. 10 dni temu. Od tego czasu staraliśmy się ustalić jak najwięcej detali w tej niezwykle bulwersującej sprawie. Rozmawialiśmy z aktywistami, którzy jej pomagali, dotarliśmy do dziennikarki, która – jak się okazało – też trafiła na Judith, zanim ta poroniła. Próbowaliśmy również skontaktować się z imigrantami z jej grupy, m.in. z osobą, która określała się jako jej „brat”. Nie odpowiada, nie wiadomo, co się z nim dzieje. Do przerzucenia ciężarnej doszło 7-8 października, na granicy gdzieś na wysokości Bobrowników/ Sokółki. Judith poroniła 10 października. Los jej męża, który zaginął w lasach Polski i Białorusi, nadal nie jest znany”. - a więc redakcja okopress bierze odpowiedzialność za te bzdury. A konkretnie redachtor Krzysztof Boczek, bo to on jest autorem wyziewu medialnego.
To ile w tym lesie siedziała?
Co ciekawe na Onecie jest zdanie, którego już nie ma na okopress brzmiące: „Zdaniem kobiety, w lesie spędziła trzy tygodnie, czasem maszerując po 30 km dziennie. - Bez jedzenia, czystej wody. (...) Białorusini nas wypychali z powrotem, a Polacy z kolei wykręcali nam ręce, jeśli nas złapali”. W onecie to było, ale na okopress już pożałowano tego kawałka bo nie przystaje do narracji. 3 tygodnie razy 30 kilometrów – kurde ona już powinna mijać Poznań, a nie dalej kwitnąć po białoruskiej stronie.
Ciąg dalszy jest jeszcze lepszy – skarga na... brutalność polskich służb. „Gdy dotarliśmy do Judith , była świeżo po tych traumatycznych wydarzeniach. Początkowo nie chciała o tym rozmawiać. Zgodziła się po kilku dniach. Bo ma nadzieję, że ludzie, którzy tego dokonali, poniosą odpowiedzialność. A ujawniając brutalność polskich służb na granicy, może uchroni kogoś innego od koszmaru, który sama przeszła. Już wcześniej wielokrotnie media i wolontariusze ratujący uchodźców donosili o bezprawnych, a czasami wręcz brutalnych działaniach funkcjonariuszy Straży Granicznej i innych służb, które wyłapują i wypychają za granicę imigrantów. Jak się okazuje, od sierpnia 2021 roku, gdy rozpoczął się exodus na granicy, SG oddział Podlasie nie tylko nie ukarała dotąd żadnego funkcjonariusza za „działania nieetyczne”, ale nawet osoba zastępująca rzecznika prasowego nie słyszała o jakiejkolwiek skardze na takowe”.
Już okopress wie, że należy karać policjantów i strażników granicznych za stosowanie prawa.
Jak widać nie ma takiej bzdury, której okopress, czy „Wyborcza” by nie napisały, żeby tylko stwardniałe serca polskich katolików zmiękczyć na biednych uchodźców. Poza tym karanie funkcjonariuszy polskich służb, bo jakaś nielegalna imigrantka opowiada niestworzone historie, a zawodowi aktywiści i pseudodziennikarze jej wierzą to już jest wyższy poziom małpiego cyrku.
Piotr Stępień
Źródło: Piotr Stępień