Przed czwartą falą - co nas czeka NAPRAWDĘ?!

0
0
/ źródło: Pixabay

Z walką z koronawirusem dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem dr Piotr Ligocki, szef oddziału covidowego w Bydgoszczy. Sam jest ozdrowieńcem. Chorował ciężko na COVID pod koniec ubiegłego roku. Uważa, że zarówno służba zdrowia jak i pacjenci zostali zdemolowani przez COVID. Nie chodzi tu tylko o chorych na tę chorobę, ale także o pacjentów, którzy mieli utrudniony dostęp do lekarzy. Listopadowa fala była gwałtowna, a my nie mieliśmy jeszcze dostatecznej wiedzy, jak walczyć z nią. Nie wiadomo było, jak dana osoba zareaguje na koronowirusa. W styczniu fala zaczęła powoli opadać, aby w marcu znów się podnieść, choć w nieco łagodniejszej formie.

Działały już szczepionki, więc nie byliśmy tak bezbronni, Chociaż zdarzały się w skali kraju, że osoby zaszczepione ciężko chorowały, nawet umierały, ale są to jedynie pojedyncze przypadki. „Na co dzień – mówi dr Ligocki - pracuję z pacjentami, którzy mają choroby reumatyczne, autoimmunologiczne, którzy przyjmują leki immunosupresyjune, osłabiające system odpornościowy. Jeżeli były zaszczepione, to przechodziły COVID -19 znacznie łagodniej w porównaniu z niezaszczepionymi”.

Ciężki przebieg choroby nie dotyczy tylko osób starszych, z chorobami przewlekłymi, takimi jak: cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, otyłość. Przekrój wiekowy na oddziałach covidowych był zróżnicowany. Trafiali tam również wysportowani 20-latkowie, aktywni zawodowo 30-40-latkowie, zdrowi 50-latkowie bez chorób towarzyszących. Nie było nic pewnego. Zdarzały się osoby, które trafiały w niezłym stanie, a później umierały. I były to głównie osoby młode.

Prawdopodobnie ciężej przechodzą COVID osoby, które miały bliski kontakt przez wiele godzin z osoba zarażoną. Chociaż i z tym było różnie. Zdarzały się przypadki, że mąż czy żona znaleźli się w ciężkim stanie w szpitalu, a współmałżonek przeszedł chorobę łagodnie.

Fale koronawirusa raz uderzają z dużą siłą, potem się wyciszają, aby znów przepuścić atak. Pod tym względem przypomina to epidemię grypy 100 lat temu. Dane szacunkowe mówią, że zmarło wówczas ponad 20 mln osób. Ale koronawirus jest bardziej wysublimowany niż wirus grypy. Potrafi się ukryć. Jest roznoszony w sposób bezobjawowy. Potrafi szybko niszczyć płuca.

U nas stosunkowo dużo ludzi zmarło z powodu COVID. Winę z to ponosi utrudniony kontakt z lekarzem i zbyt późne wzywanie pogotowia. Pokutował pogląd, że ze szpitala już nie wyjdziesz. A przecież jedynie w szpitalu można było rozpocząć leczenie standardowe w odpowiednim momencie. Nie zawsze teleporady przynosiły efekty. Trudno było na odległość zdiagnozować pacjenta dostatecznie i określić, jaki jest stan chorego. Pacjenci często nieprawidłowo korzystali z pulsoksymetru – kobiety miały polakierowane paznokcie. Wynik pulsoksymetru zmieniał się także w stanie spoczynku i wtedy, gdy zrobili chociaż kilka kroków. W czasie ruchu saturacja spadała.

Nie dobre było również zbyt częste stosowanie antybiotyków, które powinny być wprowadzone do leczenia wówczas, gdy dochodziło do nadkażeń bakteryjnych. Antybiotyk bowiem nie działa na wirusy.

COVID kojarzy nam się zwłaszcza z zapaleniem płuc, jednak często poważne powikłania związane są z sercem. COVID dotyka całego organizmu. Atakuje śródbłonek naczyń krwionośnych, ma silne działanie prozakrzepowe. Stąd groźne dla życia incydenty zakrzepowe w układzie sercowo-naczyniowym. „Proces wykrzepiania wewnątrz naczyń powoduje powstawanie mikrozatorów i zwiększoną liczbę powikłań zatorowo-zakrzepowych. W szczególności są na nie narażeni pacjenci w drugiej fazie choroby, a także po przechorowaniu. Zdarzają się przypadki zawału mięśnia sercowego u młodych osób, które nie mają żadnych czynników ryzyka poza tym, że chorowali na COVID-19”. Chory musi być poddany intensywnemu leczeniu covidowemu, przede wszystkim glikokortykosteroidami, które nie są obojętne dla organizmu. Powikłania nie dotyczą jedynie serca, ale także mózgu, są problemy z zapamiętywaniem, spójnym myśleniem, bezsennością.

Aby zapobiec powikłaniom zakrzepowym, stosuje się heparyny, którymi leczyli chińscy lekarze na początku epidemii. Trzeba bardzo uważnie stosować heparyny, bo większe dawki mogą wywoływać krwotoki. Dlatego przeważnie podawano w szpitalu dawkę profilaktyczną (0,4 ml). Stan tych pacjentów poprawiał się i mieli mniej powikłań. Tak też było, jeżeli stosowali heparynę po wyjściu ze szpitala. Obecnie stosuje się dawkę heparyny profilaktyczną u wszystkich osób hospitalizowanych jak i tych, którzy leżą w domu i mają trudności z poruszaniem się. l u osób leżących groźne są zaburzenia zakrzepowo-zatorowe, w tym zatorowości płucnej, zawału mięśnia sercowego, udaru mózgu. Heparyna blokuje też w pewnym stopniu namnażanie się wirusa i przyspiesza szybszy powrót do zdrowia.

Dr Ligocki przyznaje, że wyjątkowo zdarzają się przypadki zaburzeń krzepliwości po szczepieniach, ale te przypadki są nieporównywalnie rzadsze niż przy COVID. Groźniejsze niż szczepionka jest palenie papierosów, otyłość, inne choroby metaboliczne, picie alkoholu.

 

Źródło: redakcja

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną