PSL już nie chce być chłopskie

Niewiele zabrakło, by w niedawno zakończonych wyborach parlamentarnych Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, zwane Polskim, wyleciało z Sejmu jak postkomuniści. Czy po sobotniej wymianie ludowego prezesa nowy Władysław Kosiniak-Kamysz uratuje partię przed ostatecznym upadkiem?
Przez osiem lat współodpowiedzialność za rozrost biurokracji, liczonej w setkach tysięcy nowych urzędników, ponosi PSL. Obserwowaliśmy po 2007 roku marsz rodzin i znajomych poliyków tej partii na urzędy centralne. Istną inwazję tych, którym dawano do łap władzę, a których zaletą nie była wiedza merytoryczna, a koligacje rodzinne, czy łóżkowe z prezesami powiatowymi, czy wojewódzkim PSL. Najlepiej to co najgorsze u pazernych na kasę i stanowiska (P)ZSL-owców obrazuje znana na całą Polskę, a do niedawna wpływowa persona ruchu ludowego – Jan Bury z Podkarpacia. Nie ma co pisać o jego dokonaniach. Już zajęła się tym prokuratura, a wkrótce zapewne sąd. Takich Burych były i są do dziś w urzędach dziesiątki tysięcy. Żeby prześwietlić to co zaciągnęli ku sobie w ostatnich latach neo ZSL-owcy trzeba byłoby skierować na „odcinek ludowy” całe zastępy kulejącego aparatu sprawiedliwości. Zrobić porządny bilans w Ministerstwie Rolnictwa, rozmaitych agencjach – od szczebla centralnego po biura terenowe. Praca na lata.
Jaki PSL był i jest widzi niemal każdy. Stąd nie dziwi, że w mateczniku – na wsi i w małych miasteczkach – chętnych do głosowania 25 października na Piechocińskiego, Pawlaka, czy Zycha dużo nie było. PSL ledwo prześliznął się przez próg. Dla ratowania zagrożonych czterech liter, dobrze opłacanych synekur, doszło w minioną sobotę do wymiany prezesa. Przegranego i skomprotmitowanego złotoustego Janusza Piechocińskiego zastąpił zwykle przyczajony zza węgła Władysław Kosiniak-Kamysz. Człowiek wywodzący się z rodziny o mocno ZSL-owskich tradycjach. Jego rodzina biznesowo radzi sobie doskonale w Krakowie, pozostając w świetnych relacjach z prezydentem Majchrowskim. Kosiniak-Kamysz uchodzi za człowieka spokojnego, mało zdecydowanego, rzezc by można – choć zabrzmi to trochę śmiesznie jak przystało na ludowca – salonowego. A przynajmniej takiego, co do salonu z komlepksami inteligenta o korzeniach niewielkomiejskich, chętnie by się na dłużej zapisał. Takie próby podejmował zresztą jako minister pracy via Belweder, gdzie mógł liczyć na dobre słowo i wsparcie ze strony ówczesnego prezydenta Bronisława Marii Komorowskiego.
Kosiniak-Kamysz nie miał na sobotniej Radzie Naczelnej realnej konkurencji. Wydawało się, że po prezesurę będzie chciał sięgnąć Adam Struzik. Ale ten ostatni wycofał się. Być może w zamian wejdzie do ścisłego kierownictwa PSL. Sam Kosiniak-Kamysz zapowiedział przebudowę partii. Ma być ludowa, w rozumieniu popularnej, a nie chłopska. Ale czy będzie jej jeszcze mnie niż teraz zależy to w dużej mierze od PiS. Jeśli nowy rząd dokona rzezi w instytucjach opanowanych do tej pory przez PSL-owców to tej partii nie uzdrowi nawet najlepszy z najlepszych. Aparat odcięty od kasy odwróci się momentalnie od swojej partii. Strażacy szybko zaprzyjaźnią się z nowymi sponsorami potrzebnego im sprzętu, a starsze panie z Kół Gospodyń Wiejskich zapomną szybko co to PSL i zielona koniczynka.
Antoni Krawczykiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl