„Uzdrawiacze” Kościoła

Większość społeczeństwa jest zbulwersowana atakami agresji i wulgaryzmu, który od kilku tygodni wyległ na nasze ulice. I nie chodzi w tych protestach jedynie o prawo do swobodnej aborcji, ale o kulturową przebudowę całego społeczeństwa i zastąpienie chrześcijaństwa powszechnym chaosem i nihilizmem. Razi nas wulgarny język, jakim posługują się demonstranci, ale nie chodzi jedynie o naszą wrażliwość językową. Najważniejsze, że zostały przekroczone granice, których dotąd nikt nie atakował.
Jeżeli można je bezkarnie przekraczać w sferze językowej, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby poszły w niepamięć inne normy kulturowe. Co do tej pory było w naszym kraju zaporą nie do pokonania? Zawsze był nim Kościół, który stał na straży demoralizacji i pauperyzacji społeczeństwa. Tak było w ostatnich latach naszej historii, nie sięgając już w głąb wieków. W okresie komunizmu jedynie Kościół był tą ostoją. I władze o tym doskonale wiedziały. Prowadząc podjazdową z nim wojnę, prześladując księży, uciekając się skrycie nawet do ich mordowania, nigdy jednak nie przekroczyły pewnych granic. Komuniści wiedzieli dobrze, że nie uda im się bezcześcić kościołów, zakłócać porządku Mszy św. Teraz okazało się, że wszystko wolno.
Dla wielu z nas nie jest to zaskoczeniem. Od kilku już lat obserwujemy napaść na naszą religię. Początkowo przebiegało to w sferze swobodnej kultury. Godziliśmy się na profanacje krzyża, uznając je za wyraz swobody twórczej. A media co pewien czas donosiły o zawieszaniu na nim genitalii, spółkowaniu z krzyżem, umieszczaniu go w nocniku itp. Przyszła kolej również na niszczenie autorytetu Jana Pawła II. Przypomnijmy sobie słynną „Klatwę” w Teatrze Powszechnym i ekscesy wyczyniane z pomnikiem naszego papieża. To wszystko było preludium do obecnej wojny kulturowej. I nie chodzi o samych demonstrantów. Większość młodzieży wykrzykuje wulgarne hasła, aby dać upust agresji, niezadowoleniu z obecnej izolacji spowodowanej koronawirusem.
Wielu z nich nie wie nawet o co walczy. Daje upust własnym frustracjom i nie opiera się na żadnym intelektualnym zapleczu, które ma przebudować społeczeństwo. Organizatorzy piorunowej wojny wiedzą dobrze, że na drodze do ich zwycięstwa stoi Kościół, więc trzeba zniszczyć oparty na tradycji i doświadczeniu „patriarchalny, hierarchiczny reżim”. Trzeba podkopać zaufanie społeczeństwa do Kościoła. Doskonałym polem manewru okazały się wypadki pedofilii wśród kleru. Nikt nie bierze pod uwagę, że stanowią one jedynie ułamek całego zagadnienia i że w środowisku kościelnym, tak jak wszędzie są czarne owce, że wypadki pedofilii w Kościele są w porównaniu do innych środowisk bardzo rzadkie. Nie oznacza to jednak, że należy o nich milczeć. Taka postawa ciszy wokół tego problemu spowodowała właśnie gwałtowny atak na kler i stworzenie atmosfery, że cały Kościół jest do gruntu przeżarty pedofilskimi aferami. Oskarżenia ruszyły z ciężkich dział. Zaczęto oskarżać Jana Pawła o ukrywanie pedofilii w Kościele. Grubym działem miał być raport w sprawie amerykańskiego hierarchy kościelnego McCarricka. I choć w 400 stronnicowym raporcie nie było ani słowa pod adresem oskarżeń papieża, to „właściwi” ludzie na „właściwych” miejscach ruszyli do ataku. Jak zawsze niezawodna okazała się stacja TVN i „Gazeta Wyborcza”.
Pierwsza emitowała bardzo nierzetelny i wyjątkowo perfidny film o kard. Stanisławie Dziwiszu: „Don Stanislao”. Ofiarą TVN stał się hierarcha kościelny, który był bardzo przyjazny dla środowiska TVN i „Gazety Wyborczej” Zawsze skory do rozmów. Za jego czasów Kuria preferowała właśnie dziennikarzy stamtąd. Teraz stacja ta wyemitowała film opierający się nie na faktach, ale na domniemaniach. Chodzi znów o raport w sprawie MacCarrica. A właściwie o to, że nazwisko kard. Dziwisza pojawia się tam aż 45 razy. Ciekawe, dlaczego ma się tam nie pojawiać. Przecież kardynał był osobistym sekretarzem Ojca św.. W raporcie znów nie ma żadnych konkretów, jakoby kardynał wiedział o mrocznej stronie amerykańskiego hierarchy. Wszystko opiera się na twierdzeniach: mówiono o tym, powszechnie wiadomo, takiej wiedzy nie mam, ale… itp. Dowodów brak, ale ciemne światło zostało rzucone. Film ten wtopił się idealnie w akcję zohydzania Kościoła. I na nic zdały się słowa kardynała, który mówił reporterowi, że może swoim filmem wyrządzić szkodę różnym ludziom, że trzeba mieć odpowiedzialność za nich, że trzeba mieć wzgląd na Ojczyznę, na pamięć o Papieżu. Wielu widzów ten film obejrzało i w wielu zasiał ziarno wątpliwości. Rozpoczął się ostry atak na Kościół. W internecie pojawiła się grafika z płonącym Kościołem, sugerująca obecny kurs działań.
Na okładce „Wysokich obcasów” graficzka zabłysnęła pomysłem, aby Matkę Boską udekorować czarną parasolką i ubrać ją w piorunową maseczkę. Wszystko dozwolone, tak jak obelżywe transparenty niesione w demonstracjach z napisem, że Matka Przenajświętsza powinna dokonać aborcji. Wszystko to już było. Nieznacznie tylko forma się zmieniła. Twórcy komunizmu w swoich dziełach posługiwali się już wówczas bluzgami językowymi. Tak, że to wszystko są odgrzewane kotlety. Ciekawe, do czego jeszcze posuną się organizatorki Strajku Kobiet, co zaproponują oprócz niszczenia społeczeństwu?
Iwona Galińska
Źródło: redakcja