Ataki na świątynie ujawniły, kto jest prawdziwym przyjacielem Kościoła!

0
0
/

W ostatnim czasie doszło w Polsce do licznych bezprecedensowych ataków na katolickie świątynie, podczas których je profanowano i przerywano Msze święte. Sytuacja zaczęła przypominać tę z Francji, gdzie podobne ataki zdarzają się regularnie. Znamienne jest to, kto stanął pod kościołami, aby je bronić, a jeszcze bardziej znamienne, kogo tam nie było.

Swoją wiedzę czerpię z osobistych doświadczeń, jako że byłem pod kościołem św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży w Warszawie i rozmawiałem z ludźmi tam przebywającymi, a także od znajomych, którzy byli pod innymi kościołami w Warszawie i w całej Polsce. Mam ją także z telewizji internetowych, które transmitowały obronę kościołów, z Facebooka i stron internetowych, na których nawoływano do obrony Kościoła. To właśnie fakt, gdzie to robiono, pokazuje wyraźnie, kto uznał za konieczne obronę świątyń przed barbarzyńskimi atakami lewicowych bojówek, które wykorzystując za pretekst decyzję TK w sprawie aborcji, ujawniły całą swoją nienawiść do Boga i Kościoła katolickiego.


Na podstawie posiadanych informacji, z pewnością częściowych jedynie, ale dających jakiś obraz sytuacji, mogę stwierdzić, że kościołów bronili przede wszystkim młodzi ludzie opowiadający się za wiernością Tradycji katolickiej (tzw. tradsi), ze środowisk skupionych wokół Mszy trydenckiej i Stowarzyszenia Piotra Skargi, z nowych wspólnot katolickich nawiązujących jednak do tradycyjnej koncepcji Kościoła walczącego (Ecclesia militans), jak Żołnierze Chrystusa i Wojownicy Maryi, kibice i narodowcy, w tym zwłaszcza ci związani z Marszem Niepodległości. Warto tu dodać, że Robert Bąkiewicz, prezes Marszu Niepodległości, narodowiec, który powołał teraz Straż Narodową m.in. do chronienia kościołów, sam określa się jako zwolennik Tradycji katolickiej, w tym Mszy trydenckiej.

Powinno to dać do myślenia wszystkim katolikom, a zwłaszcza duszpasterzom i biskupom. Nieprzypadkowo, wielu komentatorów widzi w tym (co świadczy o tym, że jest to dostrzegane) klęskę posoborowego duszpasterstwa. Nieustanne mówienie o dialogu, miłości, tolerancji, przy jednoczesnym pomijaniu wszystkiego, co ma choćby pozór czegoś innego, jak np. walka duchowa, spowodowało, że katolicy zrobili się ulegli, zniewieściali, niegotowi na stawienie oporu złemu. Chrystus wzywa nas oczywiście do nadstawiania drugiego policzka, ale naszego policzka, natomiast pokazuje też, że kiedy chodzi o Dom Boży, o świątynię, o Kościół, trzeba być gotowym do radykalnych działań. Pokazał to zresztą sam, kiedy wszedł z biczem do świątyni, przewracał stoły i wyrzucił sprzedających tam handlarzy. Tymczasem dzisiejsi katolicy, w przeważającej większości, kiedy widzą, jak ich świątynie są niszczone, wzruszają ramionami, uznają, że to nie ich sprawa, a nawet, o zgrozo, często są wśród samych protestujących, którzy są za to odpowiedzialni. To także skutek błędów w katechezie, która nie kładzie właściwego nacisku na świętość życia, zło aborcji, odpowiednie zasady moralne, bardzo często ucząc szacunku przede wszystkim do innych religii i kultur, gdzie spojrzenia na te kwestie są zupełnie inne.

Zdumiewa to, że w wielu kościołach działają dziesiątki wspólnot, które skupiają łącznie po kilkaset osób, a jednocześnie, kiedy przychodzi do obrony kościoła parafialnego, przyjeżdżać tam muszą ludzie z innych dzielnic, a nawet innych miast. I to nie jest tak, że ta pomoc jest niechciana przez proboszczów. Biskupi mogą wypowiadać się politycznie, wzywając jedynie do „deeskalacji przemocy”, tak jakby potęgowała ją chęć zapobieżenia kolejnym profanacjom poprzez trwanie na modlitwie pod świątyniami. Proboszczowie widzą jednak, co dzieje się z ich kościołami, są za nie osobiście odpowiedzialni, martwią się o nie. Są też wdzięczni tym, którzy przyszli je chronić. Proboszcz kościoła Świętego Krzyża w Warszawie oficjalnie upoważnił Straż Marszu Niepodległości do wyrzucania ludzi z tego kościoła, którzy zachowują się niegodnie i chronienia tego miejsca przed atakami. Z kolei proboszcz kościoła św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży w Warszawie wychodził nieraz do obrońców kościoła i dziękował im za ich obecność.


Fakty te świadczą, że posoborowa katecheza jedynie rozbroiła Kościół (to przecież wielcy teolodzy posoborowi jak Balthazar wzywali do burzenia bastionów!) i to w czasie, kiedy ataki na niego będą się jedynie potęgować. Jest to czas, aby wrócić do zapomnianej koncepcji Kościoła walczącego i szerzyć ją we wszystkich środowiskach katolickich. Jest to czas, aby docenić środowiska tradycji katolickiej, a także by objąć znacznie bardziej duszpasterstwem ruch narodowy i kibiców. Wśród nich także sieje się pogaństwo, ale znów jest to często wynikiem tego, że jest niepotrzebny strach w Kościele przed tymi środowiskami.

Na koniec jeszcze jedna obserwacja. Poza tymi w Kościele, którzy Kościoła bronili i którzy w jakiś sposób go zostawili, byli też tacy, którzy przyłączyli się czynnie do wspierania ataków na niego, nawet jeśli nie bezpośrednio, to poprzez wspieranie środowisk, które te ataki organizowały. Mam tu na myśli katolików z tzw. Kościoła otwartego, takich jak o. Adam Szustak, który przyznał, że „także nienawidzi tego Kościoła”. Hierarchowie powinni wyciągnąć z tego lekcję, że dalsze tolerowanie V kolumny w Kościele będzie miało w przyszłości jeszcze bardziej tragiczne skutki.

 

Źródło: redakcja

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną