USA nie podoba się polska polityka wobec tęczowej rewolucji? Naprawdę nie musimy kupować ani amerykańskiego gazu czy broni

0
0
/ Fot. ilustracyjne/fot. pixabay

Polskie władze powinny uświadomić USA, że jak dalej odrażająca Mosbacher plująca non stop na Polskę i Polaków będzie panoszyć się w naszym kraju, to Polacy mogą się zastanowić czy naprawdę nasz kraj musi kupować gaz i broń w USA. Tym bardziej że broń dla polskiego wojska powinna być produkowana w Polsce, a nie w innym kraju — uzależniając się od broni amerykańskiej, w chwili kryzysu zdajemy się na łaskę i niełaskę amerykańskich dostawców.

Handel z USA - krajem, który poucza Polaków, a nie potrafi zadbać o bezpieczeństwo własnych obywateli terroryzowanych przez komunistycznych i kolorowych bandziorów, nie ma dla Polski tak dużego znaczenia, jak handel z innymi krajami. Według danych z 2019 roku kupiliśmy w USA towarów za 5,4 miliarda dolarów, a sprzedaliśmy Amerykanom towarów za około 8 miliardów dolarów. Tymczasem tylko do Niemiec sprzedaliśmy towarów za 57,6 miliardów, i kupiliśmy od Niemców towarów za 65,8 miliardów euro. Od Rosji kupiliśmy towarów za 16,5 miliarda dolarów i Rosjanom sprzedaliśmy towarów za 5,14 miliarda dolarów. Od Chin kupujemy towaru za 103 mld złotych, a Chinom sprzedajemy towary za 9 miliardów złotych.

To, z jaką pogardą USA traktują Polskę, najlepiej pokazuje wywiad, jaki Mosbacher udzieliła Marcinowi Makowskiemu z portalu WP.

Ambasador USA Georgette Mosbacher twierdziła, że „w kwestii LGBT" Polacy są „po złej stronie historii.

Warto przypomnieć, że Polska po złej stronie historii była, wspierając imperialistyczną agresję USA na Bliskim Wschodzie (która doprowadziła do upadku Iraku, Syrii, Libii, śmierci setek tysięcy ludzi i zalewu milionów islamskich imigrantów) czy angażując się na zlecenie amerykanów w żydowską agresję wobec Iranu.

Przykładami tego, jak stosunek Polski do tęczowej rewolucji ma wpływ na „decyzje biznesowe", są według amerykańskiej ambasadorki decyzje amerykańskiej „branży filmowej i technologicznej — trzeba być tego świadomym".

- Ci przedsiębiorcy nie chcą jechać i inwestować tam, gdzie ich pracownicy nie są szanowani i nie mają praw, które akceptuje większość świata Zachodu. Dochodzą do mnie głosy zaniepokojonych przedsiębiorców, ale co warto dodać — podobnie dzieje się również w Ameryce. Hollywood i sektor IT nie chcą współpracować ze stanami, które uchwalają prawa sprzeczne z wartościami branży - przekonuje Mosbacher.

Mosbacher powinna być świadoma, że to nie Polska powinna dbać o relacje handlowe z Hollywood i amerykański sektorem IT, tylko te sektory powinny być miłe dla Polski, byśmy chcieli kupować badziewie z USA. Dodatkowo powiedzmy sobie, Hollywood swoje filmy dla debili i tak nam sprzeda, niezależnie jak będziemy postępować — przykładem jest tego to, jak Hollywood i krzemowa dolina zabiega o rynki w Chinach. Jak Hollywood i Krzemowa Dolina nie będą chcieli zarabiać na Polakach, to dramatu nie będzie. Tańszą elektronikę kupimy w Chinach, programistów znajdziemy w Indiach albo programy napiszą nam polscy lub ukraińscy informatycy, a od amerykańskich filmów naprawdę lepsze jest kino z Azji czy Europy.

Dla amerykańskiej ambasador nie ma znaczenia, że żadne prawa tęczowych nie są realnie w Polsce łamane. Mosbacher poucza nas o „konsekwencjach posiadania reputacji kraju nieprzyjaznego mniejszościom LGBT", bo „symbole mówią więcej niż czyny czy słowa.

Bardzo ważne w wywiadzie z amerykańską ambasador jest to, jak Mosbacher definiuje prawa człowieka. Jak sama mówi „argumentuje na poziomie najbardziej podstawowych praw przysługujących każdemu człowiekowi. Prawa do niepodlegania ostracyzmowi, do równego traktowania i wyrażania swoich poglądów, prawa do poczucia bezpieczeństwa". Warto się zapytać, co z prawami homofobów do „niepodlegania ostracyzmowi, do równego traktowania i wyrażania swoich poglądów, prawa do poczucia bezpieczeństwa"?

Odpowiadając na pytania reportera o wartości, jakie reprezentuje USA, Mosbacher stwierdziła, że „wystarczy poczytać mojego Twittera, zobaczyć, że na budynkach ambasady i konsulatu od lat wywieszamy tęczowe flagi".

Z wywiadu wynika, że kwestia wsparcia USA dla tęczowej rewolucji w Polsce wpływa „na amerykańskie decyzje dyplomatyczne i militarne wobec Polski", ponieważ "ma przełożenie na nasz Kongres, który zatwierdza m.in. wydatki militarne".

Polacy więc powinni pamiętać, że jak Rosja zaatakuje Polskę pod pretekstem obrony praw gejów i Żydów (na tej samej zasadzie jak Rosja broniła praw mniejszości religijnych, czyli dysydentów zaborami w XVIII wieku) to amerykańscy żołnierze stacjonujący w Polsce w obronie praw gejów Rosji przeszkadzać nie będą. Nieprawdopodobne? Moim zdaniem nie, bo najnowszy list poparcia dla tęczowej rewolucji w Polsce popisała nie tylko ambasador USA, ale też przedstawiciele takich nieszanujących praw obywatelskich krajów będących sojusznikami Rosji jak Izrael i komunistyczna Wenezuela. Surrealistyczny jest też podpis na antypolskim liście ambasadora Indii - kraju rządzonego przez nacjonalistyczną partię religijną hinduistów (którzy akceptują prześladowania religijne chrześcijan w Indiach), RPA (kraju rządzonego przez komunistów akceptujących rasistowskie prześladowania białych), czy Ukrainy (która za swoje dziedzictwo narodowe uważa tradycje ukraińskich nazistów z UPA).

Dla Mosbacher większego znaczenia nie ma 41 artykuł Konwencji Wiedeńskiej z 1961, który zakazuje „dyplomatom ingerowania w wewnętrzne życie polityczne w kraju urzędowania".

List z poparciem dla tęczowej rewolucji w Polsce przygotował ambasador Belgii. Mosbacher „po prostu zgodziła się z jego treścią i podpisała w imieniu Stanów Zjednoczonych jako dokument zgodny z naszymi pryncypiami moralnymi". Z wywiadu wynika, że dla Mosbacher i innych ambasadorów kwestią istotną są geje, a nie sytuacja na Białorusi czy Nord Stream 2.

By nie było wątpliwości, dlaczego Mosbacher wspiera w Polsce tęczową rewolucję, amerykańska dyplomatka stwierdziła, że jako "przedstawicielka Donalda Trumpa w Polsce, moim zadaniem jest również wspieranie mniejszości seksualnych, tak jak robimy to w Ameryce".

- To nie kwestia tego, kto będzie ambasadorem w Warszawie — to stały element polityki mojej ojczyzny. Nawet wiceprezydent i konkurent Donalda Trumpa — Joe Biden — odniósł się niedawno na Twitterze do "stref wolnych od LGBT" przypominając, że nigdzie na świecie nie ma na nie miejsca. W tym jednym aspekcie obaj panowie oraz partia demokratyczna i republikańska są ze sobą zgodni - wmawiała.

Jan Bodakowski

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną