Wojna o twoje dane rozpoczęta

Odwołania do wiedzy dziś zastępują dane. Obejmują one wszystko od tego, co jemy, ile śpimy, jak szybko bije nam serce, po nasze oszczędności, liczbę przebytych kroków, czas spędzany przed telefonem. A to jest dopiero początek tego, co dziś w świecie cyfrowym określa człowieka. Marksiści dziś zwierają szeregi do uzyskania kontroli nad tym, co pozwoli im na odkrycie naszych słabości.
Publiczna Służba Międzynarodowa (PSI) piórem Parminder Jeet Singh w swoim studium zajęła się ukazaniem kwestii własności danych. Ów techniczny detal określa filary władzy jaka rodzi się za pomocą obróbki informacji. Tekst Vonnevara Busha, ideowego ojca koncepcji przetwarzania informacji w ramach Internetu „Jak my myślimy” z 1945 stał się wizją dzisiejszego świata. Została ona zrealizowana. Dla marksistów pozyskiwanie danych stanowi cel, bo pozwala na rozpoznanie nastrojów w czasie rzeczywistym. Semantyczne analizy emocji pozwalają na dostosowanie języka propagandy w oparciu o trendy i weryfikacje, czy wprowadzane idee zaszczepiły się.
Propozycja Publiczne Służby Międzynarodowej dla dobra ludzi chce, aby dane pozostały elementem służby publicznej. Autor tych słów, Singh, należy do Forum Zarządzania Internetem (IGF). Jest to odłam Organizacji Narodów Zjednoczonych jakie pod opiekę biurokracji oddaje działalność ludzi w sieci. Należy do współrealizatorów od około 2005 roku (pierwszy dokument programy powstał rok później) idei kontrolowania Internautów.
Dziś kto ma nasze dane ten ma władzę. Za pomocą liczby wejść do sklepu Google określa jego finansową wartość jeśli liczbę wchodzących zderzy się z obrotami. Zebranie danych statystycznych pozwala nawet na projekcje w jakim stopniu dana marka utrzyma się na rynku. Kluczem do zrozumienia tego zjawiska jest pojęcie gospodarki cyfrowej. Owo pojęcie rozciąga kwestie wymiany informacji na ogół społeczeństwa. Efektem tego jest uznanie, że Internet ma prymat nad pracą ludzi. W optyce osób tworzących i żyjących tylko z sieci, jak blogerzy, twórcy kanałów video, lub twórcy oprogramowania dla sieci takie podejście wydaje się słuszne. Pomija jednak aspekt, że bez chleba nie ma i cyfrowych igrzysk.
Singh podkreśla platformizację, znaną jako uberyzację, czyli przemianę aktywności we wszystkich sektorach, aby odbywały się za pośrednictwem sieci. Wskutek tego nie dziwią na przykład wypowiedzi Dailmlera o chęci współpracy z Apple i Google. Chińska firma Didi, jak doniósł Reuters, doradzała Volskwagenowi w zakresie jego samojeżdzących (autonomicznych) samochodów. W ramach Kuala Lumpur wprowadzenie rozwiązań cyfrowych Alibaba nazwała City Brain (mózgiem miejskim), co ukazuje jak daleki zakres ma posługiwanie się danymi.
Rodzi się problem, co z wiedzą oraz informacjami uzyskiwanymi o nas. Odpowiedzią Unii Europejskiej jest RODO, co w praktyce nie rozwiązuje problemu. Jedynym wyjściem jest unikanie technologii, bo co jest podłączone do sieci pozostawia po sobie cyfrowe ślady. Taki jest koszt „darmowych” usług i włączania się infrastruktury techniczne dostawców. Pomysł Singha na życie w takim świecie stanowi uznanie „danych jako pracy”. Jest to typowo marksistowskie spojrzenie, bo po prostu spogląda na świat oczami środków produkcji, a nie etyki oraz celowości działań.
Takie spojrzenie stanowi groźbę, bo przenosi akcent na „powstanie z nich (źródła danych)” i „o nich (przedmiot danych)”. Stanowią to nie tylko detale w zakresie nazewnictwa, ale dalekosiężne skutki etyczne w oparciu o prawo intelektualne. Już w 2017 pojawił się pomysł Niemieckiej Partii Socjaldemokratycznej w zakresu ustanowienia wspólnej platformy przetwarzania danych pod hasłem „dane dla wszystkich”. Sednem problemu jest wprowadzenie urzędników do baz danych jakie tworzą firmy prywatne „o ile wymaga tego interes publiczny”. Stąd pojawia się propozycja tworzenia zbiorów Open Data.
Pozornie proponowanie tutaj regulacji służy ludziom, bo pozwala na ustalenie przykładowo co się dzieje z informacjami biomedycznymi, w tym z kodem DNA. Brakuje jednak tutaj istotnego wątku wprowadzania braku danych. Nie ma pytań odnośnie granic wzrostu zbiorów informacji. Nie istnieje tutaj myśl, że jakaś aktywność ludzi może być pominięta i pozbawiona grupowania w zbiory danych. Pójście w tym kierunku by oznaczało tworzenie gospodarki opartej nie na eksploatacje danych o ludziach, ale na stawianiu na jakość usług, rozwiązań połączonych z malejącą ingerencją w naszą prywatność. Tego zaś dokumenty między innymi Komisji Europejskiej nie chcą, bo widzą w nich „cyfrowe kształtowanie przyszłości Europy”.
Jacek Skrzypacz
Źródło: Jacek Skrzypacz