Był taki czas kiedy Wszechpolacy szczepili na ospę

Współczesnym polskim narodowcom przypina się łatkę konserwatystów czy wręcz reakcjonistów konotacji. Tymczasem 100 lat temu polscy narodowcy stanowili najbardziej światłą, świadomą i postępową część narodu. Dlatego w kręgach ruchu wszechpolskiego nikt nie zastanawiał się nawet przez chwilę czy warto się sczepić. Współcześni narodowcy, a może po prostu tylko ludzie którym wydaje się, że myślą narodowo, w znacznym swoim odsetku wypowiadają wojnę szczepieniom organizując wokół tego tematu znaczący ruch społeczny. O ile wątpliwości nie budzi u nikogo postulat aby szczepionki, którymi szczepi się Polaków były produkowane w Polsce, o tyle odrzucenie wszelkich szczepień jest nie tylko przejawem lekkomyślności, co również braku empatii względem reszty społeczeństwa. Przeanalizujmy więc jak to ze szczepieniami przed stu laty było i jakie wnioski z tamtych doświadczeń dla nas płyną.
Wybuch I wojny światowej oprócz rzezi w okopach przyniósł katastrofę epidemiologiczną. Wojsko rekwirowało cywilom żywność, brakowało lekarzy, poziom hieny delikatnie mówiąc nie zachwycał była tak naprawdę w powijakach, a do tego przez okupowaną i podzieloną Polskę przetaczały się ogromne armie we wszystkich kierunkach, to był czas żniw dla chorób zakaźnych. Najbardziej zacofana była Galicja, w której w 1915 roku na zapleczu frontu po przejściu armii rosyjskiej szalały zarazy: cholery, ospy, tyfusu i czerwonki. W obliczu narastającego zagrożenia krakowski biskup książę Adam Sapieha zdecydował się przystąpić do działania. Od niego wyszła inicjatywa zakreślonej na dużą skalę walki z chorobami infekcyjnymi. Postanowił utworzyć ruchome kolumny sanitarne dla zwalczania epidemii na ten cel przeznaczył własne środki finansowe, które pochodziły z nagrody jaką otrzymał za działalność charytatywną. Od września 1915 r. do grudnia 1916 r. przez szpitale kolumn sanitarnych przeszło 2094 chorych. Od początku 1916 r. w organizację kursów przygotowujących do prowadzenia szczepień podjął się Uniwersytet Jagielloński. 1 lipca 1916 r. w auli uniwersytetu zebrali się profesorowie Wydziału Lekarskiego i studenci, którzy uczestniczyli w dziele zwalczania chorób zakaźnych przez masową akcję szczepień. Rektor podkreślił szlachetną inicjatywę biskupa Adama Sapiehy i wyraził uznanie dla młodzieży. Biskup Sapieha prowadził również akcję szczepień przeciwospowych w Królestwie Polskim. Zorganizował ją tutaj w dużej mierze Sanitarny Departament Generał-Gubernatorstwa częściowo własnymi środkami, a częściowo z pomocą krakowskiego komitetu Sapiehy. W działalność na tym polu zaangażował się inny wybitny duchowny, związany z ruchem narodowym - abp. Józef Teodorowicz. Organizowane przez obu kapłanów masowe szczepienia w Galicji i Królestwie uratowały życie tysięcy Polaków.
Zakończenie wojny nie zażegnało jednak problemu ponieważ Polska walczyła dalej na wszystkich swoich granicach. Najbardziej zaciekłe walki toczyły się w trakcie wojny polsko-bolszewickiej. Było wielu zabitych jeszcze więcej rannych ale paradoksalnie największego dzieła wyniszczenia dokonywały choroby zakaźne, które zabijały zarówno cywili, jak i żołnierzy. Blisko 28 proc. żołnierzy umierało z powodu chorób z czego połowa z powodu chorób zakaźnych. W Małopolsce Wschodniej na tyfus plamisty zachorowało ponad 400 tys osób, a śmiertelność oscylowała w okolicach 16 procent. Każdego dnia umierał jeden lekarz dlatego starano się do leczenia zakażonych kierować młodych lekarzy bo tylko tacy mięli szansę na przeżycie. Chorobę roznosiły wszy a brakowało środków do przeprowadzenia masowej akcji odwszawiania. Polscy medycy wskazywali też, że nawet odwszenie wszystkich nie powstrzyma epidemii jeśli będzie ona toczyła sąsiadujące z Polską Rosję i Ukrainę.
Sytuacja była na tyle poważna, że w sprawie powstrzymania epidemii w Polsce musiała interweniować Liga Narodów, wszyscy jej członkowie przeznaczyli środki finansowe i sprzęt na pomoc Polsce, zdając sobie sprawę, że jeśli Wschodnia Europa nie opanuje epidemii, to choroba rozprzestrzeni się po całym kontynencie. Zamiast sprowadzać większe ilości sprzętu z zagranicy postanowiono uruchomić produkcję urządzeń odkażających w Polsce. Kiedy w połowie czerwca osłabły siła rażenia tyfusu, to na Kresach dała znać o sobie ospa. Ponieważ brakowało rąk do pracy Senat Uniwersytetu Warszawskiego zwrócił się o pomoc do młodzieży, prosząc ją aby ta zamiast wakacyjnego odpoczynku podjęła się roli sił pomocniczych, w zwalczaniu epidemii. W akcję szczepień przeciwko ospie zaangażowała organizacja studencka Bratnia Pomoc, zrzeszając w znacznej mierze młodzież narodową. To z tej organizacji dwa lata później powstanie Młodzież Wszechpolska. Bratanicy wystawili na front szczepień półtora tysiąca swoich członków.
Na domiar złego w tym samym czasie, w Warszawie wybuchła epidemia czerwonki. Ponadto pod koniec lipca wiadomości z frontu były na tyle niepojące, że ludność Warszawy zaczęła gromadzić znaczne zapasy żywności, która przy wysokich letnich temperaturach zaczęła się psuć. Spożywanie jej powodowało choroby żołądkowe i zakaźne. Uruchomiono więc tymczasowe stacje sanitarne, tworzono je wzdłuż linii ewakuacyjnych z frontu, czasami również jako ruchome punkty w pociągach. Powołano szpitale epidemiczne, w których oprócz leczenia zakażeń szczepiono również osoby zdrowe. Dzięki determinacji i zaangażowaniu społecznemu wraz zakończeniem wojny z bolszewikami udało się wygasić epidemie zakaźnych chorób na terytorium Polski.
Sto lat temu masowe szczepienia uratowały życie tysiącom Polaków, choć do wielu pomoc nie dotarła wcale lub dotarła zbyt późno. Negując dziś zupełnie idee szczepień wystawiamy sobie nie najlepsze świadectwo, w odradzającej się II RP, wielu mogło o szczepieniach tylko pomarzyć.
Arkadiusz Miksa
Źródło: redakcja