Wieszczą mu polityczny koniec. Co siedzi w głowie Gowina?

0
0
/ wikipedia

Z ust popierających PiS publicystów padają opnie, że decyzja wicepremiera Gowina o postawieniu się Naczelnikowi z Żoliborza w kwestii terminów wyborów, to strzał w kolano, które wyśle go nie tyle na ławkę politycznych rezerwowych, co na trwałe zepchnie w polityczny niebyt. Czy rzeczywiście tak będzie?

O tym, że w obozie Zjednoczonej Prawicy jest dobrze ale tylko w teorii mówiło się od dawna. Podobnie jak o tym, że wypadku kryzysu i spadku poparcia dla rządu, dojść może do poważnych pęknięć wewnątrz obozu rządzącego. W Zjednoczonej Prawicy mamy bowiem  nie tylko podziały na poszczególne ugrupowania, ale również podziały wewnątrz nich. Mamy więc twarde jądro w postaci fedainów gotowych oddać życie za prezesa, będącego dla nich emanacją marszałka Piłsudskiego, mamy Ziobrystów, Gowinowców, Macierwiczowców i zwolenników premiera Morawickiego. Co ciekawe choć samemu Morawieckiemu mentalnie najbliżej do Gowinowców, to nie ma on jak na razie zbyt licznego własnego  zaplecza politycznego i skazany jest na wsparcie zwolenników Naczelnika z Żoliborza. Zwolennicy Kaczyńskiego  mówią, że Naczelnik jest dla nich wszystkim ale gdyby go rzeczywiście zabrakło, to pierwszeństwo do schedy po nim gotowi są oddać Morawieckiemu. To nieco szokujące ponieważ Morawiecki to liberał i bankster, a popierać chcą go PiSowscy Hurpatrioci,  a nawet starzy sympatycy SLD, którzy umiejętnie łączą sympatię dla Naczelnika walczącego niczym Żołnierz Niezłomny z komunistycznym układem z  jednoczesnym z sentymentem wspominając czasy PRLu.

Gowinowcy,  to w Zjednoczonej Prawicy  grupa z największym potencjałem intelektualnym. Problem w tym, że niestety jednocześnie najbardziej cyniczna. Gowin z racji ich wykształcenia, a przede wszystkim ich potrzeb porozstawiał ich na lukratywnych stanowiskach w spółkach skarbu państwa oraz na stanowiskach kierowniczych bądź doradczych w  instytucjach państwowych. W przeciwieństwie do PiSowskich fedainów daleko im do wyznawania  kultu Kaczyńskiego, za to chętnie wyznają w zaciszu domowym kult pieniądza i dostatniego życia.  Ich rzekomo  prawicowe poglądy są na tyle elastyczne, że dziś pracują dla PiSowskiej wierchuszki, ale jeśli  do władzy doszłaby Platforma i zaproponowała im współpracę  oraz stanowiska, to skorzystają z tej alternatywny bez mrugnięcia okiem. Wszak prawicowość nie jedno ma imię.

Gowin widząc nadchodzący gigantyczny kryzys postanowił sprytnie wyzyskać kwestię terminu wyborów prezydenckich do własnej rozgrywki. Uderzył pierwszy pokazując pozostałym grupom pretendującym do schedy po Kaczyńskim, że ma odwagę zaryzykować. Może poparzył sobie łapki wyciągając za wcześnie gorącego kartofla z ogniska ale jak to mówią kto nie ryzykuje ten nie jedzie. Podał się do dymisji zachowując się w oczach części opinii publicznej honorowo walcząc z absurdalnym pomysłem PiSowskiego betonu. A jego frakcja i tak dalej jest w grze.

Owszem mówi się, że był szantażowany przedterminowymi  wyborami parlamentarnymi, w efekcie  czego miałaby  mu się zbuntować część wyżej wspomnianego zaplecza politycznego, któremu na skutek realizacji pogróżek trudno byłoby się rozstać z ciepłymi posadkami po utracie władzy.  Gowinowcy bez Gowina nie są jednak nikomu do niczego potrzebni. Gdyby postawili się zbuntować i złapać się na lep PiSowskich miejsc na listach do wyborczych, to mogliby być praktycznie pewni, że i tak w decydującym momencie zostaliby wystawieni do wiatru . Natomiast ci, którzy postanowiliby zostać mu wierni bez względu na rozwój sytuacji, mogliby  liczyć na miejsca na listach i stanowiska przy PO, do którego Gowin pewnie wróci jeśli nie uda mu się zmontować ekipy do przejęcia schedy  po Kaczyńskim w PiS. Gowin przy PiS zawsze będzie tylko Gowinem, któremu nie należy ufać, natomiast w PO przy aktualnej skali intelektualnej i przywódczej nędzy, Gowin miałby szanse na przywództwo, o które przypomnijmy już kiedyś walczył z samym Tuskiem. Byłyby zdecydowanie lepszym liderem tej formacji niż Kidawa, Schetyna czy Budka.

Gowin w oczach rządowych publicystów,  może się ośmieszył ale miał odwagę powiedzieć wprost, to czego Mateusz publicznie nie powie. Pomysł wicepremiera z wydłużeniem kadencji prezydenta Dudy o 2 lata jest doskonały zarówno z punktu widzenia samego pomysłodawcy jak i PiSu. Patrząc na niego od strony marketingu politycznego widzimy zatroskanego o przyszłość państwa wicepremiera Gowina. Z kolei PiS przytakując temu pomysłowi pokazał, że jest mimo wszystko elastyczny i otwarty na zmianę terminu wyborów  przerzucając tym samym piłeczkę na stronę opozycji i stawiając ją  w kłopotliwej sytuacji. Gowin się nie kończy, on się raczej odradza  niczym Feniks z popiołów.


Arkadiusz Miksa

 

 

Źródło: redakcja

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną