Prawosławni z Czarnogóry stawiają opór nacjonalizacji Cerkwi

0
0
/

Czarnogóra to kraj liczący ok. 650 tysięcy mieszkańców. Od miesiąca blisko połowa z nich protestuje przeciwko nowej propozycji świeżo wybranego rządu, który chce znacjonalizować własność tamtejszej Cerkwi. Monastery oraz prawosławne świątynie mają według tej ustawy należeć do państwa. Władze Czarnogóry nie spodziewały się jednak zapewne, z jak wielkim oporem wiernych spotka się ta decyzja.

16 lutego wieczorem na ulice liczącej ok. 180 tys. mieszkańców stolicy Czarnogóry Podgoricy wyszło ponad 60 tys. demonstrantów, sprzeciwiających się ustawie uderzającej w Serbską Cerkiew Prawosławną. Konflikt trwający od końca grudnia 2019 roku nabiera wymiaru międzynarodowego, angażując prawosławnych na Bałkanach i na Ukrainie. Akcje protestacyjne przeciwników działań władz Czarnogóry miały miejsca także w Bośni i Hercegowinie oraz w Serbii.

Skala  protestów wiernych należących do działającej w kilku państwach bałkańskich Serbskiej Cerkwi Prawosławnej zaskoczyła władze Czarnogóry. Wiec połączony z modlitwą i drogą krzyżową, która przeszła ulicami Podgoricy, zjednoczył tamtejszą ludność prawosławną.

Uchwalona w grudniu ustawa nosząca tytuł "o wolności wyznania" obowiązuje wszystkie wspólnoty i społeczności w Czarnogórze do udowodnienia, że przed 1918 rokiem były one właścicielami nieruchomości, które obecnie zajmują. Brak takiego udokumentowania skutkować będzie przejęciem nieruchomości sakralnych na rzecz państwa. Projektowi tej ustawy sprzeciwiali się czarnogórscy politycy należący do serbskiej mniejszości narodowej, liczącej ok. 30 proc. obywateli Czarnogóry.

Na temat antyrządowych manifestacji w Czarnogórze rozmawiali w magazynie katolickim „Wierzę” na antenie telewizji wSensie.tv publicyści Marek Miśko oraz Paweł Lisicki.

- Na protesty w Czarnogórze patrzę tak jak na protesty przeciwko ruchom LGBT w Gruzji i innych miejscach, gdzie dominuje prawosławie. Szczególnie w krajach prawosławnych to przywiązanie do wiary, tradycji religijnej i obrony obecności Kościoła również w przestrzeni publicznej, jest bardzo silne i w znacznie mniejszym stopniu naruszone, niż dzieje się to w krajach katolickich, nie mówiąc już o protestanckich – ocenia redaktor naczelny „Do Rzeczy”. Jak dodaje, protesty w Czarnogórze utwierdzają go w tym przekonaniu. Przypomniał wydarzenia z Gruzji, gdzie naprzeciwko demonstracji środowiska LGBT ustawiła się w proteście kilkutysięczna grupa prawosławnych mnichów.

- To pokazuje, że w zderzeniu z liberalną, antyreligijną cywilizacją, przynajmniej znacząca liczba prawosławnych potrafi się jej skutecznie przeciwstawiać – dodaje Lisicki. Z kolei Marek Miśko stwierdza, że jest to „opowieść o pewnej granicy”.

- Nie myślę o sytuacji w Czarnogórze jako o takiej, która mogłaby się zdarzyć w Polsce w najbliższym czasie. Z drugiej strony są głowy niektórych duchownych, że struktura organizacyjna Kościoła w Polsce powinna się zmienić i wcale nie jest tak, że budynki sakralne i grunty powinny być własnością Kościoła. Postulują wprowadzenie np. modelu niemieckiego. Mówię tu o usypianiu pewnej czujności, jeżeli nawet obywatele czy wyznawcy śpią, to jest pewna granica, której przekroczyć nie można i chyba ktoś w Czarnogórze ją przekroczył – podkreśla redaktor naczelny projektu medialnego„wSensie.pl”. 

W odpowiedzi Paweł Lisicki przestrzega przed groźbą kościelnej biurokratyzacji. Skutkuje ona tym, że kwestie religijne traktowane są jak każdy inny urząd.

Nie docenia się tego, o czym tutaj jest mowa, czyli bliskiego i emocjonalnego związku pomiędzy wiernymi a miejscem kultu – twierdzi publicysta. Jak dodaje, „wierzący chcą mieć poczucie, że takie miejsca są wolne od poddania i bezpośredniej kontroli władzy świeckiej”.

- To jest źródło sprzeciwu i oporu wobec tych, którzy chcą podporządkować sobie to, co święte. Na co dzień nie ma znaczenia, czy nieruchomością kościelną zarządza władza kościelna, czy władza świecka. Mogą przyjść natomiast takie momenty przesilenia, kluczowe momenty, kiedy trzeba będzie wybrać i nagle się okazuje, że to ma ogromne znaczenie – kontynuuje redaktor naczelny „Do Rzeczy”.

Jak zaznacza publicysta, „podporządkowanie władzy świeckiej może oznaczać, że wykorzysta ona kościoły do szerzenia pewnej ideologii”.

- Skrajny przypadek tego, do czego to może prowadzić, stanowi przypadek tych państw, gdzie mamy do czynienia z władzą autorytarną lub przypominającą totalitarną jak w przypadku chińskim – ocenia Lisicki.

Sytuacja w Czarnogórze z pewnością jest kolejnym przykładem promowania cywilizacji wrogiej chrześcijaństwu. Z drugiej jednak strony pokazuje dobitnie, że wierni potrafią postawić granice, jeśli chodzi o zagrożenie ich wolności religijnej. Pod tym względem postawa tamtejszej ludności prawosławnej może być wzorem dla katolików. W pewnym sensie przypomina słynne "non possumus" wyrażone przez Sługę Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego, którego beatyfikacja odbędzie się w Warszawie w czerwcu tego roku.

 

Paweł Zdziarski 

 

Źródło: wSensie.tv, pch24.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną