Łukasz Warzecha o tym, czy PiS nie strzela sobie w stopę protestami wyborczymi

Łukarz Warzecha zwrócił uwagę, że każdy ma prawo złożyć protest w sprawie wyborów. Gdyby jednak sąd uwzględnił protest PiS-u opozycja do końca kadencji mówiłaby, że to pis-owscy sędziowie nagięli wynik wyborów.
Warzecha podkreślił: "Zostawmy na boku pozostałe protesty wyborcze, których w sumie złożono blisko 40. Trudno porównywać protest jakiegokolwiek innego podmiotu z protestem partii, która rządzi niepodzielnie państwem od czterech lat, która przegrała właśnie jedną z izb parlamentu i która sama ustanowiła nową izbę Sądu Najwyższego, która protesty rozpatruje. To całkiem inny kaliber".
Dodał też: "Teraz wyobraźmy sobie, co by się wydarzyło, gdyby protesty PiS zostały uznane za zasadne przez nowo powstałą Izbę Skargi Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego, obsadzoną przez nową Krajową Radę Sądownictwa, wybraną przez sejmową większość, głosy zostałyby przeliczone, po czym oznajmiono by, że w minimum dwóch okręgach wygrywają jednak kandydaci PiS. Nie można w stu procentach wykluczyć, że takie postanowienie byłoby zasadne i oparte na faktach. Tyle że nikt by w to nie uwierzył, bo PiS przez cztery lata zdążyło do tego stopnia zinstrumentalizować wymiar sprawiedliwości w jego najwyższej warstwie, obejmującej SN, do tego stopnia w wielu sytuacjach szło na rympał i okazywało pogardę dla obyczaju lub procedur, że samo podważyło wszelkie zaufanie właśnie do instytucji i mechanizmów".
Źródło: Onet.pl