Korupcja, degeneracja, alkoholizm, dziwki i współpraca z kryminalistami. „Spowiedź psa", czyli wspomnienia Dariusza Lorantego o pracy w policji

Wszystkich fanów filmów Patryka Vegi, przynajmniej tych, którzy widzieli jego filmy i nie podniecają się zapowiadanymi obrazami (których jeszcze nikt nie widział), zainteresuje „Spowiedź psa. Brutalna prawda o polskiej policji", wydany nakładem wydawnictwa Fronda (przeprowadzony przez Aleksandra Majewskiego) wywiad z Dariuszem Lorantym, byłym policjantem i od lat komentatorem tematyki bezpieczeństwa w mediach (w tym i tych prawicowych).
W wywiadzie emerytowany policjant „zdradza kulisy pracy w polskiej policji", ratowania samobójców, śledztw w sprawie uprowadzeń, terroryzmu, ścigania kryminalistów, wykrywania zabójstw. W książce ukazane są też (znane z filmów „Drogówka", „Psy", „Pitbul") patologie policyjnego życia - „korupcja, współpraca ze światem przestępczym, degeneracja moralna, alkoholizm, eskapady do agencji towarzyskich".
W opinii Lorantego w jego czasach policjanci byli jak lemingi – bezwarunkowo podporządkowywali się „środowisku w którym" funkcjonowali, „wbrew swojej dotychczasowej postawie czy głoszonym poglądom".
Loranty zastał policjantem, tylko dla pensji i etatu, w wieku lat trzydziestu, wcześniej pracował w różnych miejscach (między innymi w Niemczech, gdzie zetknął się z niemiecką narodową solidarnością i brakiem takiej solidarności wśród Polaków).
Pracę w policji rozpoczął na początku 1992 roku, od razu w dochodzeniówce. Dopiero z czasem zorientował się jak wielu jego kolegów to byli funkcjonariusze i funkcjonariuszki SB, żywiący obsesyjną nienawiść do Kościoła i nowego ustroju. W pierwszych latach Policji III RP okazało się, że byli milicjanci gardzili byłymi esbekami, uznając ich za nierobów – konflikt ten wywodził się z czasów PRL, kiedy to funkcjonariusze SB, pracujący w tych samych budynkach co MO mieli o wiele lepsze warunki pracy, wyższe pensje i mniej pracy. Konflikt ten w latach 90 wygasł.
Byli funkcjonariusze SB tęsknili za PRL, bo w PRL było im lepiej niż wszystkim innym żyjącym w powszechnej nędzy, a w III RP sytuacja poprawia się tak wielu, że ich dobrobyt nie był niczym wyjątkowym. Dla funkcjonariuszy bezpieki bardziej liczyło się to, że jest im lepiej niż innym w PRL, niż to, że w III RP było im dobrze jak wielu innym. Minusem III RP dla ubeków było to, że nie byli oni specjalnie uprzywilejowani. Najważniejszy okazał się prestiż i uprzywilejowanie, którym im zabrakło. Od siebie dodam, że identyczne są przyczyny nienawiści antyPiS do PiS, PiS jest znienawidzony przez antyPiS pomimo tego, że finansowo nic antyPiSowi nie odebrał, ale dlatego, że odebrał antyPiSowcom poczucie bycia uprzywilejowanym.
W opinii Lorantego pracujący w MO i Policji byli ZOMO-wcy byli zbyt głupi na jakąkolwiek prace w PRL i III RP. Lorantemu praca w Policji najpierw dawała dużo satysfakcji, potem zobojętniał. Był towarzyski i zakolegował się z byłymi esbekami, demoralizował się, pojawiły się łapówki, bicie podejrzanych, grożenie śmiercią, korzystanie z burdeli i morze alkoholu. Podobnie jak i inni policjami wszystko to uchodziło mu bezkarnie. Nie miał wyrzutów sumienia.
Choć koledzy milicjami nie czuli potrzeby wiary, to Loranty miał poczucie obcowania z realnym złem osobowym w wypadkach samobójców, którzy zawsze przed odebraniem sobie życia zdejmowali medaliki. Oceniając antyklerykalizm kolegów z pracy, stwierdził, że byli funkcjonariusze MO i ZOMO wykazywali prymitywny antyklerykalizm, a funkcjonariusze SB bardziej wysublimowany. Zmiany w Policji nastąpić miały w 1994 i 1995 roku, kiedy masowo zaczęto przyjmować do służby nowych funkcjonariuszy, dzięki temu aktywność religijna Policjantów stała się czym normalnym.
Oceniając wzrost przestępczości w pierwszych latach III RP Loranty stwierdził w książce, że policja i prokuratura sobie tym wyzwaniem nie radziły. Po latach emerytowanemu policjantowi przychodzi „do głowy refleksja, że może specjalnie III RP była tak skonstruowana by" społeczeństwo bało się przestępczości i nie zajmowało „się tym, co naprawdę ważne dla kraju". Szczególnie było to widać w kwestii przestępczości gospodarczej, której rozbudowany pion z czasów PRL znacznie ograniczono.
W książce „Spowiedź psa. Brutalna prawda o polskiej policji" Loranty opisał wiele spraw z czasów swojej pracy w Policji — kradzieży, gwałtów, uprowadzeń, szantaży, morderstw, negocjacji z samobójcami (z których większość to pajace, oszuści, rozwydrzeni idioci). Wywiad jest też pełen opowieści o patologiach organizacyjnych w Policji — bzdurnej biurokracji, głupiej i szkodliwej polityce kadrowej, powszechnej postawie roszczeniowej (wynikającej z braku doświadczenia ciężkiej pracy zawodowej), wzajemnej złośliwości, alkoholizmie, uzależnieniu od pracy policyjnej (niszczącym życie rodzinne), i o tym, jak potrafi być ona nudna. W książce znajdą się też informacje o współpracy Lorantego z „Gazetą Polską" a innych funkcjonariuszy z „Nie".
Jan Bodakowski
Źródło: JB