Konstytucja oddaje nas w ręce lichwiarzy

Nowa Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej została uchwalona przez Zgromadzenie Narodowe w dniu 2 kwietnia 1997 r., przyjęta przez Naród w referendum konstytucyjnym w dniu 25 maja 1997 r., podpisana przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 16 lipca 1997 r. Weszła w życie w dniu 17 października 1997 r. Jakoś nikt (ani politycy, ani Kościół, ani społeczeństwo) nie zwrócił głośno uwagi na to, że nie reguluje ona w sposób wyraźny jednej z najważniejszych kwestii w funkcjonowaniu państwa i życiu społeczeństwa: kształtu ustroju finansowego i ustroju bankowego.
W konstytucji tej znalazły się dwa artykuły dotyczące cząstkowo tej kwestii: jeden, który powinien wszystkich przerazić i drugi, który miał, w innej perspektywie, ich uspokoić. Ten przerażający (art. 220, 2.), godzący w podstawowe interesy państwa i wszystkich Polaków brzmiał: „Ustawa budżetowa nie może przewidywać pokrywania deficytu budżetowego przez zaciąganie zobowiązania w centralnym banku państwa”. Znaleźli się posłowie, politycy i dziennikarze (warto by sporządzić ich imienną listę), którzy uspokajali (skutecznie) innych posłów i polityków (którzy w tej dziedzinie się nie orientowali) oraz opinię publiczną tak tłumacząc ten artykuł „To jest artykuł w interesie nas wszystkich, bo uniemożliwi nieograniczoną emisję złotówki przez państwo i co za tym idzie inflację, która by w nas wszystkich boleśnie uderzyła. I tylko o to chodzi”.
Wiadomo było, że deficyt budżetowy będzie wciąż olbrzymi. Rząd zmuszony był teraz do pokrywania go przez zaciąganie wysokooprocentowanych kredytów w bankach komercyjnych (a więc w istocie w zachodnich, i na dodatek masońskich, bo tylko one mogły pożyczyć tak znaczne sumy). Banki te w początkowym okresie pożyczały często najpierw te pieniądze od NBP na symboliczny procent. Prawda o tym artykule konstytucji była więc taka: „Skutkiem obowiązywania tego zapisu będą niekończące się długi Polaków. W długach pogrążą się: rząd, władze lokalne, przedsiębiorstwa, szpitale, uczelnie itd. W konsekwencji będziemy za wykonaną pracę otrzymywali mniej i będziemy płacić coraz większe podatki. Prowadzone przez nas firmy i przedsiębiorstwa nie rozwiną się w pełni. Wszyscy bezpośrednio lub pośrednio będziemy niewolnikami nielicznej grupki bankierów” (cytat za: http://niepoprawni.pl/blog/3977/oszustwo-w-polskiej-konstytucji). Ten drugi artykuł, który miał nas uspokoić to był Art. 227. 1.: „Centralnym bankiem państwa jest Narodowy Bank Polski.
Przysługuje mu wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej. Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego pieniądza”. Uspokoił on jednak tylko tych, którzy nie znali ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o Narodowym Banku Polskim. Zauważmy, że ustawa ta, została uchwalona przez sejm nim konstytucja weszła w życie (sama ustawa weszła jednak w życie dopiero, jak głosi to jej art. 76 z dniem 1 stycznia 1998 r.). Artykuł 4 tej ustawy brzmi: „NBP przysługuje wyłączne prawo emitowania znaków pieniężnych Rzeczypospolitej Polskiej”. Istnienie tego artykułu, niezgodnego ewidentnie z konstytucją, zmieniało całkowicie sytuację finansową Polski godząc w bezpieczeństwo finansowe państwa i społeczeństwa, powodując, że państwo polskie utraciło kontrolę nad polskim pieniądzem oraz sprawiając, że znaczna część dochodów tak państwa jak i społeczeństwa zaczęła być zagrabiana przez banki zachodnie.
W perspektywie finansów (a co za tym idzie i gospodarki) utraciliśmy wolność. W artykule konstytucji jest mowa o „pieniądzu”, a w artykule ustawy o NBP o „znakach pieniężnych”. Jaka jest między nimi różnica? Definicje pieniądza i znaków pieniężnych są bardzo precyzyjne. Możemy o tym przeczytać choćby w Wikipedii: „Rozwój bankowości doprowadził do oddzielenia pojęcia pieniądza (jako abstrakcyjnego miernika zasobów kapitałowych) od pojęcia znaku pieniężnego, którego fizyczne posiadanie oznaczało posiadanie określonej ilości pieniędzy. Współczesna doktryna mówi, że na pieniądz składają się trzy elementy: jednostka pieniężna, suma pieniężna oraz znak pieniężny. Ten ostatni jest materialnym nośnikiem jednostek pieniężnych”.
Znakami pieniężnymi są zatem banknoty i monety. Pieniądz może również jednak, jak wszyscy to wiemy, występować w formie elektronicznej. Z konstytucji wynikałoby zatem, że tylko Narodowy Bank Polski może wytwarzać pieniądz papierowy, metalowy i elektroniczny. Gdyby tak było banki zachodnie mogłyby udzielać kredytów w bardzo ograniczonym zakresie, ponieważ mogłyby korzystać wyłącznie z pieniędzy zgromadzonych na lokatach klientów. Pieniądze, w szerokim zakresie, mógłby pożyczać bankom komercyjnym, i ewentualnie, obywatelom (gdyby w ustawie o NBP był zapis na to zezwalający) NBP kreując pieniądz elektroniczny. W świetle jednak ustawy o NBP prawo do kreacji pieniądza elektronicznego mają inne banki (NBP ma monopol tylko na pieniądze papierowe i metalowe), a NBP może udzielać kredytów tylko bankom.
Komercyjne banki zachodnie wykreowały tyle pieniędzy, sprzedając je najczęściej za ich dwukrotną wartość, obywatelom Polski, polskim firmom i państwu, że już w 2014 r. (to są ostatnie dane, które podał NBP) monety i banknoty, stanowiły jedynie 13% środków rozliczeniowych funkcjonujących w polskim systemie finansowym. Tak więc 87% pieniądza w Polsce to pieniądz, którego nie wyemitowało państwo polskie, pieniądz, który sprzedali nam za „ciężkie pieniądze” (i za owoce naszej pracy) prawem kaduka obcy i który, choć teoretycznie jest w naszych rękach, może zniknąć w jednej chwili jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (wystarczy wyłączyć serwery w kilku największych bankach). Zauważmy, tak na marginesie, że prawdziwie polski sejm i rząd dobrej woli mogłyby w kilka dni doprowadzić do tego, że pieniądze elektroniczne kreowałby tylko NBP (zmieniając nieznacznie jeden jego artykuł tak, aby był w duchu konstytucji).
Po tej zmianie wszystkie banki komercyjne musiałyby pożyczać złotówki od NBP (a nie same je kreować). NBP mógłby pożyczając im pieniądze postawić warunek np. taki: „My pożyczymy wam na 3%, a wy nie możecie pożyczać polskim firmom i obywatelom na więcej niż 5%. W ten sposób dochody państwa gwałtownie by wzrosły a dostępność nisko oprocentowanych kredytów spowodowałaby rozwój polskich firm i zmniejszenie kosztów życia obywateli. Dodatkowo umieszczone przez obywateli lokaty w bankach natychmiast zaczęłyby być wysokooprocentowane, co przynosiłoby obywatelom dodatkowe dochody. Banki bowiem udzielałyby kredytów w pierwszym rzędzie w oparciu o długoterminowe lokaty (bo parzcież nie mogłyby kreować pieniędzy).
Źródło: Dr Stanisław Krajski