Czy heretycy mogą wykorzystać, postać siostry Faustyny Kowalskiej?

Od 29 marca na ekranach kin w całej Polsce zagości dokument o świętej Faustynie Kowalskiej „Miłość i Miłosierdzie”. Ewidentnie szokuje jedna z pierwszych wypowiedzi w tym obrazie. Ni mniej, ni więcej autorzy filmu sugerują, że Bóg zesłał Faustynę Kowalską, by przywróciła właściwe nauczanie w Koście katolickim, który przez wieki pogrążył się w błędach (ilustrowane jest to wizerunkiem płonącego stosu).
Można odnieść wrażenie, że takim taką prawdziwa nieskażoną błędami wiara ma być (dla twórców filmu) charyzmatyzm. W mojej opinii przeciwstawianie świętej Faustyny Kowalskiej wielowiekowej działalności Kościoła katolickiego wpisywanie się w wielowiekową heretycką narrację szkalująca Kościół jest niedopuszczalne i powinno być piętnowane. W przeszłości podważanie dokonań Kościoła przez osoby bardzo zaangażowane w wiarę miało już w polskim Kościele miejsce – mariawityzm narodził się w środowisku niezwykle pobożnych duchownych i jak wszelkie herezje skończył protestantyzmem oraz skandalami obyczajowymi.
Pomimo jednej z pierwszych scen, którą powyżej skrytykowałem, film ładnie ukazuje historie siostry Faustyny i księdza Michała Sopoćko, choć natrętne podkreślanie niechęci zakonnic do świętej, i księży do księdza Sopoćki, robi wrażenie heretyckiego szczucia na Kościół.
Nawiedzenia Jezusa, jakie były udziałem świętej, ukazane są jako realistyczne wydarzenia. To właściwy zabieg, choć zrobiony trochę tandetnie. Podkreślone jest w filmie to, że siostra Faustyna miała wizje przeszłości. Niestety twórcy filmu nie wspomnieli o tym, że święta w dniu śmierci Piłsudskiego miała widzenie, że dusza możnego człowieka, który właśnie umierał będzie cierpieć męki. Miła być to kara za legalizacje aborcji i homoseksualizmu przez sanacyjne władze.
W filmie fabularyzowane sceny z życia świętej i jej opiekuna duchowego są przerywane wywiadami z ekspertami. Narracja jest sprawna, choć niestety w kwestii kontekstu historycznego niezbyt czytelna dla widza niemającego wiedzy o najnowszej historii Polski. Groza sowieckiej okupacji nie jest ukazana. Niedorzeczne jest, że kilka scen fabularyzowanych ma charakter satyryczny.
W filmie mogą zaciekawić informacje dotyczące przynależności do masonerii autora obrazu Miłosiernego Jezusa malarza Eugeniusza Kazimirowskiego, zaangażowania księdza Sopoćki w pomoc Żydom, zbieżności cech biometrycznych Jezusa z obrazu z cechami biometrycznymi Jezusa, jakie udało się ustalić w czasie badań nad całunem turyńskim i chustą z Oviedo.
Reżyserem filmu „Miłość i Miłosierdzie” jest Michał Kondrat. W rolę świętej Faustyny wcieliła się Kamila Kamińska, aktorka znana z seriali (Barwy Szczęścia, Diagnoza, W rytmie serca, M jak miłość) i filmów fabularnych (Zakochani po uszy, Listy do M część 3). Odtwórcą malarza masona jest Janusz Chabior znany z przebojów kinowych (Kobiety mafii 1 i 2, Botoks, Gotowi na wszystko) i seriali telewizyjnych (komisarz Alex).
Choć Michał Kondrat robi filmy mające aspekt apologetyczny, to trzeba być wobec jego twórczości i tego, co dystrybuuje jego firma ostrożnym. Firma ta bowiem dystrybuowała film „Uwolnij mnie”, który przedstawiał rzekome egzorcyzmy, a w rzeczywistości patologiczne zachowania franciszkanów z Sycylii.
Rzekome egzorcyzmy przedstawiane w filmie "Uwolnij mnie", niemające nic wspólnego z katolickim rytem egzorcyzmów, są zaś jakąś posoborową groteskową patologią, polegają między innymi na tym, że rzekomy egzorcysta szarpie za włosy rzekomo opętaną, jest ona przyduszana do podłogi, pomocnicy egzorcysty wciskają ludziom w twarze krucyfiksy. Zachowania pomocników rzekomego egzorcysty mają ewidentnie perwersyjny charakter. W jednej ze scen filmu perwersyjnie uśmiechnięty pomocnik rzekomego egzorcysty wpycha szmatę w usta młodej atrakcyjnej rzekomo opętanej dziewczynie i mówi coś w stylu „chcesz się zabawić, to się zabawimy”. Pomocnicy rzekomego egzorcysty w czasie rzekomych egzorcyzmów polewają wodą i obsypują solą rzekomych opętanych. Sól nie jest wykorzystywana symbolicznie, w jednym z rytuałów zakonnik rzuca w twarz wijącej się dziewczyny, trzymanej przez pomocników, z pół kilo soli. W innej scenie dokumentu zakonnik, kłóci się ze swoją pomocnicą w czasie rytuału o stopień opętania.
W filmie ukazane są też rzekome egzorcyzmy odprawiane przez świeckich (w całym filmie nie ma ani słowa o tym, że egzorcystą może być tylko kapłan wyznaczony przez biskupa, i wszelkie samowolne egzorcyzmy świeckich czy duchownych są bluźnierstwem). W jednej ze scen ojciec dewot, naciera twarz i ręce swojej nastoletniej córki wodą święcona, a ona się miota i krztusi.
Kilkukrotnie w filmie rzekomi egzorcyści zniechęcają ludzi do modlitw i udziału w mszy, bo pogarsza to ich stan – z filmu wynika, że patologiczne zachowania rzekomo opętanych są wywoływane przez modlitwy. Rzekomi egzorcyści swoje rzekome egzorcyzmy przeprowadzają przez telefon i w trakcie tych działań prowadzą konwersacje z demonami.
W filmie pokazane są nagrania z publicznych rzekomych egzorcyzmów, podczas których rzekomi opętani krzyczą, warczą, wykrzykują wulgaryzmu, robią teatralne gesty, i teatralnie rzucają krzesłami. Według dystrybutora filmu ma to uzmysławiać widzom realność istnienia demonów.
Franciszkanin, bohater dokumentu, dokonuje swoich rzekomych egzorcyzmów, podczas publicznych mszy i na ich zapleczu. Twórcy filmu wiele miejsca poświęcają, by pokazać jak tłumek chętnych, by poddać się egzorcyzmom, kłócić się i awanturuje się, by dostać się do egzorcysty. Podobnie rzekomy egzorcysta kłóci się przed mszą ze swoją pomocnicą. Podczas mszy wierni niemiłosiernie fałszują. Według tego, co ukazane na filmie rodzice przyprowadzają swoje dzieci, by je egzorcyzmować, bo te nie chcą chodzić do szkoły i pyskują rodzicom.
Bohaterami dokumentu są też rzekomo opętani. Wytatuowany i zakolczykowany narkoman, który wciąga kokainę (tak jakby ludzie po narkotykach nie zachowywali się dziwnie), facet w średnim wieku, który swoje zainteresowanie perwersjami seksualnymi zwala na demona, który rzekomo go opętał (co jest bardzo wygodne), zaburzona kobieta w średnim wieku, i nastolatka, której ojciec jest dewotem.
Rzekomi opętani prowadzą rozmowy o chodzeniu do różnych egzorcystów i na różne modlitwy, wymieniają się opiniami o tym, które są skuteczniejsze, i tym jak sprzeczne są opinie rzekomych egzorcystów o ich stanie (jedni egzorcyści uważają, że są uwolnieni, inni, że są dalej zniewoleni).
W filmie nie ma żadnych ważnych informacji o tym, jakie są zagrożenia duchowe. Nie ma ukazanych prawdziwych katolickich egzorcyzmów. Widz epatowany jest widokiem jakichś biednych chorych psychicznie ludzi (ukazywanie osób cierpiących na zaburzenia jest nieetyczne). Z ważnego tematu zrobiony jest groteskowy cyrk.
Z dokumentu wynika, że działania rzekomych egzorcystów nie przynoszą owoców. Zły stan rzekomo opętanych się nie zmienia. Nawet pokazana w filmie jedna rzekomo uwolniona od demonów dziewczyna nie chce się wyrzec swoich rzekomych zdolności jasnowidzenia, które ewidentnie pochodzą od demonów. Przesłanie filmu jest takie, że katolicyzm jest właściwie bezbronny wobec opętań. W filmie pada jedna cena uwaga, o tym, że rzekomo opętani nie chcą się wyzwolić, bo dzięki rzekomemu opętaniu i groteskowym zachowaniom z nim związanym są w centrum uwagi.
Zamiast katolickiej edukacji na temat zagrożeń duchowych, film „Uwolnij mnie” tanią sensację kłamliwie przedstawia jako katolickie rytuały. Rozumiem, że celem dystrybutora jest zarobek, mogę nawet uwierzyć, że nie ma on pojęcia czym się różni katolicyzm, od promowanej przez niego pseudokatolickiej bluźnierczej hucpy. Nie rozumiem jednak, czemu media katolickie promują film, który uwiarygodnia lewicowe żądania zakazu egzorcyzmów.
Niemniej pożywnie trzeba ocenić wcześniejszy dokument Michała Kondrata "Dwie Korony" ukazujący znane i nieznane fakty z życia o. Maksymiliana Kolbe, począwszy od jego dzieciństwa, aż do heroicznej śmierci.
Jan Bodakowski
Źródło: JB