Ciemno prawie noc – w kinach film, nakręcony za pieniądze polskich podatników, który przedstawia Polaków jako kazirodców, pedofilów i wariatów

0
0
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe /

Wiele filmów uzyskało status kultowych obrazów, nie ze względu na swoje walory artystyczne i intelektualne, ale właśnie z powodu tego, jak niewyobrażalnie są kiepskie i głupie. Takim właśnie obrazem, który zachwyci wszystkich kinomanów tym, jak jest surrealistycznie infantylny i totalnie płytki intelektualnie jest film „Ciemno prawie noc”. Obraz tak głupi, że aż zachwycający swoją głupotą – co sprawia, że warto go obejrzeć, by przeżyć coś niezwykłego i niezapomnianego, na miarę spotkania z brodata kobiet w cyrku, czy znalezienia czyjegoś oka w piwie (co było udziałem Marioli Wafelek w filmie „Pociąg do Hollywood”).

Film „Ciemno prawie noc”, pomimo że albo właśnie dlatego, że został nakręcony za pieniądze podatników, przedstawia Polskę jako kraj brzydki, ponury, brudny i obdrapany, a Polaków jako kazirodców, pedofilów i wariatów. O sfinansowaniu przez podatników tego filmu zadecydował, podległy w pewien sposób PiS Polski Instytut Sztuki Filmowej, będący państwową instytucją kultury, i podległa samorządowym władzom, jak podejrzewam z PO i PSL, Odra-Film, Instytucja Kultury Samorządu Województwa Dolnośląskiego.

 

Reżyserem filmu „Ciemno prawie noc” Borys Lankosz (reżyser takich filmów jak „Ziarno prawdy”, „Rewers”), scenarzystą filmu jest reżyser i Magdalena Lankosz. W rolach głównych w filmie wystąpili: Marcin Dorociński, Magdalena Cielecka, Agata Buzek, Roma Gąsiorowska, Piotr Frączewski, Jerzy Trela, Dawid Ogrodnik, Dorota Kolak. Obraz jest ekranizacja, uhonorowanej nagrodą literacką Nike powieści Joanny Bator.

 

Bohaterką filmu jest dziennikarka Alicja Tabor (w tej roli epatująca swoim biustem Magdalena Cielecka – zapewne byłby to powód, dla którego film cieszyłby się popularnością w PRL), która po latach przyjeżdża do (ukazanego jako przeraźliwie brzydkie i zamieszkałe przez degeneratów miasto) Wałbrzycha, by „napisać reportaż o tajemniczych zaginięciach dzieci” (zresztą pisanie tekstu do napisania w kilka godzin zajmuje jej kilka dni).

 

Już w pierwszych scenach filmu Polacy, jadący rozwalającymi się polskimi pociągami, ukazani są jako degeneraci, brzydcy, chamscy, płodzący małych psychopatów (zabawa polskich dziewczynek polega na spalaniu lalek w piekarniku – może trzeba to zdekodować w kluczu walki z polskim antysemityzmem – polskie dzieci chcą palić Żydami w piecach jak ich dziadkowie).

 

Stacja w Wałbrzychu, na której wysiada bohaterka (zapewne oddaje to, czym według elit kulturalnych jest polska prowincja), jest brudno, ciemno, wszystko wokół gnije i się rozpada. Równie mroczne, brudne i rozpadające jest całe miasto.

 

Wśród Polaków ukazanych w filmie nie ma normalnych osób, wszyscy są zdegenerowani albo zboczeni. Rodzice bohaterki to wariaci – tata dziennikarki był opętany manią poszukiwania po niemieckiego skarbu, matka jest kliniczną wariatką.

 

Matka zaginionej dziewczynki to typowa matka Polska z lewicowej propagandy — prostacka kretynka, mająca wiele dzieci pijaczka lub narkomanka, zapewne przepijająca 500 plus, i olewająca swoje obowiązki względem dzieci. Przypadkowo mijani przez dziennikarkę mieszkańcy Polski to tylko degeneraci, wariaci, lub kaleki. W filmie wrażliwy na krzywdę dzieci dyrektor domu dziecka stwierdza, że w Polsce dzieci mają nie ci, co trzeba (czyli inteligencja) tylko co nie trzeba (czyli margines społeczny) – jest to typowa lewicowa propaganda ukazująca rodziny wielodzietne jako przedstawicieli marginesu społecznego.

 

Polacy ukazani w filmie porzucają swoje dzieci, oddają je do nielegalnej adopcji w Niemczech, perspektywy intelektualne ograniczone mają do zakupów w supermarketach i oglądania debilnych programów w telewizji, w domu chleją wódę i tłuką żony.

 

Obraz rzekomej degeneracji Polaków dopełnia ich życie seksualne. Polacy ukazani są jako kazirodcy (kazirodczy związek, z którego narodzi się jedna z zaginionych dziewcząt, inicjuje siostra, w innej rodzinie nienormalna matka molestuje seksualnie swoje córki, jej zboczenie wynika zapewne z tego, że została zbiorowo zgwałcona), pedofile (kręcący porno z dziećmi, i mordujący dzieci) albo jako osoby sprzedające dzieci do filmów porno.

 

Rozumiem, że konwencja kryminału wymusza ukazanie zbrodni, ale nadmiar patologii w filmie „Ciemno prawie noc” jest groteskowy i infantylny. Niedorzeczne jest finansowanie głupiego i pozbawionego wartości artystycznej filmu z budżetu państwa. A już całkowicie niedopuszczalne jest to z pieniędzy samorządowych przeznaczonych na promocje Dolnego Śląska finansować film ukazujący ten region jako przerażająco brzydki, depresyjny, i zamieszkały przez zdegenerowanych meneli. Choć uważam, że państwo nie powinno finansować sztuki nowoczesnej, to mogę zrozumieć, że samorząd sfinansowałby film, który ukazałby walory turystyczne regiony i zachęcał do zwiedzania go – choć „Ciemno prawie noc” może kogoś zachęcić do wizyty na Dolnym Śląsku (konkretnie pedofilów z racji na to, jak mieszkańcy regiony mają traktować swoje potomstwo).

 

W Wałbrzychu dziennikarka ma dobre relacje z sąsiadem emerytem (synkiem Cyganki i Niemca, który był dręczony przez swojego przyrodniego brata psychopatę i jego matkę) oraz siostrzeńcem emeryta (z którym odbywa stosunki seksualne, dzięki czemu aktorka grająca główną rolę ma okazje do eksponowania swojego biustu).

 

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną