Coraz większy popłoch w PO

0
0
0
/

No i po debatach telewizyjnych, które niczego ciekawego ani rozstrzygającego nie wniosły. Komu właściwie mają służyć takie wyborcze „teatry”, bo na pewno nie wyborcom. Nikogo do niczego nie przekonały ani niczym nie przestraszyły.


Zastanawia dlaczego z uporem maniaka nie dokonuje się żadnych zmian w takich programach, które powinny być kluczowe dla wyborców. Ciągle to samo. Trzy pytania w trzech blokach tematycznych zadawane przez reżimowych dziennikarzy (dobrze, że chociaż w debacie Szydło – Kopacz ,Gugała został zmieniony na Gawryluk). Sztywne ramy czasowe i pośpieszna recytacja odpowiedzi liderów.. Żadnej dyskusji, ścierania się poglądów. Dlaczego nie można się odwołać do wzorów debat przedwyborczych w telewizjach zachodnich. W Stanach Zjednoczonych przedstawiciele obu partii wiodą ze sobą długie spory.

 

U nas chyba zapatrzyliśmy się na testową manię, która ogarnęła Polskę i wykształciła bezmyślność obywateli.

 

Skoro jednak te debaty odbyły się, warto powiedzieć o nich kilka słów.

 

Poniedziałkowa debata, do której tak uparcie dążyła Ewa Kopacz, okazała się jeszcze jedną porażką pani premier. Mainstreamowe autorytety na czele z Gazetą Wyborczą ogłosiły remis. A to znaczy, że wygrana jest po stronie Beaty Szydło. Ewa Kopacz była napastliwa, zdenerwowana, z trudem panowała nad emocjami. W pewnych momentach jej głos był na pograniczu płaczu. Wczepiona rekami w pulpit wielokrotnie przerywała swojej interlokutorce Beata Szydło rozluźniona, konkretna i uśmiechnięta była przy histerycznej pani premier oazą spokoju. Posługiwała się dobrym gadżetem, zbiorem gotowych ustaw.

 

Ewa Kopacz przyczepiła się jak maniak do dawnego PiSowskiego projektu zmiany Konstytucji, która zniknęła teraz ze stron internetowych. Nie pomogły wyjaśnienia kandydatki na premiera, że jest to stary i już nieaktualny projekt. A o zmianie Konstytucji trzeba debatować w nowym Sejmie. Obsesja Ewy Kopacz pozostała i przeniosła się na dalsze dni kampanii.

 

Zawartość merytoryczna debaty budziła spore kontrowersje. Rozmówczynie starały się omijać niewygodne kwestie, dotyczące zwłaszcza polityki międzynarodowej. Padały banalne i nic niewnoszące stwierdzenia.

 

Nudę spotkania na chwilę przerwała Dorota Gawryluk, pytaniem o konieczne zabezpieczenie Polski przed wydarzeniami typu afera taśmowa. Jeżeli nie potrafimy poradzić sobie z nagraniami kelnerów, to jakim cudem nasze służby potrafią oddzielić uchodźców od emigrantów zarobkowych. Ewa Kopacz sięgnęła znów do szytej grubymi nićmi afery SKOKów, do znudzenia powtarzaną w kampanii prezydenckiej. W gonitwie czasowej Beata Szydło zdążyła jedynie odesłać swoją oponentkę do przeczytania przeprosin red. „Wprost”, które jednoznacznie oczyszczają z zarzutów Grzegorza Biereckiego. Niestety formuła czasowa debaty nie pozwoliła na rozwinięcie afery SKOK Wołomin, w jaką unurzane było WSI.


Jeżeli poniedziałkowa debata dawała ogólne chociaż pojęcie o dwóch ścierających się największych partiach z ich liderkami na czele, to wtorkowa z udziałem wszystkich partii kandydujących do Sejmu była zupełnym nieporozumieniem. Fatalni prowadzący na czele z Jarosławem Gugałą pragnącym za wszelką cenę zagwiazdorzyć w swoich pytaniach. To z jego ust padło pytanie o relacje Państwa z Kościołem, religię w szkołach itp. Była to pomocnie wyciągnięta dłoń do Zjednoczonej Lewicy i partii Razem.

 

Dziennikarz TVN-u dociekał natomiast o możliwość koalicji w przyszłym sejmie, starając się sprowadzić rozmowę do podziału stołków.

 

Liźnięta została sprawa podatków, służby zdrowia, uchodźców. Ale debata nie dała choćby pobieżnego obrazu oferowanych nam zmian ustrojowych, społecznych, gospodarczych tak istotnych dla każdego z nas. Pozwoliła zaistnieć na moment liderowi partii Razem Adrianowi Zanbergowi, wypowiedzieć kilka barwnych spiczów Januszowi Korwin Mikkiemu, i uśpić widza wypowiedziami Janusza Piechocińskiego.

 

Debaty nic nie dały Ewie Kopacz. Nie zmieniła swego stylu narracji wyborczej. We wczorajszym spotkaniu z wyborcami po debacie straszyła PiSem, który wprowadzi republikę wyznaniową i będzie inwigilował wszystkich obywateli. A w dzisiejszej audycji radia TOK FM dała prawdziwy pokaz swojej obsesji lękowej. PiS to hekatomba, dramat dla Polaków, którzy przeżyją piekło, ale zdaniem histerycznej pani premier, są jak dzieci które przestrzegane przez rodziców przed jedzeniem brudnymi rękami, nie słuchając ich, cierpią potem na dotkliwe bóle brzucha. Tylko nasza „kochana” pani premier zapomniała, że ten infantylny styl podszyty pisowskim horrorem nie robi już na Polakach wrażenia. Widać, że lekcja porażki w wyborach prezydenckich poszła na marne i Ewa Kopacz usilnie ciągnie swoją partię w dół.


Iwona Galińska

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną