
Słyszałem nieraz prześmiewcze teksty, iż katolicy straszą ludzi piekłem. Człowiek rozumny, ateista, nie musi obawiać się ani piekła, ani diabełków, a jego moralność jest przez to o wiele bardziej szczera.
Zaskakujące jest to, że tak wielu pseudo-racjonalistów nie potrafi być zwyczajnie uczciwymi światopoglądowo. Bowiem, cóż znaczy moralność w świecie, w którym nie ma moralności nadrzędnej, danej odgórnie? Zostawmy to pytanie na dalszą część tekstu i skupmy się na początku na tym, czy ateiści rzeczywiście nie straszą niczym. Pozwoli to zrozumieć dysonans poznawczy w środowiskach „racjonalistów" i obnażyć ich ignorancję.
Na pierwszy ogień uderzmy w sedno tego, czym jest ateizm. Ateizm jest niewiarą w jakiekolwiek bóstwo/Boga. W przeciwieństwie do religii nieteistycznych, jak buddyzm, ateizm odrzuca całkowicie „drugie dno" rzeczywistości, nie przyjmuje do świadomości mistycyzmu, świata duchowego, magii, czy Boga. Jak widać, ateizm jest antytezą, więc by miał sens musi opierać się na czymś – musi mieć jakieś wyjaśnienie na powstanie świata i życia. Odpowiedzią dla ateistów był darwinizm, a później: ewolucjonizm. Dzięki nim ateizm zyskał podstawy, gdyż wcześniej był zwyczajnie jałową antytezą, niczego nie proponował w zamian, nie miał podstaw. Teraz podstawy ma, więc rozsądnie zadać pytanie: czym te podstawy są? Otóż ewolucjonizm zakłada powstawanie gatunków drogą brutalnego doboru naturalnego.
Silni pożerają słabych, chore jednostki i niedostosowane umierają. Całe drzewa genetyczne giną na skutek walki gatunków o przetrwanie i dominację. Dzieciobójstwo, gwałty, akty agresji i nieuzasadnionej przemocy – to wszystko występuje w świecie zwierząt. To wszystko stało się podstawą powstania człowieka i wszystkich innych gatunków. Ba, cały świat jest niesamowicie przypadkowy i brutalny. Ziemia jest planetą, która pod swym niestabilnym płaszczem skrywa oceany magmy. Na powierzchni katastrofy naturalne, jak wybuchy wulkanów, tornada, tsunami, wahania temperatur itd. nie raz i nie dwa doprowadzały do masowych eksterminacji większości zwierząt. Same zwierzęta walczą tutaj o przetrwanie, w myśl doboru naturalnego, nie znając litości ni współczucia.
Ten cały grajdołek krąży wokół swojej gwiazdy, Słońca, czyli rozgrzanej kuli wodoru i helu (naturalny, olbrzymi reaktor atomowy), które za kilka miliardów lat spuchnie i pochłonie planety wewnętrznego układu słonecznego (w tym i naszą)... Naokoło nas, w pustce międzyplanetarnej, krąży cała masa drobnicy skalnej, z której wiele wpada sporadycznie w naszą atmosferę i – o ile się nie spalą przez tarcie z powietrzem – uderza w nas, co zakończyło okres, chociażby, panowania dinozaurów 65 milionów lat temu. Cały układ słoneczny krąży wokół supermasywnej czarnej dziury w centrum Drogi Mlecznej, naszej galaktyki. I ateiści mówią, że nikt tego nie pilnuje, nikt nie dba o to, byśmy nie wyginęli, nikt nie sprawuje pieczy. Nie ma nikogo, kto by nam pomógł. Jesteśmy sami na rozgrzanym, niestabilnym ziarenku zasuwającym w niebezpiecznej, pełnej promieniowania pustce.
Jeśli ktoś twierdzi, że nie jest to straszeniem – gratuluję konsekwencji. Drugą kwestią jest sprawa poruszona na początku: nie można być dobrym człowiekiem, jeśli za podstawę przyjmie się sam ewolucjonizm. Co z tego, że ateista pomaga chorej dziewczynce, albo dokarmia głodnych? Kto decyduje, że to jest dobre? On? W takim razie mamy do czynienia z subiektywizmem moralnym, relatywizmem. To zaś pociąga za sobą wniosek, że także i Hitler był dobry, bo On tak uważał. Co najśmieszniejsze, z punktu widzenia ewolucjonizmu akurat rasizm i ludobójstwa na innych grupach etnicznych są uzasadnione...
Tego jednak nikt nie powie: ani na lekcjach biologii, ani historii, ani na grupach dyskusyjnych „racjonalistów". Żaden ateista nie powie do ukochanej „jesteś tylko samicą, ta miłość to tylko hormony by przedłużyć gatunek (czego i tak nie zrobię, bo jestem niedojrzały)". Żaden nie powie, że każdego dnia jesteśmy samotni w morzu cierpienia i bezsensu. Żaden nie przyzna, że bycie wege/eko nie ma sensu z punktu widzenia ewolucji, która jest niby ich podstawą ideową.
Nie, ateiści nie znają pojęcia konsekwencji logicznej. Będą uzasadniali ideologicznie, a nie rozumnie, wszelkie swoje hasełka i łechtanie ego – i najbardziej obrzydliwe jest to, iż oni swoją subiektywną ideologię próbują sprzedać, jako obiektywną, suchą naukę.