Zdrowie prezesa i partiokracja, czyli dlaczego powinno się zdelegalizować wszystkie partie polityczne

0
0
/

W ostatnim czasie wiele się mówi o zdrowiu Jarosława Kaczyńskiego. Wiele tu manipulacji i nieprawdziwych informacji. Już Janusz Palikot rozpuszczał plotki o rzekomej chorobie psychicznej prezesa PiS. Niezależnie od tego, co jest tu prawdą a co nie, jedna rzecz zwraca uwagę: wszelkie takie informacje wywołują poruszenie. Jest to niepokojące, bo sprawia wrażenie, jakby los Polski zależał od jednego człowieka i jego kondycji fizycznej. We współczesnej partiokracji jest to jednak stan normalny.   Dzisiaj dyskusja polityczna polega na opowiedzeniu się za taką a nie inną partią. Tymczasem gdyby sięgnąć głębiej, można by dostrzec, że same istnienie partii politycznych (przynajmniej w obecnym kształcie) jest największym problemem współczesnej polityki. Dzieje się tak, bo partie w Polsce (wszystkie co do jednej, a na pewno te które są w sejmie) zarządzane są w sposób autorytarny przez jednostki, które stoją na ich czele. Powoduje to, że w praktyce w Polsce panuje oligarchia – rządy kilku bogatych i wpływowych ludzi, od których widzimisię zależy kształt naszego państwa. Obecnie większość ludzi nie głosuje na swoich konkretnych przedstawicieli, których programy zna, którym jakoś ufa. Głosuje na partię i zaznacza z reguły pierwsze, drugie lub ostatnie nazwisko z listy. Posłowie doskonale to rozumieją i wiedzą, że ich być albo nie być w Sejmie zależy bardziej od woli partii niż od woli ludu. Stąd starają się oni realizować interesy swojej partii a nie wyborców. To nie wyborcy decydują bowiem o miejscu na liście. Ta sytuacja sprawia, że mechanizmy demokratyczne są bardzo ograniczone. System jest zresztą tak skonstruowany, żeby nikt przypadkowy nie dostał się do Sejmu. Stąd obowiązuje 5% próg wyborczy. Ordynacja wyborcza jest tak skonstruowana, żeby większe partie dostawały specjalne bonusy. Stąd PiS, który uzyskał 37,5% w ostatnich wyborach ma większość sejmową. Sprzyja to oczywiście doświadczonym graczom (czyt. pookrągłostołowym), którzy dysponują pieniędzmi i mediami. Zwolennicy tych rozwiązań mówią, że próg wyborczy i dzisiejsza ordynacja służą temu, żeby państwo sprawnie funkcjonowało. Inaczej byłoby mnóstwo partii i koalicje rządzące powstawałyby miesiącami, jak jest w niektórych krajach na Zachodzie. Pewnie tak, ale społeczeństwo jest dużo bardziej zróżnicowane niż oddaje to kilka partii politycznych. Rozwiązania te sprawiają, że bardzo wielu wyborców nie ma swoich przedstawicieli w Sejmie i głosuje na „mniejsze zło”. W wyborach w 1991 r. do Sejmu weszli kandydaci 29 ugrupowań (przy czym 11 spośród nich uzyskało po 1 mandacie). To znacznie bardziej odpowiadało tak modnemu dziś społeczeństwu obywatelskiemu. Wielkim skandalem jest obowiązywanie „dyscypliny partyjnej”, która powinna być zabroniona. Poseł reprezentuje swoich wyborców a nie partię. Nie może być też tak, że jego sumienie jest łamane dla doraźnych interesów politycznych. Niektórzy dostrzegają zagrożenie partiokracją, ale proponują rozwiązania, którego ją jedynie pogłębiają. Paweł Kukiz walczy od dawna o Jednomandatowe Okręgi Wyborcze. Wprowadzenie ich do Senatu przyczyniło się jednak jedynie do tego, że zasiedli w nim przedstawiciele dwóch największych partii. JOW-y stały się więc gwarantem partiokracji. Było to łatwe do przewidzenia. W systemie partyjnym, gdzie ludzie głosują na partię, kandydaci niezależni lub z mniejszych partii, nie mają żadnych szans. JOW-y mają głęboki sens i mogą służyć demokracji bardziej bezpośredniej. Najpierw trzeba jednak zakazać istnienia partii politycznych. Wówczas mielibyśmy do czynienia z walką kandydatów a nie partii. Oczywiście, za prawie każdym człowiekiem stoją jakieś grupy, stowarzyszenia i środowiska. Jest to naturalne, a wszelkie patologie z tego wynikające można ograniczyć odpowiednimi przepisami (dotyczącymi np. ograniczeń w finansowaniu kampanii polityków). Brak partii oznacza koniec z finansowaniem ich z budżetu, czysto partyjnej polityki, ograniczenie koniunkturalności posłów, którzy zmieniają partii jak rękawiczki. Posłowie reprezentowaliby dużo bardziej regiony, z których zostali wybrani. Powinni też być poddani większej kontroli. Dzisiaj ktoś zostaje wybrany i już nie musi przejmować się wyborcami aż do następnych wyborów. Powinna istnieć natomiast możliwość odwołania posła, który nie wywiązuje się ze złożonych obietnic. Można by wprowadzić zależność między ocenami pracy posłów (wystawianymi np. przez Internet) a ich zarobkami. Już przed II Wojną Światową w II RP istniał pomysł likwidacji partii politycznych. Od tego należałoby rozpocząć reformowanie państwa. Inaczej układ okrągłostołowy nigdy nie zostanie zniszczony. Bez tego zaś nie będzie wolnej i silnej Polski.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną