
Miliony Polaków mogą nie zdążyć nacieszyć się decyzją Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o wpisie Reduty Ordona do rejestru zabytków. Oto bowiem przed zbliżającym się wiosennym sezonem budowlanym ruszyła do kontrofensywy grupa przeciwników ratowania Szańca 54 przed zaplanowaną i zatwierdzoną budową luksusowego osiedla apartamentowców na ziemi przesiąkniętej krwią poległych żołnierzy Powstania Listopadowego 1830-31 r.
Na - jak to określono - małej „sesji naukowej” zorganizowanej przez środowisko archeologów z Państwowego Muzeum Archeologicznego wystąpiło grono wypróbowanych PRELEGENTÓW lansujących na potrzeby medialnej archeo-propagandy tezę o wyższości zasług archeologów nad reszta świata na Reducie Ordona.
WOJCIECH BORKOWSKI - z.ca dyrektora Państwowego Muzeum Archeologicznego. Osiem lat temu, gdy społecznicy przynieśli Mu do muzeum walące się na Reducie w pryzmie ziemi wybranej pod fundamenty Meczetu fragmenty kości i zardzewiały metalowy element z prośbą o analizę, stwierdził ironicznie, że polska naukowa archeologia zaczyna się od średniowiecza wstecz, a XIX wiek to żadna przeszłość godna badań. Mało tego, w dwutomowym polsko-rosyjskim opracowaniu badań wykopkowych nt. Reduty Ordona ogłosił odważną tezę, że to ppor. Julian Ordon z zawiści otruł w Konstantynopolu Adama Mickiewicza. W tym samym opracowaniu - we wstępnym artykule pióra burmistrza Ochoty, zarzucono społecznikom: „artykułowanie polskiej tożsamości narodowej” i postawienie na Reducie społecznego głazu-pomnika i krzyża z wyrytą datą obrony Reduty 54 jako „przejawu samowoli budowlanej”.
ZBIGNIEW POLAK - jak stwierdził - nadzorował przez 1-2 dni archeologicznie wykopki pod budowę Meczetu na terenie Reduty Ordona, ale dowiedział się o inwestycji już po wybraniu ziemi pod fundamenty. Dziwnym trafem nie znalazł żadnych artefaktów, co „udokumentował” zdjęciem zasłoniętych ścian wykopów jakimiś matami przez inwestora. Również nie dostrzegł dziesiątków wywrotek wywożących w nieznanym kierunki ziemię z wykopu. Za to tzw. dzicy archeo-poszukiwacze przez 10 lat przeczesujący także koparkami Redutę i profanujący szczątki ludzkie, znajdowali tyle artefaktów, że na bazarach staroci można było w nich przebierać „jak w ulęgałkach”.
ANDRZEJ JASKUŁA - prywatny przedsiębiorca archeolog. Na zlecenie zagranicznego inwestora-właściciela działki zamierzającego postawić dom na Reducie tuż obok społecznego pomnika, wbrew wszelkim regułom wykopków archeologicznych beztrosko zerwał spychaczem warstwę ziemi do grubości 1 metra, załadował na ciężarówki i gdzieś wywiózł. Te setki ton ziemi nazwał „śmietnikiem”, choć jak sam przyznał, znalazł tam to i owo. Wezwana przez społeczników ze Stowarzyszenia Reduta Ordona Policja powstrzymała dalszą dewastację Reduty. Ów kopacz wraz z inwestorem najwyraźniej założyli, że na działce nie powinno być żadnych artefaktów. Tymczasem wykopki pod nadzorem społecznym odsłoniły wilcze doły z zachowanymi w nich pogrzebanymi szkieletami żołnierzy oraz militarnymi artefaktami. Zapewne w nagrodę za nowatorskie podejście do „śmietnika” archeolog został wybrany do centralnych władz Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich.
GRZEGORZ PODRUCZNY - historyk sztuki, archeolog amator, z poznańskiego Uniwersytetu (jak na ironię im. Adama Mickiewicza) oraz przede wszystkim wykładowca w niemieckiej uczelni we Frankfurcie, apologeta niemiecko-pruskich fortyfikacji na polskich Ziemiach Odzyskanych. Choć Reduty nigdy nie widział - na zlecenie zagranicznych inwestorów-deweloperów w wielostronicowym „opracowaniu”, a później w takim samym tendencyjnym tekście dla Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego przekonywał, że Reduta Ordona w ogóle nie istnieje i nie ma co sobie zawracać głowy takimi nieistotnymi kwestiami. Wynurzenia te zaszkodziły w ewidentny sposób, bo opóźniły wpisanie Reduty do rejestru zabytków. Konieczne były inne, profesjonalne ekspertyzy. Całe szczęście, że ów historyk sztuki nie posunął się do lansowania tezy o nieistnieniu wiersza pt. „Reduta Ordona i samego poety”.
WITOLD MIGAL - archeolog z Państwowego Muzeum Archeologicznego. Prowadził w 2013 r. - trzeba to przyznać - profesjonalne wykopaliska na największej działce zagranicznego dewelopera z Hiszpanii: Tremon Polska. Dyrekcja PMA, wykorzystując podniosłą uroczystość przy społecznym pomniku, zorganizowaną przez Stowarzyszenie Reduta Ordona z udziałem Reprezentacyjnej Jednostki Wojska Polskiego Garnizonu Warszawa, pocztów sztandarowych stołecznych szkół, grup rekonstrukcji historycznej, mieszkańców Warszawy i Mazowsza - sprytnie podpięła się pod obchody rocznicy obrony Szańca 54. Po złożeniu wieńców pod pomnikiem, dorwawszy się do mikrofonu, bez uzgodnienia z organizatorami - PMA zaprosiło ok. 500 zebranych osób do zwiedzania wykopalisk. Ale nie w cwaniackim zaproszeniu leży problem (dobrze, że uczestnicy uroczystości zobaczyli na własne oczy artefakty redutowe i szczątki żołnierzy). Problem w tym, że w wydanym Panu Migalowi poleceniu przez dyr. PMA zakazano wstępu na wykopaliska społecznikom (dziennikarzom) ze Stowarzyszenia. Ot, taka archeologiczno-platformerska demokracja. Sprawa ta oparła się później o nadzorujący PMA Urząd Marszałkowski tow. Stuzika (PSL).
HANNA PILCICKA-CIURA, prezes SNAP (Stowarzyszenie Naukowe Archeologów Polskich o/Warszawa). Po bezpodstawnym odrzuceniu wniosku Stowarzyszenia Reduta Ordona w 2013 r. przez ówczesnego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o wpisanie Reduty do rejestru zabytków, rok później swój wniosek złożyło SNAP, który został przyjęty. Teoretycznie stało się dobrze. Niestety, wniosek bez skonsultowania ze społecznikami, obejmował tylko skromny fragment Szańca 54. Druga , wymuszona społecznym naciskiem wersja wniosku powiększyła nieco proponowany teren chroniony. Zaskakujące jest jednak to, że wniosek nadal nie obejmował gruntów Reduty zajmowanych przez Meczet, bar wietnamski, kamienicę czynszową oraz działki przy al. Bohaterów Września i po nieparzystej stronie ul. Na Bateryjce (vis a vis społecznego pomnika. W efekcie - granice proponowanego terenu pod ochroną były co kilka metrów nienaturalnie powykręcane. A nowa Wojewódzka Konserwator Zabytków, Barbara Jezierska była zmuszona wpisać do rejestru taki właśnie ułomny i kaleki obszar. I to jest powtórna klęska Reduty Ordona od czasu szturmu w 1831 r.
MICHAŁ PACZKOWSKI - archeolog, uczestnik wykopalisk (jedyny sprawiedliwy prelegent na sesji). W swoich badaniach i wyliczeniach studialnych, zaprezentowanych w dwóch wersjach, przedstawił obszar Reduty Ordona na zdecydowanie większej powierzchni, obejmując działkę Meczetu, baru wietnamskiego, kamienicy czynszowej i działek przy al. Bohaterów Września. A zatem - konieczne są dalsze, ale profesjonalne, pod państwowym nadzorem badania terenowe, by ostatecznie określić kształt i obszar Reduty wraz z bezpośrednim polem bitewnym. I nie chodzi tu o jakieś kilkaset metrów, lecz o pas zaledwie szerokości 20-25 metrów. Słowem - konieczne jest zweryfikowanie propozycji SNAP i samego wpisu do rejestru.
Reduta Ordona, co podkreślano na sesji, to doskonała, nośna medialnie wizytówka i „trampolina” dla archeologów. Żadne inne wykopki na przestrzeni wielu-wielu lat z Biskupinem włącznie nie nagłośniły w takim stopniu promocyjno-propagandowo archeologów. Stąd ta sesja mająca na celu dalsze podgrzewanie temperatury i atmosfery zachwytów wyłącznie wokół archeologów na bazie Reduty Ordona. Pierwsza prawda jest taka, że to nie archeolodzy odkryli Redutę. Przez lata nie byli nią w ogóle zainteresowani. Zmuszeni przez społeczników, media i administrację dzielnicy Ochota dokonali wykopków, których efektem było wydobycie artefaktów związanych z walkami w Szańcu 54. I tym samym potwierdzili istnienie Reduty w tym właśnie miejscu, o czym jeszcze pod koniec XX wieku pisali mieszkańcy Warszawy do stołecznych urzędów, a dzicy archeolodzy-poszukiwacze nawet przy pomocy koparek dewastowali Redutę profanując szczątki żołnierzy przy biernej postawie włodarzy dzielnicy i władz Warszawy. Ale na sesji archeologów zaskoczona publiczność dowiedziała się, że Reduta jest epokowym odkryciem archeologów w XXI wieku.
Druga prawda głoszona na sesji jest taka, iż na medialnej fali powodzenia archeolodzy będą mogli dopominać się od władz o tzw. GRANTY czyli mówiąc wprost - o KASĘ w 2017 roku na dalsze destrukcyjne wykopki, by penetrując Redutę wybrać z niej wszystko, co się da (szczątki żołnierzy, guziki mundurów, uzbrojenie, itp), zabrane zaś artefakty zapakować do pudeł i schować na wieki wieków w piwnicznych magazynach muzeum. A na deser zaprezentować nielicznym czytelnikom (300 egzemplarzy) trzeci tom opracowania w wersji polsko-rosyjskiej, jakby język angielski był w Polsce na indeksie. I to były główne powody sesji - ściemy archeologicznej, poświęconej rzekomo świetlanej przyszłości Reduty Ordona.
Naiwnością jest sądzenie, że archeolodzy „od serca” pomagają w ratowaniu Reduty Ordona. Otóż zagraniczni deweloperzy-właściciele lwiej części działek gruntów na Reducie z niecierpliwością czekają na wykopki, by jak najszybciej wkroczyć na „uwolniony” z zabytków goły teren inwestycyjny. Koparki, spychacze, betoniarki i robotnicy budowlani już są gotowi do akcji: wznoszenia osiedla apartamentowców. Reduta Ordona w apartamentach planowanego osiedla warta jest ok. 0,5 miliarda złotych. Jest więc o co kruszyć przysłowiowe kopie i szukać sprzymierzeńców i koalicjantów wszędzie gdzie się tylko da. A ile jest przy tym warte polskie dziedzictwo narodowe?
Równie naiwny jest pogląd, że wpis do rejestru ostatecznie uratował Redutę prze apartamentowcami. Przeciwnie. Deweloperzy mogą np. zaskarżyć wpis do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. A możliwości walki mają jeszcze kilka. Przede wszystkim obowiązuje w majestacie polskiego prawa Plan Miejscowego Zagospodarowania Terenu tj. budowy luksusowego osiedla apartamentowców na Reducie Ordona. I to jest fakt niepodważalny - lansowany konsekwentnie przez stołeczny Ratusz, Radę Warszawy zdominowaną przez PO, Sejmik Mazowiecki, władze Dzielnicy Ochota. Ciekawe, czy dotąd niemrawa Prokuratura Ochoty zdecydowała się zajrzeć do pism, w których zagraniczni deweloperzy powołują się na ustalenia z Dzielnicą Ochota, że nawet w przypadku znalezienia podczas wykopalisk w 2013 r. artefaktów redutowych, będą mogli bez przeszkód realizować budowę apartamentowców.
Najwyższy czas przeprowadzić ogólnopolską dyskusję i zastanowić się nad archaicznymi metodami i konsekwencjami destrukcyjnych wykopków archeologicznych w powiązaniu z inwestycjami choćby na przykładzie Reduty Ordona - w kraju tak przecież ubogim w zabytki jak żadne inne państwo w Europie.
A jakie zdanie na temat przyszłości Szańca 54 osławionego wierszem Adama Mickiewicza mają: Prezydent RP, Premier RP, MKiDN, MON, CBA, NIK, Prokuratura, władze PIS. Wszak Reduta Ordona nie jest jakimś anonimowym, bezwartościowym skrawkiem polskiej ziemi, który można dowolnie sprofanować.