Płużański: Jak „Gazeta Wyborcza” Michnika śmieje się z Powstania Warszawskiego i polskich bohaterów

W nocy z 19 na 20 sierpnia 1944 r. oddziały powstańcze pod dowództwem rtm. Henryka Roycewicza „Leliwy” po kilkunastu godzinach ciężkiej walki zdobyły reprezentacyjny warszawski gmach PAST-y (Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej) przy ul. Zielnej 37/39.
Powstańcy zlikwidowali w ten sposób najsilniejszy punkt oporu Niemców w Śródmieściu Warszawy. Polacy stracili 17, a Niemcy 38 zabitych. Dodajmy, że wcześniejsze próby zdobycia PAST-y załamywały się, ze znacznymi stratami własnymi, wobec przewagi ogniowej Niemców, zamkniętych w ufortyfikowanym gmachu.
W tym samym miejscu po latach powstała stacja metra Świętokrzyska. Kiedy w 2021 r. stołeczni rajcy chcieli dodać człon: „Pasta”, kampanię nienawiści rozpętała „Gazeta Wyborcza”. Organ Adama Michnika obśmiewał: „Pasta bądź wielkimi literami: PASTA, żeby kojarzyło się z produktem do czyszczenia butów”. I szydził: „na domiar złego litera «P» ma być w kształcie kotwicy Polski Walczącej”.
„PAST-a ośmiesza”
Zainicjowaną przez siebie „zabawę” „Gazeta” próbowała uwiarygodnić stwierdzeniami: „internet trzęsie się ze śmiechu”, i wmawiała, że Pasta „ośmiesza uczestników Powstania Warszawskiego”. Choć ci przeciwnie – twierdzili, że poczuliby się docenieni. Ale „Wyborcza” nie dawała za wygraną, przekonując: „Może warszawska Platforma w swoich zabiegach o poparcie kombatantów dostrzeże, że w naszym mieście jest grupa mieszkańców zmęczonych nazewniczym cierpiętnictwem?”. I radni – niestety – dali się przekonać.
Wspomniana gazeta znana jest z podobnych „happeningów”. „Wtyczka CIA w PRL czy bohater?” – tak zareagowała na zdewastowanie popiersia płk. Ryszarda Kuklińskiego w Parku Jordana w Krakowie – dodatkowo w 8. rocznicę śmierci pierwszego oficera Polski w NATO.
Ten sam organ rozpisał konkurs na pomnikowego „Rzeszowskiego Brzydaka”, samemu typując m.in. odsłonięty jesienią 2010 r. pomnik ks. Jerzego Popiełuszki: „Postać spętana sznurem i obciążona kamieniami, zawieszona nad ziemią, straszy małe dzieci przy wejściu do kościoła Matki Bożej Saletyńskiej”. A co, kapelan Solidarności ma śmiać się od ucha do ucha, tonąc w nurtach Wisły zmaltretowany wcześniej przez komunistycznych bandytów? Żeby nie straszyć dzieci?
Kolejny przykład. W 2003 r. w Lublinie stanął pomnik majora Hieronima Dekutowskiego, „Zapory” – cichociemnego, dowódcy AK i WiN na Lubelszczyźnie. Stanął u podnóża zamku, gdzie najpierw Niemcy, a potem Sowieci mordowali Polaków. A „Wyborcza” tak to uczciła: „Podczas budowy pomnika na pl. Zamkowym budowlańcy uszkodzili odsłonięte podczas prac fundamenty starej żydowskiej kamienicy”. Redaktorzy „nie mieli wyjścia”: musieli domagać się przeniesienia pomnika. Tym razem – całe szczęście – bezskutecznie.
Z rewolweru do Niemców
Wracając do Powstania Warszawskiego i zdobywania przez Polaków gmachu PAST. Wcześniejszy, czwarty (4 sierpnia 1944 r.) atak na budynek poprowadził mjr Bolesław Kontrym „Żmudzin” – oficer Policji Państwowej II RP, który miał za sobą udział w wojnie obronnej 1939 r., a po zrzuceniu do kraju jako cichociemny dowodził akcją sabotażowo-dywersyjną „Wachlarz” i wykonywał wyroki sądów specjalnych Polskiego Państwa Podziemnego na niemieckich agentach, konfidentach gestapo i szmalcownikach.
O godzinie „W” z balkonu kamienicy przy placu Dąbrowskiego Kontrym zaczął strzelać z rewolweru do niemieckich żandarmów, co przypłacił ranami ręki i nogi (łącznie w Powstaniu czterokrotnie ranny). Przez 63 dni walk dowodzona przez niego reduta obejmująca ulice: Królewską, Kredytową i pl. Małachowskiego nie poddała się. 27 sierpnia 1944 r. został odznaczony Krzyżem Walecznych (trzecim w swoim życiu), a 15 września 1944 r. Virtuti Militari.
A co się stało ze „Żmudzinem” niemal 10 lat później? Jak tego bohatera Powstania Warszawskiego potraktowali komuniści? 2 stycznia 1953 r., po ciężkim, wieloletnim śledztwie został powieszony w katowni bezpieki przy ul. Rakowieckiej (rodzina myślała, że wywieźli go do ZSRS, a tam być może przeżył). W ten sposób – jak pospolitego przestępcę – czerwoni okupanci Polski potraktowali jeszcze gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, szefa Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej. Szubienica, na której zostali zamordowani, odnalazła się kilka lat temu w powstającym na warszawskim Mokotowie Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.
Powstańcy na Rakowieckiej
Urodzony w 1898 r. na Wołyniu w rodzinie powstańców listopadowych i styczniowych Bolesław Kontrym do Polski szedł przez armię carską i Armię Czerwoną, do której został wcielony. W II RP zasłynął tym, że razem z kilkuosobowym oddziałem pod osłoną nocy wypuścił się kilka kilometrów w głąb Rosji, z zaskoczenia zaatakował sowiecki posterunek, a całą jego załogę aresztował i przeprowadził z workami na głowach na polską stronę. Tu zostali oficjalnie aresztowani jako sowieccy szpiedzy, a następnie wymienieni na polskiego jeńca. Tego bolszewicy „Żmudzinowi” nigdy nie darowali…
Dlaczego zatem wrócił po 1945 r. do okupowanego przez Sowietów kraju? Władysław Kontrym wspominał słowa ojca, że „żadna emigracja nie budowała Polski i miejscem naszym jest Ojczyzna”.
W katowni przy ul. Rakowieckiej komuniści represjonowali i mordowali także innych żołnierzy Powstania Warszawskiego. Potem zrzucali ich do bezimiennych dołów śmierci na powązkowskiej „Łączce”. Szczątki Bolesława Kontryma IPN odnalazł tu w 2013 r. Podobnie jak Stanisława Kasznicy, ostatniego komendanta Narodowych Sił Zbrojnych, który też brał udział w Powstaniu Warszawskim. Wciąż czekamy na identyfikację kolejnych Powstańców zabitych na Rakowieckiej: Tadeusza Bejta, płk. Jerzego Brońskiego i rtm. Witolda Pileckiego.
Tadeusz Płużański