Związki na Powązki, ale tylko związki zawodowe (FELIETON)

Po wielu latach kontaktów ze związkami zawodowymi jestem zdania, że zasadniczo są one człowiekowi potrzebne, jak dodatkowa dziura w d... tylnej części ciała, albo rybie ręcznik. I że ze związkami zawodowymi jest jak z rodakami na Zachodzie – jak ci nie zaszkodzili to już ci pomogli. Najlepszym przykładem jest to, że do Polski najechało się parę milionów Ukraińców i pół miliona osób z takich egzotycznych krajów, jak Indie, Pakistan, Kirgistan, czy Bangladesz i żaden, powtarzam żaden działacz związkowy nawet mordy nie otworzył w tym temacie. A przecież nic innego nie zmieniło rynku pracy na niekorzyść polskiego pracownika, jak ta masowa imigracja z krajów dzikich. Nie dosyć na tym – Solidarność tylko milczała, ale już OPZZ postanowił stworzyć sobie sekcję ukraińską swojego związku. Tak więc jestem zdania, że większych szkodników, niż związkowcy ciężko znaleźć, oczywiście poza politykami. Dziś opiszę dwie historie, które pokazuję jacy szkodnicy tam funkcjonują.
Może być nauka stacjonarna, ale testują dzieciaki
Czasami rzeczywistość ze swoją szyderą nie nadąża za obrazem świata prezentowanym przez kwiat związkowości. Niedawno słuchałem, jak w radio jakiś typ ze Związku Nauczycielstwa Polskiego pełniący tam poważne funkcje (o ile można pełnić w ogóle poważne funkcje w czymś takim) powiedział, że oni oczywiście są za nauką stacjonarną, ale jako nauczyciel chciałby, „żeby uczniowie byli na bieżąco wytestowywani”. Jak widać można mieć wyższe, być nauczycielem i nie rozumieć najprostszych rzeczy, a w zasadzie być tępym, jak krzemienna dzida jaskiniowca.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
Drugi przypadek to pewien szef regionu „Solidarności”, który stwierdził, że Polski Ład jest bardzo dobry, bo jego żona dostała 150 złotych emerytury więcej i on nie wie, o co kaman w tym wszystkim krytykom Polskiego Wału? To, że jest to 700 stron bzdur napisanych przez cwaniaczków, którzy przeszli na służbę rządu PiS, ale dalej realizują swój punkt widzenia. A co do przekupności związkowców – cóż lewactwo i totalna opozycja byli oburzeni, że „Polaczki” dali się kupić za 500 złotych miesięcznie. Jak widać szef regionu NSZZ „Solidarność” dał się kupić za 150 zł dla żony. Przeciętny polityk pewnie dałby się przekupić za 50 złotych, ale to już skrajne patusy, nawet więksi, niż związkowcy, choć wydaje się to niemożliwe. Dlatego 150 złotych dla żony to wystarczająca kasa, żeby coś poprzeć dla gościa, który jako szef regionu od ponad 20 lat kosi naprawdę porządne pieniądze za nic nierobienie.
Zmonetyzować, albo zmonetaryzować swoją walkę
Kolejną kwestią jest to, że wielu działaczy „Solidarności” na starość stwierdziło, że im jako „legendom” należy zmonetyzować swoją walkę i swoje cierpienie. Tak zrobił mecenas Romaszewski, tak zrobił Jan Maria Rokita i ostatnio tak zrobił Andrzej Gwiazda. Temu ostatniemu nie wystarczyło 400 tysięcy, które dostał za areszt. Teraz woła chyba coś koło 3,5 miliona złotych. Najgorsze jest to, że on nie woła tego od swoich oprawców, tylko od nas wszystkich – polskich podatników. Często od ludzi znajdujących się w o wiele gorszej sytuacji materialnej, niż oni sami. Poza tym indywidualne wyrywanie kasy, w sytuacji gdy po tylu latach rządów postsolidarnościowych nie rozwiązano tej kwestii systemowo to skandal. Zwłaszcza, że prawdziwi bohaterowie, pokroju generała Stanisława Skalskiego nigdy nawet by nie pomyśleli, że za ich cierpienie w stalinowskich katowniach państwo polskie miałoby im płacić.
Związki na Powązki i szybkie sądy zamiast wolnych
W normalnej gospodarce rynkowej, gdzie sukces pracodawcy wynika i zależy od jakości jego pracowników to pracodawca jest najlepszym przyjacielem swojego pracownika, a nie działacz związkowy. W systemie, gdzie jest jasne i proste ustawodawstwo pracy i prawo podatkowe, a sądy pracy sprawne i wydolne. Wtedy związkowcy jako grupa pasożytnicza straciliby rację bytu i sens swojego istnienia. Szczególnie, że jeszcze związkowiec nigdy, nikomu nie pomógł. Przepraszam – związkowcy są jak nasi rodacy na Zachodzie – jak ci nie zaszkodzili to już ci pomogli.
Piotr Stępień
Źródło: Piotr Stępień