PILNE! Będzie łatwiejszy dostęp do broni? Jest projekt ustawy!

Konfederacja i PiS złożą nową ustawę o broni i amunicji. W jej efekcie liczba prywatnych egzemplarzy może wzrosnąć nawet dziesięciokrotnie – można przeczytać w dzienniku "Rzeczpospolita".
Obecnie pozwolenia na broń wydaje policja, a zdobycie jej do ochrony osobistej graniczy z cudem. To ma się zmienić. Konfederacja z posłami PiS chce zrewolucjonizować zasady dostępu do broni palnej. Przewiduje to projekt o broni i amunicji, który dojrzewa w założonym przez Konfederację Parlamentarnym Zespole ds. Kultury Posiadania Broni - czytamy w gazecie. Według "Rzeczpospolitej", jego prawdziwymi autorami są środowiska strzeleckie, a główne założenie to odejście od celów, do których wydaje się pozwolenia. Obecna ustawa wymienia m.in. łowiecki, sportowy i kolekcjonerski.
"Wydanie pozwolenia na broń będzie wyglądać podobnie, jak w przypadku prawa jazdy. Nie będzie zajmowała się tym policja, lecz organ cywilny, konkretnie wojewoda, choć nie wykluczamy, że tę kompetencję będzie mógł mieć starosta" – mówi poseł Michał Urbaniak z Konfederacji, szef Parlamentarnego Zespołu ds. Kultury Posiadania Broni. Zgodnie z nową propozycją pozwolenie na broń mógłby dostać każdy, kto ma 18 lat, nie został skazany za niektóre przestępstwa, posiada miejsce zamieszkania w Polsce i nie choruje psychicznie. Dodatkowo taka osoba musiałaby zdać egzamin bądź przez co najmniej pięć lat posiadać obywatelską kartę broni. Wprowadzenie tego ostatniego dokumentu to kolejna rewolucja. Karta pozwalałaby na posiadanie broni uchodzącej za najmniej niebezpieczną, m.in. strzelb, broni gazowej czy niektórych rodzajów broni bocznego zapłonu. Do posiadania karty niepotrzebny byłby egzamin, a wystarczyłoby złożenie umotywowanego wniosku. Podobnie jak w przypadku pozwolenia trzeba by spełnić wymógł pełnoletności, niekaralności za niektóre przestępstwa, zamieszkania w RP i zdrowia psychicznego - informuje "Rzeczpospolita".
Co ciekawe, warto przypomnieć, jak opisuje to Dziennik Łódzki, że trwa proces posła PO Cezarego Grabarczyka i byłego posła PiS Dariusza S., którym prokuratura zarzuciła poświadczenie nieprawdy w procedurze zdobywania pozwolenia na broń palną. Obaj nie przyznają się do winy. Grozi im do 10 lat więzienia. W środę 11 sierpnia w Sądzie Rejonowym Łódź – Śródmieście jako świadkowie zeznawali: 54-letni lekarz psychiatra Mariusz G. oraz 61-letni przedsiębiorca Paweł M. Oskarżeni nie stawili się w sądzie. Adwokat Marek Gumowski poinformował, że broniony przez niego Cezary Grabarczyk nie mógł przybyć na rozprawę, ponieważ tego dnia miał ważne posiedzenie w Sejmie.
Mariusz G. zeznał, że posła Grabarczyka badał w przychodni przy ul. Sanockiej w Łodzi pod kątem ubiegania się o pozwolenie na broń palną. Z jego relacji wynikało, że oskarżonego parlamentarzystę znał jedynie z relacji medialnych. Zapytany przez sędziego Michała Racięckiego czy poseł Grabarczyk umówił się z nim wcześniej na wizytę, Mariusz G. zaprzeczył. Wyjaśnił, że o tym, iż ma do czynienia z parlamentarzystą dowiedział się dopiero wtedy, gdy ten przybył do gabinetu lekarskiego. Badanie miało formę konsultacji psychiatrycznej. Odpowiadając na pytanie prokuratora Wojciecha Zimonia z Prokuratury Regionalnej w Łodzi – zastępował on prokuratora z Prokuratury Regionalnej w Katowicach, która jest oskarżycielem publicznym w tej sprawie – Mariusz G. przyznał, że w przypadku posła Grabarczyka doszło do dwóch konsultacji. Zakończyły się one pozytywnie, co oznaczało, że działacz PO mógł ubiegać się o broń palną. Finał był taki, że Mariusz G. podpisał specjalną kartę badań dla osób ubiegających się o pozwolenie na broń. Drugi świadek, Paweł M., wyjaśnił, że uzyskał pozwolenie na broń po zdaniu egzaminu teoretycznego i praktycznego na strzelnicy na terenie dawnych zakładów Wifama w Łodzi. Po pewnym czasie spotkał posła Grabarczyka, którego znał jedynie z widzenia, na strzelnicy poza Łodzią, na której były trzy stanowiska strzeleckie: dla broni krótkiej, długiej i maszynowej.
Według śledczych, oskarżeni nielegalnie uzyskali pozwolenie na broń. W ich przypadku procedura w ogóle nie przypominała postępowania administracyjnego. Poseł Grabarczyk został o terminie egzaminu powiadomiony telefonicznie. Najpierw zdał egzamin praktyczny, potem dopiero teoretyczny i nie w obecności komisji, a w gabinecie naczelnika Wydziału Postępowań Administracyjnych Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Zanim doszło do egzaminów, podpisał też protokoły z ich zdania z datami późniejszymi. Podobnie poseł Dariusz S., z tą tylko różnicą, że on otrzymał zawiadomienie zgodnie z procedurami, tyle że o nim zapomniał, a na egzaminach stawił się po wezwaniu telefonicznym. W obu przypadkach towarzyskie, indywidualne strzelanie zaliczono jako pełnoprawnie zdany egzamin, zaś nazwiska obu polityków dopisano do większych grup zdających egzaminy. Sprawa pozwolenia na broń Cezarego Grabarczyka wypłynęła w 2015 r., trzy lata po egzaminach. Ówczesny łódzki poseł zapłacił za nią dymisją ze stanowiska ministra sprawiedliwości w rządzie Ewy Kopacz.
WO
Źródło: Rzeczpospolita, Dziennik Łódzki