Elitki na Malediwach (FELIETON)

Gdy kilka lat temu rząd PiS wprowadził w życie 500+, elitki były zbulwersowane. Nie mogły spokojnie wyjechać nad Bałtyk, bo wszędzie spotykały wąsatych „Januszy”, krzykliwe „Grażyny” i niesforne, wrzeszczące bachory. A one potrzebowały przecież spokoju, aby kontemplować nadchodzące pisowskie tsunami. Wyżalały się nagminnie na swoich Instagramach ze swoich frustracji. Jak to one, samozwańcze elity społeczeństwa, musza się zniżyć, aby z pospólstwem wspólnie leżeć na plaży.
Przez pięć lat władzy Zjednoczonej Prawicy nigdy nie zaprzestały pokazywania swojej wyższości i domagały się, aby one, ozdoba zapyziałej Polski były inaczej traktowane. Przed kolejnymi wyborami czy to parlamentarnymi czy prezydenckimi odgrażały się buńczucznie, że w wypadku ponownego zwycięstwa PiS-u, one nie będą już dłużej czekać i jak najszybciej wyemigrują z tego ciemnogrodu. Na pogróżkach się skończyło. Żadna z nich nie zdecydowała się na opuszczenie znienawidzonego kraju i szukania szczęścia gdzieś w świecie. Wiedziały doskonale, że tam gdzieś daleko od granic Polski, będą całkowicie anonimowe i przepadną z kretesem.
W okresie szalejącej zarazy nie zmieniły swojego stylu. Popierały lewackie wystąpienia. Kinga Rusin chwali się, że aktywnie i finansowo wspierała Strajk Kobiet. Po tych występach i aby oderwać się od zapyziałej covidowej Polski postanowiła wyjechać na Malediwy. I stamtąd raczy nas fotkami wśród pluskających fal i z wylegiwania się na piasku. Aby nie pozostawać w tyle za byłą prezenterką TVN na dalekie wycieczki na wyspy Oceanu Indyjskiego ruszyły inne elitki: serialowa gwiazdka Barbara Kurdej-Szatan, „osobowość telewizyjna” Edyta Herbuś, przedstawiająca się jako aktorka, artystka kabaretowa, „influersenka” Sonia Bohosiewicz, piosenkarka Justyna Steczkowska, aktoreczka serialowa Julia Wieniawa. Jedna reklamowała tam majtki, druga wspięła się na palmę, trzecia pochwaliła się ekskluzywnym wózkiem dziecięcym w otoczeniu biednych tamtejszych dzieci, występujących malowniczo jako egzotyczne tło. Poczuły tam „wibrację ziemi” ( ciekawe, bo na tych terenach nie zanotowano żadnych ruchów sejsmicznych, ale przepraszam za moją siermiężność myślenia – one miały na myśli zapewne ezoteryczną wibrację).
W czasach obostrzeń kwarantannowych, biura podróży wynalazły Tanzanię, jako kraj, gdzie żadna kwarantanna nie obowiązuje. To nie znaczy, że tam koronawirus nie zagościł. Raporty z ościennych państw jasno wskazują, że koronawirus rozwija się tam tak samo, jak gdzie indziej. Tanzania jednak od maja 2020 roku nie raportuje nowych przypadków zakażeń. Na Covid zmarł prawdopodobnie prezydent tego kraju John Magufuli, który uważał, że koronawirus nie jest groźny, a chorym zalecał inhalację parą wodną. W 56-milionowej Tanzanii i tym samym na Zanzibarze nie wprowadzono żadnych obostrzeń sanitarnych. Zrezygnowano także ze szczepień. 17 lutego na Zanzibarze z powodu Covid zmarł wiceszef autonomicznych władz wyspy Maalim Seif Sharif Hamad. Na tych terenach może grasować nowy bardziej groźny wariant koronawirusa tzw. wariant południowoafrykański. Czechy zorganizowały wycieczkę dla swoich rodaków na te tereny i potem stwierdzono, że u niektórych powracających wykryto właśnie tę mutację wirusa. Ale elitek- celebrytek to nie odstrasza. Zadufane w swą samozwańczą wielkość nawet o tym nie myślą. Dla nich pewna rozpoznawalność i związana z tym zamożność postawiła je na najwyższym szczeblu drabiny warstw społecznych.
W ostrych słowach wypowiedziała się o nich znana scenarzystka Ilona Łepkowska, stwierdziła, że celebryci „mają prawo mieć w du**e to, że tylu ludzi jest bez pracy, walczy o życie swoich firm i że rodziny wariują na 60 metrach z dwójką dzieci w zdalnej nauce i dwójką rodziców na pracy zdalnej”, ale niech samozwańcze gwiazdki „polecą i wrócą, albo może nawet lepiej niech nie wracają, tylko niech przestaną, k…a mac, wstawiać foty z plaży w codziennie innym bikini na Instagram”. Chciałam skorygować panią Łebkowską, że wiele rodzin jest zamkniętych w domach nie na 60 metrach, ale na 40 i mniej. I muszą jakoś wytrzymać bez Zanzibaru.
Warto jeszcze zauważyć wpis antypisowskiego pisarza Jakuba Żulczyka, który stwierdził, ze z powodu takich wpisów, jakie publikuje Kinga Rusin z Malediwów, ludzie nienawidzą dziś „okoloplatformerskich elit” i głosują na PiS.
Elitki-celebrytki stworzyły swój własny świat, w którym namaściły siebie na wyjątkowe osobniki. Świat w którym rywalizują ze sobą o urodę, pieniądze, o liczbę lajków na Instagramie. I tak im życie upływa w poczuciu własnej wyjątkowości. Tylko dla społeczeństwa są zwykłymi cwaniarami, którym przez wpływowe znajomości udało się uzyskać ten status. Przymilają się do lewicy, która właściwie nie wie, co zrobić z egoistycznymi, zakompleksionymi i mało wyrafinowanymi osobnikami. One zamiast przyciągać tłumy, odstraszają swoją arogancją i próżnością.
Iwona Galińska
Źródło: prawy.pl