Prawicowy niepełnosprawny działacz wyniesiony z pociągu! Powodem restrykcje koronawirusowe

Dr Bawer Aondo-Akaa, pochodzący z Krakowa niepełnosprawny działacz społeczny i teolog został siłą wyrzucony z pociągu na dworcu Kraków Główny. Działający także w obronie życia mężczyzna, jechał na spotkanie służbowe. W akcie desperacji poprosił o pomoc w dotarciu na nie na Facebooku.
6 marca o 11:33 Dr Aondo-Akaa napisał na facebooku post: „Jeżeli ktoś z Państwa właśnie teraz jedzie autem z Krakowa do Wrocławia, to bardzo proszę o pilny kontakt. Zostałem przed chwilą siłowo wyniesiony z pociągu, ponieważ obsługa nie życzyła sobie pasażera z niepełnosprawnością. Nadal jednak potrzebuję się dostać do Wrocławia. Służbowo, nie na sobotnią wycieczkę... jesli ktoś z Państwa może mi pomóc rozwiązać ten problem, to proszę o telefon *********
Z Panem Bogiem!!!
EDIT: Jestem już w samochodzie, w drodze do Wrocławia. Dziękuję wszystkim za pomoc. Na służbowe spotkanie zdążę ? sprawy tak nie zostawię.”
Z poszkodowany skontaktowały się Media Narodowe. W rozmowie z nimi tak zrelacjonował te wydarzenia: – Dzisiaj chciałem jechać pociągiem relacji Kraków Główny – Wrocław Główny, ponieważ o godzinie 15-15:30 miałem być przewodniczącym pikiety antyaborcyjnej Fundacji Pro – Prawo do życia – powiedział dr Bawer Aondo-Akaa. W związku z brakiem biletów w kasie zdecydował się kupić u konduktora. – Ja już wiele razy tak jechałem, także w czasie tej nieszczęsnej pandemii COVID-19. Np. w Warszawie i wtedy pan konduktor nie robił problemów, normalnie kupiłem bilet u niego. Dokładnie w taki sam sposób jak chciałem teraz zrobić – podkreślił w wypowiedzi dla naszego portalu. Po tym, jak dr Aondo-Akaa wsiadł do pociągu i poinformował o chęci zakupienia biletu u konduktora, odmówiono mu. Pani konduktor zażądała natychmiastowego opuszczenia przez niego pociągu. – Pani powiedziała do mojego asystenta, że proszę panu powiedzieć, że jest niebezpieczeństwo w związku z COVID-19, że jak nie wysiądę z pociągu to spotkają mnie nieprzyjemności – stwierdził. Niepełnosprawny działacz poinformował ekipę konduktorską, że nie wysiądzie. – Pani i pan konduktor mnie siłą, bez mojej zgody, naruszając moją cielesność osobistą, wyjęli z pociągu – powiedział. Po tym incydencie poszukał innego rodzaju transportu i mimo wszystko dotarł do Wrocławia. Z poszkodowanym w wyniku interwencji ekipy konduktorskiej rozmawiał już przedstawiciel PKP. – Dzwonił do mnie już pan, który zajmuje się sprawami mediów w PKP. Bardzo, bardzo mnie przeprosił. Powiedział, że będą wyciągnięte konsekwencje wewnętrznie po tej sytuacji. Powiedziałem, że być może zajmę się tą kwestią prawnie. Rozmawiałem już w tej sprawie z mecenasami z Ordo Iuris – zaznaczył.
Jeszcze inne tłumaczenia PKP Intercity zaprezentowało w komentarzu pod wpisem dr Bawera Aondo-Akaa w mediach społecznościowych. – Szanowny Panie, w pociągu IC 3512, którym chciał Pan odbyć przejazd z Krakowa do Wrocławia, był już osiągnięty limit 50 proc. miejsc do siedzenia, tym samym drużyna konduktorska nie mogła Panu sprzedać biletu. Limit ten obowiązuje zgodnie z przepisami prawa. Ponadto pociąg ten w swoim zestawieniu nie prowadzi wagonu dostosowanego do przewozu i potrzeb osób poruszających się na wózku. Naszym priorytetem jest zapewnienie bezpieczeństwa podróżnym. Za wszelkie niedogodności uprzejmie przepraszamy – napisano.
Jak podają media narodowe oświadczenie kolejowej spółki spotkało się z ripostą żony samego zainteresowanego, Grażyny Aondo-Akaa. – Nie przyszło Państwu do głowy, że człowiek na wózku nie jest przedmiotem, i nie można sobie go tak o wystawić z pociągu? Sprawnego człowieka też by obsługa wynosiła…? Jakkolwiek pociąg by nie był wypełniony, drużyna konduktorska NIE MA PRAWA naruszać nietykalności cielesnej pasażerów. Od takich działań, ewentualnie, jest policja. Tylko że jeśli w osobie na wózku nie widzi się człowieka, a nikomu niepotrzebny przedmiot, to właśnie tak się to kończy – stwierdziła.
WO
Źródło: facebook, medianarodowe.com