Fałszywe testy na Covid sieją postrach

Pozytywny wynik na koronawirusa nie oznacza, że jesteśmy zarażeni. Kolejne źródła podają, iż istnieje problem z fałszywymi wynikami. Osoby oznaczone jako zarażone w rzeczywistości są zdrowe. Nie oznacza to jednak, że nie ma problemu.
Polacy jacy przeszli koronawirusa wspominają między innymi o zmianach w płucach, nawet jeśli Covid nastąpił bez objawów. Pojawia się również informacja o problemach z gardłem. Również pojawia się brak korzystnej dla organizmu reakcji na obecne na rynku leki. Obecne w naszym kraju przypadki objęły również dzieci. Tym samym dla uzyskania całego obrazu ważne jest określenie ile testów jest wadliwych, to znaczy daje fałszywe wyniki.
Na łamach "The New York Times" redaktor Apoorva Mandviulii wskazał, że oficjalne dane z amerykańskiego odpowiednika Sanepidu, czyli Centrum dla Kontroli Chorób i Zapobiegania (CDC) pozostawiają wiele niedopowiedzeń. Epidemiolog doktor Michale Mina z Szkoły Zdrowia Publicznego Chan w wskazuje, że „brak testowania dla osób pozbawionych symptomów jest krokiem do tyłu”. Zaleca, aby testy wykonywano na zmiennej populacji ludzi. W odpowiedzi na takie podejście administracja Donalda Trumpa już teraz zamówiła sto pięćdziesiąt milionów testów błyskawicznych.
Podstawą w określeniu, czy ktoś jest zarażony koronawirusem (co nie oznacza automatycznie, że jest osobą chorą) są testy PCR. Dają one informacje, czy dana osoba ma w swoim organizmie wirusa. Zarazem jednak pojawia się tutaj ziarno niepokoju, bo owe testy również ujmują inne źródła zakażeń. Tym samym w organizmie człowieka inne wirusy mogą dać wynik pozytywny na zarażenie.
Doktor Mina wskazuje, że „używamy ich do diagnostyki klinicznej, dla zdrowia publicznego, dla podejmowania decyzji politycznych”. Jednocześnie doprecyzowuje, że „to jest nieodpowiedzialne, myślę, zrezygnowanie z tego co jest kwestią mierzenia ilości”. Wskazuje tutaj, że znaczenie ma posiłkowanie się wskaźnikiem Ct (cycle treshold). Łączy się on z rokowaniami jaki będzie przebieg choroby. Tym samym znaczenie ma określenie w bardziej złożonej odpowiedzi o status chorego. Przykładowo w oparciu o dane z Chin łączą związek tego wskaźnika z ciężkością choroby. Dane te jednak są podzielone, bo również w szeregu badań brakowało związku. Tym samym w praktyce klinicznej mowa tutaj bardziej o prawdopodobieństwie niż o jednoznaczności. Dane profesora Carla Heneghana z Uniwersytetu Oksfordzkiego zanalizowane przy udziale badacza również z tej uczelni Toma Jeffersona wskazują na związek Ct u siedemdziesięciu sześciu procent chorych.
Znamienne, że wedle "The New York Times" do dziewięćdziesięciu procent osób zdiagnozowanych pozytywnie na koronawirusa nie ma w swoim organizmie żadnego wirusa. Powołują się przy tym na dane z Massachusettes, Nowego Jorku oraz Newady. Tym samym konieczność izolacji na ponad czterdzieści pięć tysięcy osób ma wedle tych ustaleń tylko cztery i pół tysiąca osób.
Wirolog Juliet Morrison z Uniwersytetu Kalifornijskiego wskazuje, że trzydzieści pięć testów jest zbyt wrażliwych i dają fałszywe wyniki obecności koronawirusa. Efektem tego jest, że uzyskanie pozytywnego wyniku wymaga przebadania na jedną osobę zarażoną od stu do tysiąca osób. Wskaźnik Ct oznacza w ramach badań ile jest potrzebnych cykli do ustalenia reakcji. Brak Ct oznacza, że nie ma żadnego wirusa. Wskaźnik na poziomie piętnaście jest uznawany za wysoki. Amerykański CDC wskazuje, że jest ciężko o wykrycie jakiegoś wirusa powyżej trzydziestu trzech cykli.
Przykładowo Centrum Wadswortha jakie wykonuje badania dla Nowego Jorku w czerwcu dopiero przy czterdziestym znalazło osiemset siedemdziesięciu dwóch zakażonych. Przyjęcie wskaźnika na wysokość trzydzieści pięć oznacza, że nie ma w ogóle mowy o zarażeniu. Oznacza to usunięcie z grona zarażonych czterdzieści trzy procent osób. Przy ustaleniu limitu na trzydzieści cykli w Ct mowa już o wyłączeniu sześćdziesięciu trzech procent osób określonych jako chore na Covid-19. W przypadku Massachusetts od osiemdziesięciu pięciu do dziewięćdziesięciu procent osób wyłączono z grona chorych wskutek przyjęcia wskaźnika na trzydzieści cykli.
Doktor Mina jako rozwiązanie proponuje ponowny test sześć lub piętnaście godzin później. Wyniki skomentował doktor Ashisha Jha, dyrektor Globalnego Instytutu Zdrowia Harvard: „to rzeczywiście zmienia sposób w jaki myślimy o testowaniu”.
Jacek Skrzypacz
Źródło: prawy.pl