Proboszczowi z Małopolski grozi 30 tys. kary za złamanie obostrzeń

W niedzielę palmową w kościele św. Stanisława w Sromowcach Wyżnych we Mszy świętej wzięło udział ok. 50 osób. Kiedy postronna osoba złożyła donos na miejsce przyjechała policja.
Policjanci poczekali na koniec Mszy i pouczyli proboszcza, że złamał obowiązujące przepisy. Odstąpili jednak od ukarania go mandatem, bo jak sami mówili, mogli dać tylko 500-złotową karę. Zamiast tego złożyli skargę do sanepidu, który może nałożyć nawet do 30 tys. złotych kary.
Tak się zapewne stanie, bo dyrektorka lokalnego sanepidu podkreśliła, że "kościół też podlega prawu i powinien się podporządkować".
Jest to wynik bardzo spolegliwej postawy biskupów wobec zarządzeń władz. Zmusza to księży do tego, żeby liczyć skrupulatnie wiernych i nie wpuszczać do kościoła "nadliczbowych", których jest większość. Prowadzi to jednak do rozczarowania wiernych Kościołem, którzy często chwilę wcześniej jechali autobusem, w którym, zgodnie z prawem, było np. kilkanaście osób. W wielu zakładach pracy, na ulicach, w sklepach jest po kilkanaście osób, a nawet w olbrzymich kościołach może być tylko po kilka. Jest to absurd, który uderza w wiernych i to w najważniejszym dla nich czasie Świąt Wielkanocnych.
Źródło: Radio Zet