Trump dozbraja broń atomową USA

Dla świata środa piątego lutego 2020 upłynęła pod znakiem zapytania, czy nie rozpoczyna się kolejna zimna wojna. Za prezydenta Donalda Trumpa armia włącza do swojego uzbrojenia nową głowicę jądrową. Pentagon oficjalnie potwierdził, że znalazła się ona na amerykańskiej łodzi podwodnej.
Chociaż scenariusze ataku jądrowego odeszły z pierwszych stron gazet dalej armia Stanów Zjednoczonych szkoli ludzi w tym zakresie. Głównym trzonem uderzeniowym są okręty podwodne klasy Ohio. Umożliwiają one przenoszenie głowic jądrowych. Jeden z testów gotowości jaki został uwieczniony i podany do publicznej wiadomości miał miejsce 26 marca 2018 roku. Wtedy wystrzelono nieuzbrojoną rakietę Trident II D5 u wybrzeży Kaliforni. Pracujący na okrętach marynarze są selekcjonowani pod kątem odporności na stres. Trafiają oni do narodowych laboratoriów zajmujących się między innymi rozwojem uzbrojenia.
Federacja Amerykańskich Naukowców (FAS) poinformowała już 29 stycznia 2020 roku, że pojawił się nowy wariant W76-2, głowicy jaka jest używana w pociskach balistycznych Trident. Obok łodzi podwodnych mają one również zastosowanie w systemach pomocniczych. Stanowią one jednak głównie układ określany przez armię jako SLBM, czyli pocisk balistyczny odpalany z łodzi podwodnej. Każdy okręt klasy Ohio posiada ich dwadzieścia w swoim arsenale. Znajdują się one również na brytyjskich okrętach podwodnych klasy Vanguard. Sama rakieta składa się z trzech członów. Posiada napęd na paliwo stałe. Posiada bezwładnościowy układ kierowania. Umożliwia atakowanie celów oddalonych o około siedem i pół tysiąca kilometrów. Przy czym zabiera z sobą nie jedną, a wiele różnych głowic W76-Mk4, lub wersji mark 4a, ewentualnie W88-Mk5. Jest wystrzeliwana za pomocą różnicy w ciśnieniu gazów w tubie. Po opuszczeniu linii wody przechodzi do fazy lotu dzielącej się na trzy etapy.
Początkowo Trident II SWS miał służyć armii Stanów Zjednoczonych dwadzieścia pięć lat, ale dalej sprawuje się i zbiera dobre oceny od wojskowych analityków. Marynarka wojenna USA nową wersję oznaczoną jako Trident II D5 otrzymała w 2017 roku. Obok okrętów klasy Ohio i Vanguard znalazły się również na typie Columbia i Dreadnought, także okrętach podwodnych. Rakiety są uznawane za filar jądrowych sił uderzeniowych Stanów Zjednoczonych. Stanowią ewolucję z szeregu konstrukcji od 1956 znanych jako: Polaris, Poseidon i ostatnia - Trident.
Pociski produkuje Lockheed Missiles and Spaces Co z Sunnyvale w Kaliforni od 1990 roku. Jedna rakieta kosztuje trzydzieści milionów dziewięćset tysięcy dolarów. Ma prawie trzynaście i pół metra długości, ponad dwa metry szerokości. Waży pięćdziesiąt osiem i pół tony. Brytyjczycy przenoszą ich na łodziach podwodnych klasy Vanguard szesnaście. Należą one do pocisków balistycznych przeznaczonych do tak zwanego „zmiatania przeciwnika pod dywan”. Głowica MIRV pozwala, aby jeden pocisk atakował jednocześnie kilka celów. Rozpada się bowiem i jej elementy samodzielnie podążają do celu.
Najnowsza generacja Trident trafiła do bazy marynargi w stanie Georgia u schyłku 2019 roku. Przy czym Pentagon wychodzi z założenia, że „ani nie potwierdza ani nie zaprzecza” obecności broni atomowej. Sytujację zmienił dopiero podsekretarz obrony John Rood. Oficjalnie potwierdził, że marynarka jest wyposażona w nową wersję jądrowych pocisków balistycznych, bo Stany Zjednoczone: „demonstrują potencjalnym przeciwnikom, że nie ma przewagi w ograniczaniu rozmieszczania broni jądrowej ponieważ Stany Zjednoczone mają zdlność i zdecydowana odpowiedź na jakikolwiek scenariusz zagrożeń”.
W porównaniu do głowic zrzuconych na Nagasaki podczas drugiej wojny światowej ładunek jest mniejszy. Amerykanie obawiają się, że Rosja może w przypadku konfliktu użyć małych ładunków jądrowych w celu zablokowania zaangażowania Stanów Zjednoczonych w działania wojskowe. Wprowadzenie nowej głowicy jest zabawą z przepisami odnośnie uzbrojenia, bo wedle oficjeli z Pentagonu nowa broń nie zalicza się do strategicznych. Wskazanie jednak, że uderzenie jądrowe nie ma znaczenia, bo użyto mniejszego ładunku budzi tutaj wątpliwości. Scenariusz użycia nie jest do końca określony, bo Rosja opracowała skuteczniejszy wariant z tak zwanym „Ojcem wszystkich bomb”. Niszczy wszystko w promieniu trzystu metrów i nie powoduje skażenia radioaktywnego. Zarazem użycie ładunku termobarycznego pozwala na docieranie do żołnierzy ukrytych w budynkach, bunkrach, czy za szańcami obronnymi.
Jacek Skrzypacz
Źródło: Jacek Skrzypacz