„Irlandczyk” czyli stare, mocne kino gangsterskie

0
0
/

Mamy nowe zjawisko w kinematografii. Netfix jest producentem filmu, które oglądamy w kilku kopiach w dużym mieście i udostępnionych w małych studyjnych kinach. Ale warto było.

Martina Scorsese nie zawiódł swoich widzów, snując znane i powielane po wielokroć amerykańsko-etniczne, gangsterskie historie w kolejnych konfiguracjach. Wchodzimy  świat Ameryki, której już nie ma. Etnicznych dzielnic, zamieszkanych przez katolików z Irlandii, Włoch i Polski, i oczywiście Żydów. Dzielnice, które wydawały z siebie związki zawodowe, żywe życie religijne i społeczne, oraz gangsterów ("Chłopcy z ferajny"). Społeczności będące w brutalnej walce o szczęście na ziemie z dominującymi w polityce i gospodarce WASP-ów. Ameryka lat 40-60 z przenikającym się networku bossów gangsterów, bonzów związkowych jak Jimmy Hoffa i polityków rodziny Kennedy. Scorsese skoncentrował się na mafii włoskiej, tu pomijając silne mafie żydowskie ("Kasyno"), ale nie obyło się bez etnicznych przekleństw typu "fuke Jews" i innych etnicznych fobii. Scorsese, niedoszły ksiądz katolicki nie byłby sobą, aby nie powiedział, że wszystko i tak kończy w konfesjonale.

 

W rolach głównych wielcy: Robert De Niro, Al Pacino, Joe Pesci. Ci pierwsi dwaj po raz trzeci w silnym, męskim graniu. Dialogi i aktorstwo na najwyższym poziomie. A kto kogo zabił? Nie powiem. Powiem, że Frank „Irlandczyk” Sheeran i Jimmy Hoffa istnieli naprawdę.

 

Piotr Błaszkowski

 

Źródło: Piotr Błaszkowski

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną