Tere fere kuku, strzela Rabiej z łuku

Pojawiła się nadzieja, że wieloletnie zabiegi patriotów zostaną uwieńczone sukcesem, i że stulecie Bitwy Warszawskiej zostanie uczczone jak na to zasłużyła. Po wyrzekaniach przeciwników (znowu jakiś pomnik…) Rada Warszawy podjęła wreszcie decyzję o budowie Łuku Triumfalnego. Choć nie na Wiśle, a Placu na Rozdrożu.
To ze wszech miar słuszne postanowienie wywołało istną burzę. Cóż, tego akurat można się było spodziewać. Nawet bez zdolności do jasnowidzenia dawało się przewidzieć, komu upamiętnianie takie się nie spodoba i jakie padną tu argumenty. Na czele z tym niejako dyżurnym, dowodzącym, iż miasto ma większe potrzeby, niż wznoszenia jakichś tam łuków.
Głos w tej sprawie zabrał wiceprezydent stolicy Paweł Rabiej, znany z walki o specjalne prawa dla homoseksualistów, których część w postaci tzw. karty LGBT Warszawa już wprowadziła.
„ Pomysł łuku triumfalnego, zbudowanego jeszcze na środku Wisły, niestety kojarzy mi się, a dużo jeżdżę po świecie, z republikami postsowieckimi niż z nowoczesnym krajem…”
Hm, coś się tu nie klei. Po jakimże to świecie krąży imć wiceprezydent, że nie dostrzega rzeczy oczywistych? W domyśle: musiały to być wyłącznie kraje postsowieckie, bo gdyby szło o te inne, np. zachodnioeuropejskie, z pewnością dostrzegłby wręcz rzucające się w oczy ich pomniki i pamiątki historii. Choćby ów sławny Łuk Triumfalny w Paryżu. Łuki podobne, zwane rzymskimi wznoszono dla upamiętnienia przełomowych wydarzeń: zwycięstwa na polu bitwy, wyzwolenia spod jarzma obcych, triumfu nad wrogiem. Miejsca te były i nadal są centrum różnych państwowych uroczystości, traktuje się je poważnie, z należnym szacunkiem i pietyzmem. Żeby tę niewiedzę pana wice uzupełnić, bo na naukę nigdy nie za późno, dodajmy, iż takie łuki triumfalne ma, poza stolicą Francji, również Londyn, Bruksela, Lizbona, Mediolan. I jakoś nikt tam nie wrzeszczy, nie rozdziera szat nad tym czy powinny, czy nie powinny istnieć.
Ale imć pan wiceprezydent postanowił sobie z warszawskiego łuku trochę postrzelać do inaczej niż on myślących. Okazja jak znalazł. Widać każda dobra. Wprawdzie utyskuje z niby troską, że rząd nieco późno przypomniał sobie o stuleciu Bitwy Warszawskiej, ale umknęło mu ( udaje? ), że pewne decyzje tyczące miasta należą do jego gospodarzy. Każda próba, a takie były, wejścia w kompetencje samorządu natyka się na ogrom oburzenia. Przypomnijmy tu choćby sprawę zagospodarowania Placu Piłsudskiego.
Pomruki o kosztach tego przedsięwzięcia są mało poważne, jeśli zerkniemy choćby przelotnie na ekstrawagancje wydatkowe władz stolicy, obecnych i poprzednich. Tu w oczy rzuca się przykład tzw. strefy relaksu na Placu Bankowym. Na budowę tej prowizorki z poskładanych do kupy drewnianych paneli, którą zresztą przed jesienią rozebrano, troskliwy Ratusz wyrzucił niemalże milion zł. A kasa ta bardzo by się przydała chociażby ubogiemu schronisku dla zwierząt Na Paluchu, dotację dla którego właśnie władze Warszawy obcięły, bo „piniendzy nie ma”. Równie lekką rączką, jak na strefę relaksu wyrzucano miejski grosz na wzniesienie, a potem remonty tyleż sławetnej, co skrajnie kiczowatej plastikowej tęczy na Placu Zbawiciela, akurat przed istniejącym tu kościołem. Ktoś powie, że kościół to przypadek, nie zaś celowy zamysł. Cóż, można i tak. Głupi uwierzy. A co z funduszami na tzw. tramwaj równości? Przecież nie zakładano, że powstanie za friko, ze składek zachwyconych takim wyróżnieniem gejów.
Wróćmy jeszcze do utyskiwań pana Rabieja na rząd, który tak późno sobie o rocznicy 1920 roku przypomniał. Tu miałby wiele do powiedzenia pomysłodawca i gorący wojownik o pamięć Bitwy, pan Jan Pietrzak. Do ilu drzwi – w trakcie rządów PO - w tej sprawie pukał, ile butów schodził, ażeby ktoś łaskawie pochylił się nad sprawą, wiele najlepiej. Niestety, bez rezultatu. Tych daremnych zabiegów zresztą nie ukrywał, więc i pan Rabiej musiał o nich usłyszeć. Ale on woli sobie postrzelać z łuku. Takie tere fere kuku…
Zuzanna Śliwa
Źródło: Zuzanna Śliwa