Wizyta duszpasterska

0
0
/ CC0 Creative Commons/Pixabay

Wizyta duszpasterska Zwykle po świętach Bożego Narodzenia rozpoczynają się wizyty duszpasterskie. W Warszawie zwyczaj ten obejmuje także okres adwentu. Miasto się rozrasta, przybywa nowych mieszkańców i księża nie mogą zdążyć z odwiedzinami. Pewnego roku ksiądz nawiedził mnie dopiero w Wielkim Poście. Teraz, aby tego uniknąć odwiedza nas w adwencie.

Jestem osobą wierzącą i praktykującą, ale wizyta duszpasterska zawsze przysparza mi pewien kłopot. Atmosfera wokół tej wizyty nie należy do najluźniejszych. Ksiądz, który przychodzi z kolędą, jest spięty, tak samo jak ja. Po krótkiej modlitwie i poświęceniu pokoju zapada cisza, przerwana zdawkowymi pytaniami, co słychać. Okazuje się, że już za chwilę nie ma o czym mówić. Jakiekolwiek pytania natury teologicznej są zbywane. Jedno jest niezmienne – ksiądz nigdy nie dopomina się o kopertę. Kiedyś zapomniałam mu ją podać i wyszedł bez niczego. Dogoniłam go dopiero na schodach i przekazałam mu datek.

W okresie transformacji ustrojowej, po stanie wojennym, gdy byłam bez pracy, ksiądz nie chciał ode mnie przyjąć żadnych pieniędzy. Chcę podkreślić, że moja parafia nie odznacza się zbytnią empatią. Dlatego dziwią mnie ubolewania internautów, od których księża podczas wizyty duszpasterskiej wymuszają pieniądze. Nie wiem gdzie tak jest, bo nikt z mojej rodziny, przyjaciół i znajomych nie spotkał się z taką sytuacją. Widocznie „Gazeta Wyborcza”, która o tym pisze, ma patent na takich księży wymuszaczy. W jednym z listów do tejże redakcji czytamy „Moja koleżanka kiedyś włożyła kartkę z napisem „Nie jesteś tu mile widziany”, bo jej ksiądz rok w rok otwierał przy rodzinie kopertę i zapisywał w zeszycie, ile rodzina dała. Nigdy więcej już nie przyszedł”.

Tak samo nie spotkałam się z chęcią wdzierania się księdza do domu. Kiedyś przed taką wizytą chodziły dwie osoby świeckie i pytały się mieszkańców, kto chce przyjąć księdza. Nigdy nie było żadnej inwigilacji. Teraz wiadomość o wizycie księdza wisi na tablicy ogłoszeń i żaden ksiądz nigdy nie wdziera się do czyjegoś mieszkania bez zgody jego mieszkańców. Chodzi tam, gdzie każdego roku był przyjmowany. Do drzwi sobie nieznanych nie puka. Na moim piętrze mieszka małżeństwo syryjskich chrześcijan i dopiero ja musiałam prosić księdza, aby ich odwiedził. Myślał, że nadal w tym mieszkaniu przebywają ludzie, którzy dotąd byli niezainteresowani taką wizytą. I tak jest w każdej znanej mi parafii: na Ursynowie, Chomiczówce, os. Lazurowa. Zero nachalstwa i nieposzanowania czyjejś woli.

I znów odwołam się do zniesmaczonych wizytą księdza czytelników „Gazety Wyborczej”, którzy niczym w czasach konspiracji kryją się w dniu odwiedzin księdza. Biedacy muszą siedzieć przy zgaszonym świetle cały wieczór, w głębokim milczeniu, wszystko po to, aby do ich drzwi nie załomotał nachalny ksiądz. Sytuacje jak z filmu grozy, niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Ksiądz to nie dzikie zwierzę, które zaatakuje, gdy nie otworzy mu się drzwi. Wystarczy grzecznie powiedzieć, że nie życzymy sobie wizyty duszpasterskiej i sprawa będzie załatwiona.

Sama mam wiele zastrzeżeń do kleru, ale nie można im przypisywać spraw, które nie mają miejsca i są sztucznie kreowane przez lewactwo „GW”. Nikt na siłę nie będzie wdzierał się do mieszkania, aby się pomodlić, nikt na siłę nie będzie nas nawracał. Jest całkowita wolność wyboru. Z jednym zastrzeżeniem. Gdy będziemy potrzebować zaświadczenia z kancelarii parafialnej, aby dostać zgodę na pochówek z mszą św. w innym miejscu niż nasze zameldowanie, nie dziwmy się, że ksiądz może nam odmówić, twierdząc iż nikogo o takim nazwisku nie ma w jego parafii. Podobnie jest wtedy, gdy mamy zostać rodzicem chrzestnym, a my już dawno wypisaliśmy się z Kościoła katolickiego. Nie rozumiemy konsekwencji swojego czynu i wypisujemy absurdalne listy do postępowych redakcji, skarżąc się na bezduszność i złośliwość księdza. ‘Poszłam do kancelarii parafialnej – czytamy – po wystawienie zaświadczenia dla chrzestnego i nie dostałam tego świstka! Traumatyczne przeżycie. Z Kościołem nie mam wiele wspólnego, a od wielu lat to już zupełnie nic. Nie chodzę na msze, księdza po kolędzie nie przyjmujemy, zero mojego i rodziny zaangażowania. Ja w tym momencie czuję się ofiarą, jestem przez nich prześladowana”. Chrzest droga pani to nie obyczaj pokropienia wodą główki dziecka, to najważniejszy sakrament. Dlatego rodzice chrzestni nie mogą być ludźmi niewierzącymi. Każdy zdrowo myślący człowiek to wie. I gdy się podjęło decyzję wystąpienia z Kościoła, to nie można mieć pretensji, że Kościół teraz do takiego człowieka się nie przyznaje.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną