Czy chavizm przetrwa Chaveza?

0
0
0
/

Potężne protesty wstrząsają Wenezuelą. Kwestionują dziedzictwo Hugo Chaveza niemal rok po jego śmierci.

 

Sygnalizowanymi przez protestujących powodami był obniżający się standard życia spowodowany głównie brakami podstawowych towarów, gargantuiczna przestępczość w stołecznym Caracas i arogancja władzy. Biorąc pod uwagę, że fundamentami polityki zmarłego lidera było właśnie szeroko rozumiane bezpieczeństwo – także socjalne – szerokich mas społecznych oraz włączanie ich w proces polityczny często poprzez niesformalizowane mechanizmy komunikacji i deliberacji zachodzące bezpośrednio między społeczeństwem a charyzmatycznym liderem, wydarzenia obecną biją właśnie w te fundamenty.


I choć podkreślić trzeba, że Chavez spełniając kolejne obietnice rewolucji boliwariańskiej przez lata swoich rządów realnie cieszył się poparciem większości obywateli, których wolę w ostatecznym rozrachunku respektował to jednocześnie nie robił wiele by tonizować napięcia w mniejszościowych warstwach społecznych i kręgach politycznych trwających w zaciętym oporze przeciw jego rządom. Gdy zabrakło jego charyzmy i autorytetu a następcy przestali radzić sobie z nawarstwiającymi się problemami opozycja ruszyła, zdolna zmobilizować tłumy.


Protesty


Protesty rozpoczęły się z początkiem bieżącego miesiąca od wystąpień studenckich gromadzących do kilku tysięcy uczestników. Warto zaznaczyć, że początkowo studenci odcinali się od haseł politycznych opozycji, nie żądali żadnych personalnych zmian we władzach kraju, wysuwając głównie postulaty o charakterze socjalnym. Z czasem jednak do protestów zaczęli przyłączać się liderzy politycznej opozycji, co było o tyle łatwiejsze, że nowy prezydent Nicolas Maduro nie potrafił lub nie chciał zainicjować jakiegokolwiek dialogu.


W święto narodowe Wenezueli 12 lutego na ulice stolicy wyszło kilkadziesiąt tysięcy krytyków władz. Szybko naprzeciw nich zebrała się niewiele mniejsza liczba ich zwolenników co sprawił, iż między obiema demonstracjami zaczęło dochodzić do rękoczynów. Aby uspokoić sytuację władze wysłały w tłum funkcjonariuszy specjalnej policji na motorach, która miast spacyfikować sytuację, w ogólnym chaosie starcia wszystkich ze wszystkimi tylko rozjuszyła tłum, w krytycznych momentach sięgając po broń palną. Zginęły 3 osoby, kilkadziesiąt zostało rannych.


Zdetonowało to protesty, które trwają po dzień dzisiejszy. Tym bardziej, że związane z opozycją media prywatne robią co mogą by podgrzać atmosferę, manipulując czy wręcz kłamiąc. Internauci wychwycili chociażby jak w ich relacjach wplatano zdjęcia z tłumienia demonstracji w Egipcie czy Tunezji. Dla odmiany media państwowe o protestach nie wspominały przez długi czas niemal w ogóle. Znakomicie odzwierciedla to stan gdy środki masowego przekazu są takimi samymi uczestnikami politycznej walki jak grupy polityczne czy społeczne co zachodzi w Wenezueli od początku ery Chaveza. Problemem władz jest, że telewizja publiczna oglądana jest obecnie przez zaledwie przez 10% obywateli przyzwyczajonych do szukania rozrywki w mediach komercyjnych.


W zeszłym tygodniu wojskowi aresztowali jednego z czołowych opozycjonistów ekonomistę Leopoldo Lopeza. Choć ambasador Wenezueli w Madrycie Mario Isea twierdził w poprzedni czwartek na konferencji prasowej w stolicy Hiszpanii, że „Lopez nie został zatrzymany z powodu swych poglądów, lecz dlatego, że wzywał demonstrantów do stosowania przemocy” to był to kolejny z kroków jeszcze bardziej podgrzewających nastroje.


W zeszły weekend na ulicę znów masowo wylegli przeciwnicy władz, szybko przystępując do ataków na siły porządkowe, ale także niszczenia mienia i rabunków. Reakcja policji kosztowała życie 13 ofiar. Liczba rannych przekroczyła już 150 osób. Od wtorku tłumy w centrum stolicy całkowicie sparaliżowały komunikację miejską (wczoraj zawieszono kursy niektórych autobusów), gdzieniegdzie rozpoczęto wznosić z opon i śmieci niezbyt imponujących rozmiarów barykady. Jeszcze zeszłym tygodniu wystąpienia rozlały się poza stolicę.


El Caracazo


Komentując te wydarzenia pamiętać należy, że wenezuelska polityka co najmniej od ćwierćwiecza obfituje w radykalne epizody. Gdy w latach 80 gospodarkę tego kraju dotknął ostry kryzys wybrany w 1989 prezydent Carlos Andres Perez postanowił sięgnąć po kredyty Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W zamian za nie musiał oczywiście wcielać w życie wytyczne narzucanego przez MFW programu neoliberalnego.


Gdy ceny paliwa poszybowały o 100% a za nimi ceny podstawowych produktów w wenezuelskiej stolicy Caracas doszło do zamieszek przy których bledną obecne demosntracje. W nocy z 27 na 28 kwietnia 1989 r. wojsko na rozkaz Pereza przeprowadziło pacyfikację, która pociągnęła za sobą 455 ofiar śmiertelnych. Do bilansu trzeba dopisać ponad 700 zaginionych, z których większość nigdy już się nie odnalazła. Było to tak zwane „El Caracazo”


Opór wobec ówczesnych władz próbowały kontynuować związki zawodowe, które ogłosiły kraj generalny. Najbardziej radykalnym posunięciem okazała się jednak próba zamachu stanu przez grupę wojskowych 4 lutego 1992 r. Jednym z jej liderów był oficer jednostki spadochroniarzy Hugo Chavez animujący od 1983 r. tajne ugrupowanie Boliwariańska Armia Rewolucyjna-200. Zamach spotkał się ze sprzeciwem większości armii i skończył się klapą a deklarujący przed kamerami wzięcie „pełnej odpowiedzialności” Chavez trafił do więzienia w którym będzie siedział do 1994 r.


Po ułaskawieniu wyjściu od razu rzucił się w wir działalności politycznej stając się bezlitosnym krytykiem establishmentu politycznego, wielkiego biznesu i liberalnej polityki gospodarczej kontynuowanej przez ówczesnego prezydenta Calderę. Podróżował po kraju spotykając się z ludźmi, wygłaszając płomienne przemówienia ale także po całej Ameryce Łacińskiej. W 1997 r. założył własną partię polityczną Ruch V Republiki i w 1998 r. wygrał wybory prezydenckie - Chávez zdobył 56,20% głosów, drugi był Salas Römer – wielki biznesmen i reprezentant plutokratycznych elit z wynikiem 39,97%


Rewolucja boliwariańska i jej wrogowie


Początkowo Chevez nie konkretyzował swoich ideologicznych zapatrywań zależało mu natomiast aby być postrzeganym jako reprezentant biednej i do tej pory marginalizowanej części społeczeństwa. W 1989 r. Wenezuela była państwem o największym rozwarstwieniu społecznym na kontynencie – 1% ludności żyło w bogactwie, 35% we względnym bezpieczeństwie socjalnym, 44% w biedzie zaś 20% w „skrajnym ubóstwie”.


Już w 1999 nowy prezydent dokonał radykalnych zmian w konstytucji co zostało zaakceptowane w referendum z poparciem 72% głosujących zaś w 2000 za zgodą parlamentu zaczął rządzić dekretami z mocą ustawy. Chavez ustanowił „powszechne prawo do edukacji, mieszkań, opieki zdrowotnej i żywności”


Jego względną jeszcze wówczas pozycję sygnalizował fakt, że niemal cały rok 2002 strawił na przejmowanie kontroli nad formalnie państwowym koncernem naftowym PDVSA, który obsiedli zwolennicy dawnych porządków. W tymże w kwietniu 2002 miało miejsce skierowany przeciw Chavezowi zamach stanu. Grupa wojskowych zamknęła go 12 kwietnia w pałacu prezydenckim, ogłosiła że zgodził się ustąpić ze stanowiska i powołała na to stanowisko nową osobę. Wszystko skończyło się po niecałych 48 godzinach gdy wyległy na ulice Caracas wielki tłum mieszkańców stolicy uwolnił Chaveza po czym zamachowcy rozpierzchli się. Dziś wiadomo, że zamach był przeprowadzony przy współpracy CIA. Trzeba zaznaczyć, że wybitnie aktywną rolę w zamachu odgrywały także prywatne media, które przejęły na siebie rolę tub propagandowych puczu. Za to zresztą utracą potem koncesję na nadawanie naziemne, choć do tej pory są powszechnie dostępne w telewizji kablowej.


Nieudany zamach był przełomem. Chavez zradykalizował swoją politykę przeprowadzając wywłaszczenia latyfundiów, uwłaszczenie mieszkańców slumsów. W 2003 roku rozpoczął program tak zwanych „misji socjalnych” dzięki którym większa część biedoty miejskiej została objęta darmową opieką medyczną, edukacją, zasiłkami dla bezrobotnych, dotowaną żywnością czy możliwością uzyskania stypendiów socjalnych na uczelniach wyższych. Wdrożono także program wsparcia dla społeczności tubylczych mający za zadanie ochronę ich dziedzictwa kulturowego. Łącznie uruchomiono 12 takich programów. Dochód najbiedniejszych warstw społecznych miał w samych tylko latach 2003-2006 wzrosnąć o około 150%.


Opozycja usiłowała skonsolidować się na bazie akcji impeachmentu prezydenta, który jest w Wenezueli możliwy po rozpisaniu referendum na wniosek petycji 20% uprawnionych do głosowania. Po pierwszej takiej akcji, władze unieważniły zebrane 3 miliony podpisów, twierdząc że duża część z nich została sfałszowana. Do referendum doszło ostatecznie w 2004 r. – przy niebotycznej jak na warunki wenezuelskie frekwencji 70% tylko 40% zagłosował za odwołaniem Chaveza.


Umacniając swoją pozycję po przejęciu parlamentu przez założoną przez niego Zjednoczoną Partię Socjalistyczną Wenezueli, co stało się w skutek bojkotu wyborów ze strony opozycji, Chavez postanowił jeszcze bardziej rozszerzyć swoje kompetencje co poddał pod powszechne głosowanie w 2007 r. Przegrał o 1%. Wynik uszanował. Natomiast w 2009 r. wygrał referendum, które zniosło limit kadencji głowy państwa. Wygrana nie była jednak zbyt przekonująca – za głosowało około 55% wyborców.


Chavez po raz kolejny odniósł zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2012 r., uzyskując 55% głosów poparcia, podczas gdy Capriles Radonski zdobył 44% głosów, był bodajże pierwszym kandydatem opozycji który natychmiast zaakceptował wynik i nie mobilizował zwolenników do wystąpień ulicznych pod hasłem ich sfałszowania. Legitymacja Chaveza była tym silniejsza, że frekwencja w tych wyborach sięgnęła 80%!


10 października 2012 Chavez mianował Nicolasa Maduro na stanowisko wiceprezydenta Wenezueli. Rozpatrywał go już wtedy jako ewentualnego następcę (potem udzieli mu słownego namaszczenia), gdyż wiedział że jest chory na nowotwór. Walkę z rakiem przegrał pół roku później 5 marca 2013 r.


Bilans


Po zamachu z 2002 r. Chavez pchnął politykę zagraniczną na nowe tory. Obwieszczając, że problemy państw latynoskich biorą się z działań międzynarodowych instytucji finansowych a przede wszystkim USA, zaczął ostro występować przeciw nim i organizować regionalne ugrupowanie państw mające dawać im odpór. Prezydenta Busha juniora określił jako „diabła” w słynnym już przemówieniu w Organizacji Narodów Zjednoczonych w 2005 r.


Chavez wycofał swego czasu swój kraj z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. Następnie ogłosił utworzenie regionalnego Banku Południa. W 2004 roku utworzył własną organizację międzynarodową – ALBA (Sojusz Boliwariański) która miała stać się strefą uprzywilejowanych relacji gospodarczych w regionie. Do 2013 r. objęła ona 9 państw Ameryki Południowej i Środkowej, w tym Kubę, przy czym w praktyce to Wenezuela była jej płatnikiem netto. Jest to zresztą jednym z głównych zarzutów opozycji.


Chavez wywołał nową koniunkturę polityczną w regionie – na fali jego sukcesów do władzy zaczęli dochodzić podobni mu liderzy – Daniel Ortega w Nikaragui, Rafael Correa w Ekwadorze czy Evo Morales w Boliwii. W praktyce polityka Chaveza była jedną z głównych blokad dla zamierzeń Waszyngtonu stworzenia strefy wolnego handlu obu Ameryk.


Chavez zmienił region i kraj. Jego politykę ekonomiczną można określić jako politykę „trzeciej drogi” jednak stopniowo wzrastał interwencjonizm i etatyzm. W latach 2002-2011 stopa ubóstwa w Wenezueli według ONZ spadła z 49% do 30%. Wskaźnik analfabetyzmu do z 9% do 4%. Wyraźniej niż w innych krajach wzrosły takie wskaźniki socjalne jak dostęp do infrastruktury sanitarnej, do usług telekomunikacyjnych, liczba lekarzy i nauczycieli na 1000 mieszkańców. Wzrosło spożycie kalorii per capita - od 2003 do 2012 r. roku odnotowano wzrost konsumpcji wynoszący 94,8%, bo też po reformie rolnej znacznie wzrosła produkcja żywności. Bardzo wyraźnie spadł wskaźnik rozwarstwienia społecznego według współczynnika Giniego z prawie 0,5 w 1998 do 0,39 w 2011 roku. W tym sensie Wenezuela wykonała prawdziwy cywilizacyjny skok.


Jednak nowy model gospodarczy zrodził też problemy z którymi dziś musi zmagać się następca Chaveza.


Kryzys


Inflacja w zeszłym roku wyniosła 56%. W związku z tym, że wiele produktów jest sprzedawanych po odgórnie regulowanych przez państwo cenach, towary po prostu przestały pojawiać się na półkach. Wydobycie w sektorze naftowym spadło o 12%. Wenezuela ma szóste co do wielkości na świecie rozpoznane rezerwy „lekkiej” ropy naftowej szczególnie udatnej dla rafinacji na potrzeby przemysłu paliwowego oraz największe na świecie rezerwy „ciężkiej” ropy i bitumenu. Ponadto, posiada bogate zasoby gazu ziemnego, żelaza, niklu, węgla, boksytów, fosfatów, cynku, a także miedzi, złota i diamentów. Dlatego też gospodarka kraju jest w znacznym stopniu uzależniona od wahań cen surowców na światowych rynkach oraz efektywności przemysłu wydobywczego.


Chavez trafił w najlepszy czas na początku jego rządów, pod koniec 1998 r. baryłka ropy kosztował około 12 dolarów. W 2003 r. gdy rozpoczynał swoje socjalne „misje” było to już 35 dolarów, z początkiem 2006 – niemal 70 dolarów a gdy żegnał się z tym światem cena oscylowała wokół 115 dolarów. Trzeba jednak przyznać, że starał się on restrukturyzować gospodarkę – w połowie ubiegłej dekady po raz pierwszy od długiego czasu wpływy z podatków przewyższyły budżetowy dochód Wenezueli ze sprzedanej ropy.


Od zeszłego roku następowało znaczne zmniejszenie rezerw walutowych w twardej walucie. Sztywny kurs wymiany niewiele pomógł. Przedsiębiorstwa państwowe musiały zawiesić import środków produkcji, co znów odbiło się na efektywności kluczowych gałęzi przemysłu. Wskutek polityki sztywnych cen z półek zaczęły znikać towary. W połączeniu z dużych rozmiarów korupcją i przestępczością stało się to bezpośrednim detonatorem niepokojów społecznych.


Nie powinny być one dla władz aż taką niespodzianką bo jak wskazuje krótki rys historyczny w kraju zawsze były grupy społeczne niezadowolone z nowego ładu. Chavez dzięki swojej charyzmie, bezpośredniej lub pośredniej komunikacji z masami zawsze był w stanie zmobilizować poparcie w kolejnych trudnych momentach, z jakimi od czasu do czasu zmaga się każdy rząd, szczególnie w Ameryce Południowej.


Prezydent Maduro oderwał się od swojej społecznej bazy co zresztą potwierdzają jego pierwsze reakcję na protesty. Zreflektował się i w poniedziałek przyznał, że w niektórych przypadkach służby porządkowe mogły reagować zbyt brutalnie a winni tych nadużyć zostaną osądzeni zgodnie z prawem. 21 lutego wzywał do „zapoczątkowania dialogu”. Pytanie jest jeszcze w stanie nawiązać dialog, w sytuacji gdy demonstranci wznoszą już hasła zmiany systemowej.


Z drugiej strony warto podkreślić, że wenezuelskiej opozycji politycznej nigdy nie zależało na dialogu ale na obaleniu Chavez i całego systemu jaki stworzył. Będąc sponsorowaną przez wielki biznes a także zagraniczne fundacje siłą rzeczy dąży ona do całkowitej zmiany politycznej w kraju. Problemem władz jest też to, że w protesty włączyły się już wielkie dzielnice robotnicze jak chociażby Petare w zachodniej części stolicy, będące do tej pory bastionem poparcia dla niej. Duże protesty odbywały się już w miastach: Valencia, Maracaibo, San Cristobal and Puerto Ordaz.


Presję na Maduro usiłują wywierać Stany Zjednoczone lecz na forum Organizacji Państw Amerykańskich uzyskały poparcie jedynie Kanady i Panamy dla idei rezolucji potępiającej władze w Caracas. Maduro wszakże dobrze pamięta o w spieranym z Waszyngtonu zamachu 2002 r. zatem musi jak najszybciej skończyć z chaosem na ulicach.
                                    

Karol Kaźmierczak
fot. kremlin.ru


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną