Tusk dostał stanowisko przewodniczącego Rady, za sprzyjanie niemieckim interesom

0
0
0
/

W poprzednim tygodniu w niemieckim dzienniku środowiska biznesu „Handelsblatt” ukazał się artykuł Mathiasa Brueggemanna, w którym autor wprost pisze, że premier polskiego rządu Donald Tusk został nagrodzony stanowiskiem przewodniczącego Rady Europejskiej w podzięce za sprzyjanie Angeli Merkel w polityce europejskiej.

 

Artykuł w ogóle nie został zauważony w głównych mediach elektronicznych, gdyby nie portale społecznościowe, przeszedłby w Polsce bez echa, a przecież jest swoistym podsumowaniem blisko 8 letnich rządów Platformy i PSL-u i blisko 7-letnich samego Donalda Tuska w Polsce.

 

Teraz już wiemy dlaczego na sztandarach Platformy i PSL-u było wypisane płynięcie w głównym nurcie polityki europejskiej, który w głównej mierze był wyznaczany przez Niemcy i dlaczego taką agresję wzbudzało krytykowanie tej polityki przez ówczesną opozycję czyli Prawo i Sprawiedliwość.

 

To także dlatego po zwycięstwie Zjednoczonej Prawicy w wyborach parlamentarnych i sformowaniu przez nią rządu w niemieckich mediach, mamy do czynienia wręcz z hejtem na temat działań i zamierzeń nowych władz Rzeczpospolitej (część z tych opinii zresztą piszą polscy dziennikarze).

 

W Polsce na temat swoistego nagrodzenia Tuska stanowiskiem europejskim, za jego uległość wobec Angeli Merkel było w 2014 i na początku 2015 roku wiele publikacji w mediach niezależnych, ale ich autorzy byli traktowani wręcz jako oszołomy.

 

Autorzy tych publikacji z reguły wymieniali jako swoistą cenę za to stanowisko między innymi takie sprawy jak: rezygnacja z polskiej polityki zagranicznej dotyczącej Ukrainy, wyraźne spowolnienie w sprawie budowy w Polsce elektrowni atomowej, ślimaczenie się wydobywania gazu łupkowego i wreszcie przyzwolenie na takie położenie gazociągu Północnego, że blokuje on Gazoport w Świnoujściu.

 

W sprawie Ukrainy od Majdanu trzymaliśmy rękę na pulsie, to dzięki polskiej inicjatywie w najtrudniejszych momentach do Kijowa jeździli ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji i kiedy zaczęto podejmować strategiczne decyzje dotyczące przyszłości Ukrainy, nagle naszego kraju przy tym stole zabrakło.

 

Wówczas nawet politycy Platformy nieoficjalnie przyznawali, że była to świadoma decyzja rządu Tuska, który nie chciał aby przy tym stole negocjacyjnym pojawiły się wyraźne różnice pomiędzy Warszawą i Berlinem.

 

Niemcy i Francuzi chcieli i chcą bowiem za wszelką cenę porozumienia z Moskwą i przymuszają Ukrainę do kolejnych ustępstw, Polsce takie decyzje nie byłyby na rękę więc ówczesny premier Donald Tusk zdecydował, że nie będzie nas przy tym stole.

 

Z kolei w sprawie budowy elektrowni atomowych w Polsce rząd Tuska był niezwykle optymistyczny już od początku swojego urzędowania, w 2009 roku przyjęto strategię energetyczną do roku 2030, w której wykazano konieczność budowy pierwszej elektrowni atomowej w Polsce do roku 2020.

 

W tym celu w ramach największego polskiego koncernu energetycznego Polska Grupa Energetyczna (PGE) powołano specjalną spółkę PGE EJ1, której prezesem w roku 2011 został były minister skarbu Aleksander Grad.

 

Spółka wydała do tej pory przynajmniej kilkaset milionów złotych na różnego rodzaju opracowania związane z tą inwestycją ale od stycznia 2012 roku kiedy do Komisji Europejskiej wpłynął protest kilku niemieckich landów podpisany przez 50 tysięcy mieszkańców, prace nad jej budową przypominają do złudzenia „puszczanie pary w gwizdek”.

 

Wprawdzie PGE EJ1 pod światłym kierownictwem prezesa Grada wydawała kolejne dziesiątki milionów złotych na przygotowanie inwestycji ale już wiadomo, że skoro Niemcy się jej przeciwstawiają (u siebie wygasili wszystkie elektrownie atomowe), to nie ma szans aby powstała.

 

Zresztą w kampanii wyborczej potwierdziła to także ówczesna premier Ewa Kopacz, która dosyć niespodziewanie oświadczyła, że to Prawo i Sprawiedliwość naciska na jej budowę, a jej rząd tego nie chce.

 

O łupkach w Polsce i Gazociągu Północnym nie wypada nawet wspominać, wiemy doskonale, że po 8-letnich rządach Platformy i PSL-u obydwie sprawy są przegrane.

 

Koalicja Platformy i PSL-u prowadziła tak przez 8 lat sprawy wydobycia gazu łupkowego w Polsce, że większość zagranicznych inwestorów już się z Polski wycofała (intensywne poszukiwania gazu łupkowego w Polsce bardzo nie podobały się Niemcom i Francuzom, a także co oczywiste Rosjanom), a własnymi siłami z tym problemem sobie nie poradzimy.

 

Z kolei rury Gazociągu Północnego na wysokości Świnoujścia zostały tak położone, że do Gazoportu będą dopływały tylko gazowce o niedużej wyporności. Donald Tusk został uspokojony przez kanclerz Angelę Merkel, że jak będzie taka potrzeba to gazociąg się zakopie.

 

Wprawdzie każde dziecko wie, że ta obietnica jest kompletnie nierealna, jednak Tusk ją przyjął bez zmrużenia oka, bo tak należało, skoro już wtedy starał się o wysokie stanowisko unijne.

 

Teraz Rosjanie i Niemcy przesądzili o położeniu dwóch kolejnych rur Nord Streamu 2 wzdłuż istniejącego i trudno będzie tę inwestycję zatrzymać na poziomie europejskim, bo stoją za nią oprócz rosyjskiego i niemieckich także koncerny z Francji, Holandii i Włoch.

 

Po tej publikacji w niemieckim dzienniku przynajmniej będzie jasne, że także według Niemców stanowisko przewodniczącego Rady dla Donalda Tuska, to nagroda za sprzyjanie ich interesom.

 

 

Dr Zbigniew Kuźmiuk


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną