Biedroneczko, leć do nieba - przynieś mi kawałek... tęczy?

0
0
0
/

Echem niesie się wieść, że sieć sklepów Biedronka rozprowadza słownik dla najmłodszych, w którym występują takie hasła, jak „homofob”. Czyżby Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej utwierdził Pedro Pereirę da Silvę w przekonaniu, że może deprawować polskie dzieci?

 

Postaram się na początku tekstu wyjaśnić pewną wątpliwość. Wbrew obiegowym opiniom – pojęcie „homofobii” nie jest wcale terminem naukowym. Jest to słowo-wytrych, używane przez bardzo konkretne środowiska, wykorzystujące cudzą chorobę do agresywnego lobbowania swoich postulatów. Słowo to funkcjonuje na podobnej zasadzie, co takie pojęcia, jak „faszysta”, „antysemita”, czy w końcu „pod-człowiek”. Można pod nie podpiąć wszystko i każdego.

 

Choć większość mediów histerycznie płacze nad tym, iż parujące się grupy sodomitów nie mogą adoptować dzieci, gdyż „wredne homofoby” odbierają im jakieś bliżej nieokreślone prawa, mówienie o tym, że pewne wytarte hasła są po prostu niepoprawne jest niemodne. Modnym dziś jest posiadanie homo-przyjaciela, często w filmach i serialach przedstawianego, jako facecika czułego, zadbanego, tolerancyjnego i gotowego zawsze wysłuchać problemów swoich przyjaciółek. Modne jest położenie kwiatów na spalonej, tęczowej instalacji w Warszawie, jak swego czasu pokazywała pani Górniak. Modne jest zamieszczanie na swoich zdjęciach profilowych tęczowej flagi z sześcioma kolorami, jak Zuckerberg – swoją drogą, ciekawa sprawa z tym symbolem.

 

Tęcza ma kolorów siedem, a nie sześć, czyżby więc podświadomie wiedzieli, że ich seksualność jest niepełna..? Zostawmy jednak lewackie prowokacje na Placu Zbawiciela i wróćmy do „Małego słownika ważnych pojęć”, który można od jakiegoś czasu nabyć w lokalnych „Biedronkach”. Słowniczek skierowany jest do najmłodszych, czyli do ludzi, którzy są najbardziej podatni na manipulację i sugestię. Autorzy książeczki nie pozostawiają wątpliwości, jaki jest cel ich publikacji – wystarczy przeanalizować rysunki, którymi opatrzone są hasła „homofob” i „homoseksualizm”. W przypadku tego pierwszego, homofoba, mamy do czynienia z krótkim opisem: „Homofob to ktoś, kto nie lubi homoseksualistów”. Już w tym miejscu mamy do czynienia z perfidnym implikowaniem postaw i nienaukowym słowotokiem.

 

Czy przypadkiem wszelkiego rodzaju fobie nie są irracjonalnym strachem przed czymś, a nie postawą, gdy się czegoś nie lubi? W takim razie, wedle standardów tegoż słowniczka, praktycznie każdy, kto ma poglądy bardziej konserwatywne jest „homofobem”. To pojęcie puste, do którego można wrzucić wszystko i wszystkich - od prostego i niewinnego: "nie lubię homoseksualistów", poprzez "moja wiara tego nie dopuszcza i moim obowiązkiem jest przeciwdziałać ich społecznemu panowaniu", a skończywszy na – godnym pożałowania – "pedały do gazu".

 

Autorzy zatem jednoznacznie określają, że każdy, kto nie jest za genderrewolucją – jest homofobem. Jak przystało na tolerancyjnych: kto nie z nami, ten przeciwko nam - słodkie, czyż nie? Jakby tego było mało - z lewej strony od opisu mamy sztandarowy przykład lewackiej manipulacji: oto sfrustrowany, czerwony na twarzy koleś patrzy z głębokim obrzydzeniem i nienawiścią w stronę dwóch niewinnych, uśmiechniętych, różnokolorowych panienek, będących najwyraźniej na przemiłym spacerku z pieskiem, trzymając się w jakże romantyczny sposób za łapki.

 

Przy wspomnianych dwóch lesbijkach pojawia się opis: „Homoseksualista to człowiek, którego pociągają osoby tej samej płci: homoseksualnego mężczyznę pociągają mężczyźni, homoseksualną kobietę pociągają kobiety.” Ktoś mógłby rzec, że sodomici w społeczeństwie istnieją, więc takowy opis w słowniku nie powinien nikogo dziwić. Można by się z tym zgodzić, gdyby całość nie była okraszona tak jednoznacznymi, narzucającymi światopogląd obrazkami – a należy pamiętać, że na dzieci mocniej działają obrazki, niż same hasła – z dość obrzydliwą próbą manipulowania w opisie hasła, którego być w słowniku nie powinno. Ale cóż, tęczowym serduszkom nie da się wyjaśnić tak oczywistych rzeczy. Dla nich lobbing na rzecz zboczeń jest szczytem obiektywizmu, bo przecież „wiadomo”, że jedynie wierzący prezydent cokolwiek narzuca.

 

Wydaje się, że słowa papieża Franciszka – te ze słynnego, zmanipulowanego przez lewicę wywiadu – były prorocze: „Problemem nie jest posiadanie tej skłonności, nie - musimy być braćmi. To jedna kwestia, inną jest natomiast lobbing, zarówno lobbing biznesowy, polityczny, czy lobbing masoński - tak wiele lobbowania. To jest dla mnie najpoważniejszy problem.”

 

Maciej Kałek


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną