Polskę trzeba budować w rzeczywistości, a nie w Internecie

0
0
0
/

Media społecznościowe ocalą Polskę - takie wnioski nasuwają się po lekturze części artykuł powyborczych. Komentatorzy zwracali uwagę, że wskutek utworzenia drugiego obiegu informacji w Internecie młodzi ludzie myśleli poza schematami. Niektórzy mówili, że mieli własne zdanie, czy jak to się ładnie teraz nazywa, tworzyli narracje. Teksty te pominęły pułapkę wirtualną.

 

4 czerwca 2015 roku w Syrii armia amerykańska przeprowadziła dwa naloty na bazę ISIS w Rakka. Lotnictwo USA wykorzystało autoportret terrorysty, czyli tzw. selfie. Państwo Islamskie bardzo dba o bezpieczeństwo operacji. W jego ramach korzystają z specjalnego oprogramowania do szyfrowania SMS i rozmów Textsecure, czy Redphone. Usuwają metadane np. EXIF z fotografii w celu uniemożliwienia rozeznania np. używanych budynków.

 

Rodzimi internauci nie wykorzystują tak zaawansowanych technik. Tym samym rozpracowanie kluczowych postaci dla zwolenników i przeciwników danej opcji politycznej jest ułatwione. Zbieranie masowych informacji o obywatelach innego państwa jest nowym trendem działań wywiadowczych.

 

Podczas ataku 5 czerwca 2015 na Stany Zjednoczone chińscy haktywiści zdobyli informacje 4 milionów amerykańskich obywateli. Ściślej mowa tutaj o hakerach-żołnierzach i prowadzeniu cyberwojny. Uzyskane informacje według ekspertów są przepustką do głębszej infiltracji systemu informatycznego USA. Haktywiści między innymi zaznaczyli swą działalność przy Federal Investigative Service, która przetwarza informacje o współpracownikach oraz urzędnikach posiadających uprawnienia w dostępie do informacji.

 

Internet daje złudne poczucie anonimowości. Firma Raython opracowała system Rapid Information Overlay Technology (RIOT). System w oparciu o sieci społecznościowe tworzy listę powiązań towarzyskich, czy ulubione miejsca w jakich ktoś przebywa łącznie z najczęstszymi godzinami wizyt. Jest możliwe, że działania w sieciach społecznościowych mogą być mniej spontaniczne a bardziej kreowane. Wystarczy, że za pomocą oprogramowania zostaną zdefiniowani liderzy opinii oraz zostaną w jakimś sposób pokierowani. Powyższe twierdzenie jest przypuszczeniem, ale opartym na faktach, bo takie możliwości już istnieją.
Wirtualna pułapka wyraża się oprócz handlu prywatnością również przekonaniem o „zbawczej” roli sieci. W sieciach społecznościowych informacje są szybko przekazywane, lecz nie koniecznie mowa tu o wiedzy.

 

Również czym innym jest zainteresowanie danym tematem a realne poparcie. Paweł Kukiz na oficjalnej stronie Facebook ma 343 498 polubień a uzyskał 3 099 079 głosów, czyli ponad dziesięciokrotnie więcej. Dla porównaniu Janusz Korwin Mikke przy 639 777 „lajkach” uzyskał w rzeczywistym głosowaniu 486 084 skreśleń na kartach wyborczych. Innymi słowy wynik ten objął dwie trzecie jego wirtualnych sympatyków.

 

Miarą rzeczywistego zaangażowania człowieka są akty poza wirtualne. Kliknięcie na „lubię to”, „wykop”, czy podpisanie automatycznej petycji są łatwiejsze niż faktyczne uczestnictwo oraz zaangażowanie własnych finansów. Zwłaszcza z tym ostatnim bywa różnie. Dla przykładu publicysta Stanisław Michalkiewicz podaje, że w maju 2015 roku odnotował 72 wpłaty od 71 osób. Jednocześnie w tym samym miesiącu zanotował 416 513 odwiedzin strony. Pojawia się tu wyraźny rozdźwięk między faktycznym zaangażowaniem a wirtualnym.

 

Oczywiście przytoczone tutaj dane są dość powierzchowne. Nie obejmują średnich z dłuższych okresów oraz zupełnie ignorują inne czynniki. Jeśli każdy prześle kilka złotych w ramach poparcia dla ulubionego publicysty, czy inicjatywy społecznej, mowa o dużych pieniądzach. Tych jednak brakuje, bo część internautów chce wyłącznie rzeczy za darmo. Pojawia się tu echo myślenia socjalistycznego promowanego przez haktywistów. Po prostu zapłata za treści z papierowej gazety jest uznawana za normę a za jej wersję w sieci już tak nie jest. Oba media ponoszą koszty, co jest ignorowane.

 

Drugą formą rzeczywistego udziału jest bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem. Dla jednego będzie to Marsz Niepodległości, dla innego Marsz w Obronie Życia a dla innych znów rozmowa ze starszymi sąsiadami i przekazanie informacji niedostępnych w telewizji. 

 

Opisywane tutaj kwestie wydają się oczywiste. Z drugiej strony na przykład Acer proponuje produkt o nazwie Edison. Jest niczym innym jak monitorowaniem za pomocą smartphona, czy pielucha dziecka jest sucha. Informacje są przekazywane za pomocą Bluetoothe do chmury i komputer podejmuje decyzje, czy czas, aby rodzic sprawdził „pampersa”. Trudno o bardziej wymowny przykład wychodzenia ze świata rzeczywistego do wirtualnego.

 

Zwolennicy mediów społecznościowych podkreślają, że wskutek pojawienia się smartphonów łatwiej o przekaz treści. Jednocześnie owe inteligentne telefony służą do gier. Współtworzą rynek wart 30 miliardów dolarów. W Polsce 4 miliony kobiet, czyli 51% użytkowników Facebook gra na smartphonach. Kilka dni temu jeden z portali ocenił, że 1,8 miliona internautów grało początkiem tego miesiąca.

 

Rodzi się pytanie, czy zatem to grono poważnie podchodzi do kampanii społecznych, aktywności społecznej i realnego wsparcia inicjatyw? Czy może dla nich to wyłącznie kwestia wirtualnego klikania guzików „lubię” i „popieram”? Budowanie przyjaznej dla nas Polski wymaga czegoś więcej niż kilku memów i ruchów myszką.

 

Jako odpowiedzialni za własną Ojczyznę jesteśmy zobligowani do wyjścia ze świata wirtualnego do rzeczywistego, udzielenia się społecznie i zmian wokół nas. Inaczej zachwyt nad mediami społecznościowymi przysłoni nam fakt, że poza słowami w sieci liczą się akcje w realnym życiu.

 

Jacek Skrzypacz

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną