Miasto-cmentarz

0
0
0
/

Przed nami próba dziejowa: mierzyć się z wszechobecnym kultem młodości i zdobywania, które zajmują człowieka w takim samym stopniu jak narodziny czy śmierć. Gromadzić doświadczenia w mądrych i dobrych proporcjach – wszak można przeżyć lat szesnaście z intensywnością przeżyć osiemdziesięciolatka i lat osiemdziesiąt z intensywnością młodzieńczą, a nie pogłębiającą w dojrzałości, prawda?

 

Czy boimy się bardziej umierania czy śmierci? Czy jesteśmy PRZYGOTOWANI na każdym etapie życia? Śmierć to temat którego unikamy, lekceważymy, odrzucamy, a wręcz zaprzeczamy. Wielu poprzez wieloletnie działania autodestrukcyjne okazuje jej swoją „przyjaźń”. Wielu dopiero po śmierci ukochanej osoby zdaje sobie sprawę jak silna łączyła ich więź.

 

Tym razem o istocie śmierci myślę w kontekście rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Po jego zakończeniu rodziny poległych stawały przed dylematem przebaczania-nie przebaczania. Powracający do stolicy po wojnie widzieli zwłoki i ruiny. Napisy, zapiski, adnotacje w zbiorach Polskiego Czerwonego Krzyża : „Trzy osoby nie pochowane” , „Mogiła bez krzyża, widoczna ręka”, ”Miejsce kaźni trzydziestu osób”, „Zwłoki NN z kamienicy przy ul… ”,”W mieszkaniu dozorcy na parapecie leżą zwęglone zwłoki” , „Dwie młode dziewczyny w niekompletnym ubraniu”, „Niemowlę mocno okaleczone”. Samotne ciała poległych stanowiły też przez ocalałymi swoiste memento humanitarne. Jak bowiem ustalić tożsamość wielu ofiar? Jak umożliwić rodzinom godny pochowek zmarłych?

 

Jakiś warszawski potwór-urzędas chciał wprowadzić imperatywnie przepis o paleniu wszystkich zwłok, bez ustalania tożsamości, liczenia się z wolą rodziny, religijnym wymiarem pogrzebu. Polski Czerwony Krzyż był za pochowaniem doczesnych szczątków w tymczasowych grobach, m.in. na Placu Starynkiewicza i ogrodzie w Instytucie Głuchoniemych. Groby były płytkie, prawie natychmiast podmywał je deszcz. Prowizoryczne tabliczki z napisami przetrwały kilka, a czasem kilkanaście dni.

 

Dzieci okrutnie oswojone ze śmiercią znajdywały – czasem przypadkowo, a niekiedy z rozmysłem – kości, które włączały do swoich podwórkowych zabaw. W ich świecie wojna i śmierć toczyły nieustannie bój o swą „żywą” obecność. Kości właśnie, powstańcze odznaki, kawałki ubrań, guziki, potłuczone głowy lalek – to były zabawki. Zabawki przeczące idei zabawy, skoro przestała już być zabawą - stała się przedłużeniem udziału z ceremonii pogrzebowej albo dalszym ciągiem wojny. Tylko czy wyimaginowanej? Przerażające zwały ziemi kryły w sobie fragmenty czaszek, piszczeli, jakieś metalowe drobiazgi, kawałki zwęglonych książek i dokumentów, które jeszcze przed kilkoma miesiącami były najważniejsze i może jedyne na świecie. W tym samym czasie hieny cmentarne przemierzały Miasto nocą i dniem, posługując się często własnego pomysłu sitami do przesiewania prochów.

 

„Nigdy Warszawa nie żyła tak blisko ze swymi zmarłymi” – czytamy w archiwalnym numerze „Gazety Ludowej” z 1945 roku. Zmarli obecni byli wówczas wszędzie: w rodzinnych opowieściach i wspomnieniach, płaczu, we fragmentach zdjęć, na podwórkach, strzaskanych mieszkaniach ocalałych fragmentarycznie przedwojennych kamienic, pośród roztrzaskanych luster, porzuconych w pośpiechu dziecięcych bucików oraz spalonych mebli. Warszawa była jednym, niekończącym się cmentarzem.

 

Do dzisiaj poruszając się po Śródmieściu, Mokotowie, Powiślu czy każdej inne prawdziwie warszawskiej dzielnicy stąpam uważnie polecając modlitwie każdej Jej miejsce znaczone krwią.

 

Marta Cywińska

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 
 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną